Rozdział 5
Nie mogłam oddychać. Nic nie
widziałam. Nie wiedziałam gdzie byłam. Czułam się jak pochowana żywcem, a może
tak właśnie było. Czy jestem w drewnianej
skrzyni?! Próbowałam kopać. Nic. Krzyczeć. Nic. Pomocy!! Dusiłam się. Gdzie
ja jestem?!
Przez szpary w drewnie ziemia
wlatywała mi do gardła. Nie wiedziałam jak długo wytrzymam. Miałam nadzieje, że
ktoś mnie znajdzie, ale ta myśl zanikała z każdą chwilą.
Nagle usłyszałam coś, a raczej
kogoś. Próbował mi pomóc. Na szczęście. Po niedługiej chwili zobaczyłam lekkie
światło i nabrałam świeżego powietrza do ust. Nie wiedziałam, że tak prosta
rzecz może okazać się najpiękniejszą w tamtej chwili.
Ktoś szarpał się z drewnianymi
drzwiczkami, potem znalazłam się w ramionach Willa.
- Znalazłem cię – szeptał mi do
ucha.
Nie wiem ile czasu się
przytulaliśmy. Może jakieś dziesięć minut. Mogłam się rozejrzeć po okolicy.
Byliśmy w lesie. Nie umiałam więcej powiedzieć. Były drzewa, ale nic poza nimi.
Powoli myślałam nad tym wszystkim. Byłam uwięziona pod ziemią w drewnianej
skrzyni, ale w momencie, gdy usłyszeliśmy warknięcie, to wymysł pochowania
żywcem wydawał się śmieszny. Oderwałam się od Willa i spojrzałam w kierunku z
którego dobiegał dźwięk.
Wilk. Stał samotnie między
drzewami patrząc na nas groźnie
wielkimi, zielonymi oczami. Gdy zdał sobie sprawę z tego, że zwrócił naszą
uwagę zaczął się do nas zbliżać. Chciałam krzyczeć, ale od tej ziemi, której
ohydny smak miałam jeszcze w gardle, nie mogłam wydusić z siebie żadnego dźwięku.
Spojrzałam na Willa. Miałam nadzieje, że zrozumie sytuacje w jakiejś się
znaleźliśmy, a on spokojnie wstał a wilk był coraz bliżej.
Obudziłam się. Gdzie jestem? W moim pokoju. Co się przed
chwilą stało? Wiele myśli przelatywało mi przez głowę zahaczając o siebie
nawzajem. Dziękowałam za to, że to był tylko sen. Czemu śniło mi się, że zostałam pochowana żywcem?! Trudne pytanie,
ale kto by zrozumiał sny.
Popatrzyłam na zegarek, który
stał na szafce koło mojego łóżka. Za dwadzieścia piąta. Jęknęłam. Chora
godzina.
Przez kolejne dwadzieścia minut próbowałam
zasnąć, ale z negatywnym skutkiem. Uznałam, że skorzystam z tak wczesnej
godziny. Ubrałam się, umyłam i wybiegłam z domu. Zwykłą trasą mojego biegania
był las, ale po takim ekscytującym śnie miałam dość drzew jak na jeden…
tydzień. Mijałam domu oczywiście znajomych mi osób. Potem poszczególne
sklepiki. Kwiaciarnie, Księgarnie, Pralnie, aż w końcu udałam się wzdłuż drogi
prowadzącej prosto do domu na wzgórzu. Dlaczego nazywałam go tak? Bo nie miałam
pojęcia jak mam go inaczej nazywać. Mieszkał w nim Will, ale przed nim Cole i
obu lubiłam.
Zatrzymałam się na samym
szczycie. Nie wiem co było w tym domu. Był olbrzymi. Wszystkich odstraszał, ale
nie mnie. Może to te wspomnienia z dzieciństwa.
- Co cię tu sprowadza –
usłyszałam za sobą głos, a serce skoczyło mi do gardła. Odwróciłam się.
- Alex, przestraszyłeś mnie.
Uśmiechnął się.
- Nie chciałem. Po prostu
zdziwiłem się widząc cię przed moim domem, gdy jest jeszcze ciemno – powiedział
i pokazał na niebo.
Czułam się niezręcznie rozmową z
nim. Wydawał się zupełnie inny niż Will, a wyglądał identycznie. Niestety.
- To co cie tu sprowadza? –
Usiadł na jakimś pniu klepiąc miejsce obok siebie. Zawahałam się przez moment,
ale w końcu usiadłam.
- Biegałam.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- O piątej trzydzieści? Ale
jesteś zawzięta.
- Nie mogłam spać – mruknęłam.
- Hej – spojrzał na mnie i ujął
moją twarz. – Nie musisz się wstydzić, gdy ze mną rozmawiasz.
Wyrwałam się mu.
- Nie lubię cię.
Tym razem moja broda była dumnie
uniesiona w górę.
Zaśmiał się.
- Powinnaś mnie polubić jeśli
masz zamiar kręcić z moim bratem.
- Nie kręcę z twoim bratem –
zaprzeczyłam nie patrząc na niego.
- Nie zdajesz sobie z tego
sprawy. On z resztą też nie.
- Nie znasz mnie.
Przytaknął.
- Masz rację, ale znam mojego brata.
Zamilkła. Zresztą on też.
Patrzyłam raz na niego, raz na
dom, a innym razem na Grace Village.
Gdy moje spojrzenie spoczęło
tylko na nim zauważyłam, że nie ma na sobie piżamy jak myślałam, tylko czarne
spodnie i czarną skórzaną kurtkę.
- Gdzie byłeś – spytałam
zaciekawiona.
Spojrzał na mnie i uśmiech
spoczął na jego twarzy.
- Spostrzegawcza jesteś –
powiedział i mrugnął do mnie. – Nie
mogłem spać. Wybrałem się na przejażdżkę moim motorem.
Oczywiście, że miał motor. Niegrzeczni
chłopcy zawsze mają motor, no i w końcu był inny niż Will. Jak było widać, nie
miał takiego dobrego gustu.
- Jak chcesz mogę cię kiedyś
zabrać – dodał po chwili.
Pokręciłam głową.
- Jak już mówiłam, nie lubię cię
i w najbliższej przyszłości to się nie zmieni.
Wstałam i już miałam pobiec w
stronę Grace, ale Alex zatrzymał mnie łapiąc mnie za rękę.
- Dlaczego zatrudniłaś mojego
brata nawet go nie znając? – zapytał. Tym razem miał opuszczoną głowę, co było
dziwne zważywszy na wielkość jego ego.
- Bo mój tata potrzebował
pomocy.
- Ale nie znasz go.
- Może zatrudnienie kogoś to
dobry początek znajomości – powiedziałam i wyrwałam moją rękę z uścisku.
Następną rzeczą jaką widział to
moje plecy coraz bardziej oddalające się od niego.
Wróciłam do domu gdzieś około
szóstej. Słońce już prawie wzeszło.
- Charlie? – usłyszałam głos
Howarda z kuchni, więc ruszyłam do niego. Howard jak zwykle już ubrany zajadał
kanapki z masłem orzechowym. – Gdzie tak wcześnie wyszłaś?
- Pobiegać – odpowiedziałam,
usiadłam naprzeciwko niego i ukradłam mu jedną kanapkę z talerza.
Skarcił mnie palcem, a potem
uśmiechnął.
- Nie za wcześnie jak na ciebie?
- Nie mogłam spać. Śnił mi się
dziwny sen.
Opowiedziałam Howardowi mój sen
pomijając jednego szczegółu. Mojego wybawiciela. Uznałam, ze po co mam mu mówić
o Willu i zastąpiłam go tajemniczym nieznajomym. Każda dziewczyna chciałaby być
uratowana przez takiego nieznajomego.
- Rzeczywiście dziwny sen –
Howard zgodził się ze mną, a potem zmierzwił mi włosy. – Dobrze, że to tylko
sen.
Uśmiechnęłam się i wstałam oblizując
palce z masła.
- Idę wziąć prysznic przed
lekcjami. Spociłam się podczas biegania – powiedziałam i cmoknęłam go w
policzek. – Zobaczymy się po szkole.
Półtora godziny później byłam
całkowicie gotowa, więc uznałam, że przejdę się do Ruby.
Zaskoczyła mnie, gdy spotkałyśmy
się pośrodku drogi.
- Wilson – krzyknęła i
przytuliła mnie na dzień dobry.
- Collins, co ty tu robisz?
- Mogłabym zapytać cię o to
samo.
Uśmiechnęłyśmy się, a potem Ruby
szarpnęła mnie za ramię i poprowadziła na chodnik.
- Wiesz fajnie, że się
spotkałyśmy, ale potrącona przez samochód nie chcę być.
Zaczęłyśmy iść w stronę szkoły.
Trwała niezręczna cisza. Uznałam, że między nami tak nie może być.
- Ruby, wiem, że nie podoba ci
się moja znajomość z Willem.
- Co ty nie powiesz – przerwała
mi.
- Dlaczego? – spytałam.
Chwile się zastanawiała i
związała sobie włosy w kucyk.
- Nie wiem. Jest w nim coś
dziwnego.
- Mówisz o Alexie.
Popatrzyła na mnie swoimi
piwnymi oczami, które podkreśliła czarnymi kreskami i ciemnymi cieniami do powiek.
Znałam to spojrzenie, choć u mojej przyjaciółki nie pojawiało się za często.
Przez ten wzrok mówiła, że zdaje sobie z tego sprawę, ale nie chce o tym mówić.
Dziwne, bo Ruby była bardzo szczerą i otwartą osobą.
- Charlie, Alex i Will są
bliźniakami…
- Ale są zupełnie inni –
podniosłam głos. – Czy ty kiedykolwiek rozmawiałaś z Willem?
- Nie lubiłaś go! – krzyknęła.
- Ale wczoraj spędziliśmy naprawdę
wspaniały dzień…
- Co?! Spotkaliście się wczoraj
po szkole? Jesteś strasznie naiwna. Will nie jest chłopakiem dla ciebie.
Zatrzymałyśmy się przed domem
Connora.
- Nie masz prawa mnie oceniać –
szepnęłam.
Nie patrzyłam na nią, tylko w
okno. Nie miałam ochoty na nią patrzeć, bo wiedziałam jak ona by na mnie
patrzyła. Tak, żeby wywołać u mnie poczucie winy. Cóż, udało jej się nawet bez
osądzającego wzroku.
Stałyśmy i czekałyśmy na Connora
nie odzywając się do siebie. Nienawidziłam tego.
Przypomniałam sobie najgorszą
kłótnie jaką miałyśmy z Ruby. To było tak dawno. Pokłóciłyśmy się o jakąś
błahostkę. Chyba chodziło o to, że zamiast spotkać się z nią, spotkałam się z
Colem, a teraz znowu kłóciłyśmy się o chłopaka. Ruby za Colem nie przepadała,
tak samo jak za Willem i tak samo nie wiedziałam dlaczego. Czasem wpadała mi
myśl do głowy, że Ruby sądziła, że zna się na ludziach lepiej niż inni i
zakazując mi się z niektórymi zadawać sprawi, że moje życie będzie cudowne po
tym jak moja mama zmarła.
Moje rozmyślania przerwał
Connor, który pojawił się przede mną.
- Cudowny dzionek, dziewczynki –
powiedział i wziął nas w grupowy uścisk. Szczegółem w tym wszystkim było to, że
tylko on nas obejmował i niestety zauważył, że między mną a Ruby było
niezręcznie.
- To chodźmy do szkoły.
I zaczął gadać o pogodzie, która
była nawet ładna, o szkole, czyli jakie lekcje go czekały i jak strasznie mu
się nie chcę, o spaniu, które uwielbia.
- Coś wiadomo o tym pożarze? –
spytał jakby oczekiwał odpowiedzi od którejkolwiek. Postanowiłam się odezwać.
Nie chciałam, żeby ten dzień został całkowicie zepsuty.
- Nie, nikt nic nie mówił.
Poszłam rano biegać, a jak wracałam nie widziałam, żeby pani Tull i pani Duke
plotkowały na werandzie.
Popatrzyli na mnie wielkimi
oczami, a potem Connor parsknął śmiechem.
- Poszłaś biegać? Rano? Ty?
Jeśli już chcesz nam wsadzić jakiś kit, kochana, to dopracuj go, żeby był
bardziej wiarygodny.
Walnęłam go pięścią w ramię, a
on udawał obrażonego.
- Nie kłamię. Nie mogłam spać.
- Więc uznałaś, że pobiegasz. To
zupełnie normalne – powiedziała niespodziewanie Ruby, oczywiście sarkastycznie.
Na szczęście nie musiałam nic
dodawać na usprawiedliwienie, bo dodarliśmy do szkoły. Niestety jeszcze trochę
zostało do dzwonka, a wszystkie lekcje miałam z Ruby. Zwykle to uwielbiałam,
ale nie wtedy.
Nagle Ruby oddzieliła się od nas i poszła w stronę.
Nagle Ruby oddzieliła się od nas i poszła w stronę.
- Dobra, o co chodzi? – spytał
Connor.
- Ruby jest
wkurzona, że byłam wczoraj z Willem. Nie rozumiem tego. Nie zna go, a ja
myliłam się co do niego. Myślisz, że kto normalny zgodziłby się na prace u
zupełnie nieznanej mu osoby, która zaczęła go wypytywać o jego życie przy
pierwszym spotkaniu. Myślę, że nikt, ale on zdał sobie sprawę, że naprawdę mi
zależy – przerwałam, żeby wziąć dłuższy oddech i położyłam się na trawniku.
Connor zrobił to samo, a moja głowa spoczęła na jego ramieniu. – Postąpiłbyś
tak jak on? Tak, dlatego, że jesteś najmilszą osobą jaką znam, a teraz pomyśl o
kimś innym. O kimś kogo obchodzi tylko on sam. Postąpiłby tak? Wątpię.
- Rozumiem, Charlie. Nie poznałem żadnego z
nich, ale wierzę ci. Jesteś moją
przyjaciółką. Dla Ruby też. Ona po prostu potrzebuje trochę czasu. Do naszego
miasteczka rzadko ktoś się przeprowadza. Ruby musi tylko to pojąć, że ktoś nowy
jest w naszym środowisku.
Zaśmiałam
się. Tłumaczenia Connora były bezbłędne, ale przy tym pełne humoru. Potem, jak
skończyliśmy temat Ruby, rozmawialiśmy o różnych kształtach chmur i
zastanawialiśmy się jakie dziwne wzorki można by było stworzyć na niebie
samolotem.
- Cześć,
Charlie – usłyszałam głos Willa nad sobą, więc szybko usiadłam.
- Hej. Poznałeś
Connora? – zapytałam wskazując na mojego przyjaciela, który już wstał i podał
Willowi rękę.
- Connor
Bradshaw, miło mi.
- William
Scott.
Wstałam z
ziemi, spojrzałam na zegarek w telefonie i szybko się otrząsnęłam.
- Dobra,
fajnie, że się już znacie, ale za pięć minut lekcję, a ja nie wyjęłam książek z
szafki, więc was opuszczę.
- Odprowadzę
cię na lekcje – dodał szybko Will i ruszył za mną.
- Wiesz, że
zajęcia mamy po przeciwnych stronach szkoły.
- To drugi
dzień. Chyba nic mi nie zrobią za spóźnienie – powiedział i puścił do mnie oko.
- Jak chcesz.
- To jak ci
minął wczorajszy wieczór z tatą?
Wzruszyłam
ramionami.
- Okazało
się, że utknął w papierach, więc nic nie robiliśmy.
- Szkoda.
- A tobie,
jak minął wieczór?
- Graliśmy z
Alexem w kosza, a potem zobaczyliśmy ogień, więc pobiegliśmy zobaczyć co się
stało. Wiesz już coś o tym?
- Wiem tylko,
że nikomu nic się nie stało.
- Całe
szczęście.
Zatrzymałam
się przy szafce i zaczęłam szukać książek do historii. Will oparł się o szafki
obok.
- O której
dzisiaj kończysz? – spytał.
- Jeszcze nie
ustalili kiedy będzie dziennikarstwo, więc koło drugiej. Lubię tak wcześnie
kończyć. A jest powód dla którego się pytasz?
- Bo wiesz,
okazało się, że mam straszne zaległości z angielskiego. Moja stara szkoła jest
na niższym poziomie niż ta, więc przydałaby mi się pomoc. Od razu pomyślałem o
tobie. Dowiedziałem się, że masz dodatkowe semestry i jeszcze to
dziennikarstwo. Wiem, że pewnie masz mało czasu, więc nie będę się narzucał jak
nie możesz.
Popatrzyłam
chwile na niego.
- Tylko ty? –
spytałam.
- Słucham? –
odpowiedział pytaniem.
- Czy tylko
ty masz zaległości?
Uśmiechnął
się, bo wiedział, że nie zgodziłabym się mu pomóc jakby dołączyli do nas Alex i
Brooklyn.
- Tylko ja.
Oni już zaliczyli wszystkie semestry, a ja wole matematykę.
Skrzywiłam
się, gdy to usłyszałam.
- Może
moglibyśmy oboje sobie pomóc. Moja nauczycielka zostawała specjalnie dla mnie
po lekcjach, żebym cokolwiek chwyciła z algebry, ale niestety nic do mnie nie
trafiło i musze dalej się męczyć i zaliczyć.
- Chętnie ci
pomogę – powiedział i uśmiechnął się, pokazując dołeczki w policzkach. –
Dzisiaj po lekcjach?
- To jesteśmy
umówieni – mrugnęłam do niego i zamknęłam szafkę.
W tym samym
momencie zadzwonił dzwonek. Ruszyliśmy w stronę sali, w której miałam pierwszą
lekcję, a Will wziął ode mnie książki.
- Kończymy
razem, więc możemy potem skoczyć do mnie.
- Mi tam
pasuję. Wszystko zależy od ciebie.
- No to
zróbmy tak. Pojedziemy do mnie. Zrobię obiad i o piątej pójdziemy do warsztatu.
Co ty na to?
- Będzie
chyba okej. Jak masz zamiar mi gotować to ja jestem za.
Zaśmiałam
się.
- Miałam
zamiar dać obiad Howardowi, ale pewnie znajdą się dla ciebie jakieś resztki.
- Dzięki –
powiedział jak już byliśmy na miejscu. Oddał mi książki i pocałował w policzek.
Weszłam do
sali i zobaczyłam, że oczy moich przyjaciół są wpatrzone we mnie.
Usiadłam obok
Connora.
- Co tam? –
spytałam, żeby oderwać jego myśli od Willa i mnie.
- Kochanie,
pamiętam, że mówiłaś, że między tobą a Willem nic nie ma, ale otwórz oczy. Tylko
ty tego nie widzisz.
- Sądzisz, że
coś między nami jest?
- Tak –
odpowiedział bez większych rozmyślań.
- Śmieszny
jesteś – uśmiechnęłam się.
Jakoś szybko
zleciał mi czas do lunchu, ale byłam strasznie głodna, więc cieszyłam się. Gdy
weszłam do kafeterii razem z Ruby i Connorem zobaczyłam Willa, który poklepywał
krzesło obok siebie, co miało znaczyć, żebym tam usiadła. Niestety przy tym
samym stole siedzieli Alex i Brooklyn.
- Nie ma mowy
– powiedziała Ruby, gdy go zobaczyła.
- Ostatnia
klasa, zmiana miejsca nam się przyda
Byłam
wdzięczna Connorowi, że to powiedział. Nie, może wdzięczna to nie jest to słowo
jakiego bym użyła. Byłam szczęśliwa, że to powiedział.
Usiedliśmy,
więc razem z Willem.
- Cześć –
uśmiechnął się do mnie.
- Hej.
- Witamy – powiedział
Alex i przerzucił ramie przez oparcie krzesła Brooklyn. – Co was, słoneczka, tu
sprowadza?
- Alex –
pogroził Will
- No co,
braciszku? Grzecznie się spytałem.
Brooklyn
zachichotała pod nosem. Dopiero wtedy zwróciłam na nią uwagę. Miała na sobie krótkie
spodenki, które podkreślały jej długie nogi i czerwony top, spod którego było
widać jej idealnie płaski brzuch. Gdybyśmy nie byli w szkole pewnie bym
zazdrościła jej takiego ciała, ale byliśmy. Nie zrobiła dobrego pierwszego
wrażenia na nauczycielach.
- Oj, Will,
nie wiem o co ci chodzi. To tylko niewinne pytanie – powiedziała cała
rozweselona Brooklyn
- Pytania
Alexa nigdy nie są niewinne.
Czułam się
jakbym była piątym kołem u wozu, moi przyjaciele pewnie też. Rodzinka Scottów
mierzyła siebie wzrokiem jakby mieli się zaraz pozabijać, a między nimi była
niewidzialna błyskająca błyskawica.
Zaczęli się
kłócić o zachowanie Alexa, a ja tylko patrzyłam jak wszyscy reagują. Will i
Alex mówili do siebie z podniesionym głosem, a Brooklyn co jakiś czas dorzucała
swoje trzy grosze. Ruby bawiła się plastikowym widelcem, którym nawet nie
tknęła swojego jedzenia, a Connor jak zwykle, miał wzrok wczepiony w ekran
telefonu i wysyłał wiadomości do kolegów z drużyny, bo nie wiedział o której
mają trening.
Zdałam sobie
sprawę, że zupełnie zapomniałam o głodzie, ale musiałam coś zjeść przed
następnymi lekcjami, więc wyjęłam z torby plastikowe pudełko, w którym miałam
spaghetti, które zrobiłam wczoraj i
butelkę z sokiem pomarańczowym.
Zajęłam się
jedzeniem, ale krótką chwile potem zabrzęczał mi telefon w przedniej kieszeni
spodni. Wyjęłam go i spojrzałam na ekran. Wiadomość od nieznanego numeru.
„Nie ufaj im”
Kto mi mógł
to wysłać?
„Przepraszam,
ale nie mam zapisanego numeru. Kto pisze?” – odpisałam nieznajomemu i czekałam
na odpowiedz.
Ktoś złapał
mnie za ramię.
- Wszystko
okej? – spytał Will.
Nie zdałam
sobie sprawy, że przestali się spierać.
Włożyłam
telefon z powrotem do kieszeni i wróciłam do jedzenia.
- Tak –
powiedziałam ze sztucznym uśmiechem na twarzy.
Will spojrzał
na mnie jakby wiedział, że kłamię i o tym, że nie chcę o tym rozmawiać, więc
odpuścił i odwzajemnił uśmiech.
- Will, jakie
masz plany na popołudnie? – wtrąciła Brooklyn
- A czemu
pytasz?
- Potrzebuję,
żeby ktoś mnie zabrał na zakupy do Atlanty.
- To nie mogę
ci pomóc – oznajmij Will z takim uśmieszkiem, że chciało mi się śmiać. Jakby ta
odmowa sprawiła mu przyjemność.
- Czemu? –
dociekała.
Ale ona mnie
drażniła. Żując gumę do żucia była jeszcze bardziej denerwująca. I jeszcze to
jej idealne ciało. Aż chciało się ją zabić.
- Bo jestem
umówiony.
Widziałam, że
pod stołem Will ma zaciśnięte pięści. Nie lubił swojej kuzynki.
- Z kim?
- Brooklyn,
to jest jakieś przesłuchanie?
- Po prostu
nie lubię niezręcznej ciszy – uśmiechnęła się, ukazując śnieżnobiałe zęby.
- I trzeba
jej przyznać, że wybrała naprawdę ciekawy temat – dodał Alex, który ledwie
powstrzymywał się od śmiechu.
- Zgadzam się
– powiedziała … Ruby. – Will, z kim się dzisiaj spotykasz?
Alex
zszokowany spojrzał na nią i od razu pojawiły się iskierki w jego oczach. Nie
wiedziałam czy to dlatego, że Ruby mu się podobała, czy może chodziło o temat
rozmowy.
- Ze mną –
odpowiedziałam z podniesioną głową.
Jak to
powiedziałam przy stoliku zrobiło się cicho, a wszystkie spojrzenia były
zwrócona na mnie. Nawet Connor oderwał się od telefonu.
- Kiedy ślub?
– głos Alexa przerwał ciszę.
- Za pół
roku. Nie jesteś zaproszony – powiedziałam, zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z
kafeterii.
Cześć! Nominowałam Cię do Liebster Award ;>
OdpowiedzUsuńWięcej informacji na moim blogu!
http://milosc-czyni-nas-klamcami.blogspot.com/ ;3
***
Ha! Przeczytałam xD Genialne :*