wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział 3

Rozdział 3

Wątpię, że tylko dla mnie było trudno wstawać tak wcześnie. No ale myśl, że budzisz się, żeby pójść do szkoły, najbardziej mogła zdołować. Niedorzeczność. Myślałam o tym, podczas dziesięciominutowej drogi do szkoły. Z Ruby i Connorem miałam się spotkać już na miejscu. Byłam tak zmęczona, że oddałabym wszystko za samochód. Mogłam się zabrać z Ruby.
Po krótkiej chwili stałam naprzeciw mojej ukochanej szkole. Tak samo duża, tak samo czerwona i tak samo nudna, jak przed wakacjami.
Mijałam znajomych, którzy witali się ze mną, z uśmiechem, a także tych co nie byli już tacy weseli.
- Panno Wilson – usłyszałam za sobą bardzo dobrze znany mi głos.
Odwróciłam się, a przede mną stała Georgina, a u jej boku stali Will i Alex.
- Dzień dobry, pani dyrektor – powiedziałam z fałszywym uśmiechem.
- Panno Wilson, chciałam pani przedstawić dwóch nowych uczniów naszej szkoły, Williama i Alexandra. Będą w mojej klasie hiszpańskiego. Chcę, żebyś pokazała im szkołę.
A miałam nadzieje, że chwila, w której jeszcze mi szkoła nie przeszkadza, będzie minimalnie dłuższa.
- Oczywiście, pani dyrektor. Proszę, chodźcie za mną.
Cały czas się uśmiechałam. Jednak jak chciałam już od niej jak najszybciej uciec, zatrzymała mnie.
- Charlie, mam nadzieję, że w tym roku jednak będziesz kandydowała na przewodniczącą.
Rozmawiałyśmy o tym, od kiedy mnie poznała w dziewiątej klasie.
- Z racji tego, że to ostatnia klasa będę to rozważać, jednak nie wiem, czy znajdę czas – wytłumaczyłam jej najspokojniej jak się dało.
- A panna Collins? – naciskała.
- Jak pani wie, pani dyrektor, Ruby nie jest zainteresowana.
- No racja. Jej charakter jest dość burzliwy. No i jeszcze to zawieszenie w tamtym roku.
Zapomniałam wspomnieć. Ruby została zawieszona w tamtym roku na miesiąc, za przeklinanie do pana od nauk politycznych. Zaczęła się kłócić o pewną, nie słusznie, daną jej ocenę. No ale każdy wie jak kończy się pyskowanie do nauczyciela i to jeszcze takiego jak pan Shoemaker. Od razu trafiła na dywanik i tylko dzięki swojemu ojcu została zawieszona tylko na miesiąc.
- No dobrze. To pozostawiam ich w twoich rękach, Charlie. Miłego dnia – powiedziała i odeszła, nawet nie czekając na odpowiedź.
Spojrzałam na bliźniaków. Strasznie dziwnie było widzieć ich razem.
- No to mam nadzieję, że poradzicie sobie sami – powiedziałam przemiłym głosikiem.
- Czyli nie masz zamiaru nas oprowadzić, królewno? – spytał Alex.
- Co wy macie z tą królewną?! – podniosłam lekko głos.
Obaj byli ubawieni.
- No proszę, Charlie. Przecież pomogłem ci – odezwał się Will.
- Myślisz, że pomocą nazywa się przyjęcie pracy?! Nie musiałeś jej przyjmować! Jeśli masz coś jeszcze do powiedzenia, zachowaj to dla siebie, żeby się nie pogrążać.
- Mrrr, jaki ostry język. Myliłem się co do ciebie – powiedział Alex.
- Dzięki za wiadomość, a teraz się skupcie. Nie lubię was, nawet bardzo. Nie wiem dlaczego, ale od razu nie przypadliście mi do gustu, więc co powiedziecie na taki układ. Po prostu nie wchodźmy sobie w drogę. Udawajmy, że nigdy się nie poznaliśmy. Co wy na to?
Nie chciało mi się z nimi grać w jakieś głupie gierki, więc postawiłam sprawę jasno i wyraźnie.
- A możemy się nie zgodzić? – spytał Will.
- Raczej, nie – odpowiedziałam szybko.
- Zastanowimy się nad tą propozycją – oznajmił Alex. – A jeśli chodzi o twoją przyjaciółkę…
- To zostawisz ją w spokoju – przerwałam mu.
- To też przemyślimy – uśmiechnął się
Chyba sobie ze mnie żartował. Na szczęście na ratunek przyszli mi moi przyjaciele.
- Charlie, co ty tu robisz? Mieliśmy się spotkać przed wejściem.
Ruby i Connor podeszli i pocałowali mnie w policzek.
- Georgina mnie zatrzymała i kazała ich oprowadzić, ale to już mam z głowy. Prawda? –pytanie skierowałam do bliźniaków. - Powiem wam tylko, gdzie macie pierwszą lekcję. Od czego zaczynacie?
- Od chemii – odpowiedzieli razem.
- Jak miło. Zapewne byliście w gabinecie drogiej pani dyrektor. Sala chemiczna jest dokładnie obok.
- Dzięki – powiedział Alex i puścił oko do Ruby, na co ona pokazała mu środkowy palec. Skromna, jak zwykle.
Will skinął mi tylko głową i poszli. Na szczęście.
- Nienawidzę tych dwóch – powiedziała Ruby.
- Wiedziecie, że obaj na was lecą – dodał Connor.
Od razu zaczęłyśmy się śmiać. To było niedorzeczne. No dobra, Will powiedział, że się do mnie zaleca, ale to był żart, a Alex? Na pewno nie leciał na Ruby.
- Upadłeś na łeb? -  spytała sarkastycznie Ruby. – Connor, twój gejowski radar nie działa na hetero.
- Oj, chyba jednak w tym przypadku działa.
Zaproponowałam, żebyśmy już pomału zmierzali w stronę sali. W drodze spytałam się, dlaczego Connor tak sądzi. Powiedział tylko, że to taka męska telepatia. Faceci robią pewne gesty, które mówi „ona jest moja, nie waż się jej dotknąć”. Można by było powiedzieć, że to jest jeden powód, dla którego kobiet nie rozumieją mężczyzn, i vice versa. Choć dalej tego nie rozumiałam, nie miałam ochoty dalej się w to zagłębiać. Nie obchodziło mnie to, bo wiedziałam swoje. Nie było opcji, żeby ten arogant kiedykolwiek zagościł w moim życiu, nawet jako przyjaciel. No może nie kiedykolwiek, ale na pewno przez następne parę godzin.

Po trzech lekcjach, miałam już dość i byłam wdzięczna komuś, kto wymyślił lunch oraz kafeterie szkolną. Usiadłam z Ruby i Connorem tam gdzie co roku. Wszystko było tak jak wcześnie, no może poza nowymi uczniami z najmłodszej klasy i oczywiście, bliźniakami. Jedna rzecz mnie zaskoczyła najbardziej. Koło Willa siedziała dziewczyna o nieprzeciętnej urodzie. Zastanawiałam się kim ona była, bo nie wyglądała na piętnastolatkę, ani jakby chodziła do dziewiątej klasy. Była w moim wieku. Długie blond włosy, wielkie niebieskie oczy. Była ubrana tak naprawdę normalnie. Jeansy, granatowa bluzka i buty na obcasie, ale z jej figurą pewne we wszystkim wyglądała fantastycznie. Trochę jej zazdrościłam. Nie dlatego, że siedziała z tymi arogantami. Pomyślałam, że ta dziewczyna, ze względu jak wygląda, ma dość mało problemów. Wiedziałam, że mógł to być niesprawiedliwy osąd, ale wystarczało tylko na nią spojrzeć.
Nagle zdałam sobie sprawę, że moi przyjaciele byli świadkami mojego przenikliwego patrzenia na towarzyszkę Willa i Alexa. Myliłam się. Ich wzrok również był wetknięty w tajemniczą blondynkę.
Na chwile moje oczy zatrzymały się na Willu. Niestety w złym momencie, ponieważ jego oczy były zwrócone wprost na mnie. Może Connor miał rację. Może Will coś we mnie widział. Nawet tak nie myśl!- skarciłam się w myślach, jak zwykle. On widzi coś tylko w sobie i jego maleństwu, choć musiałam przyznać. Ja też widziałam coś w jego maleństwu.
- Wilson! – krzyknęła na mnie Ruby, a ja oderwałam wzrok od Willa.
- Co?
- Kto to? – to pytanie wypadło z ust Connora.
- A co cię to obchodzi, jesteś gejem – chciała mu dogryźć Ruby, ale coś jej się nie udało.
- Kochanie, wiem, że jestem gejem, ale nie jestem ślepy i takiej laski nawet gej nie omija z obojętnością. Wręcz jej zazdrości.
Patrzyłam na niego z otwartymi ustami. Tym mnie bardzo zaskoczył, ale mówiłam, że wystarczy tylko na nią spojrzeć.
Ruby prychnęła.
-A co? Chcesz wyglądać tak jak ona? Mogę się założyć, że jest stereotypową blondynką.
Tym razem Connor prychnął.
- Czyli pewnie ma łatwo w życiu.
Uśmiechnęłam się. Mój kochany przyjaciel.
- A tak w ogóle, zauważyłaś Ruby, że ty jesteś stereotypową rudą dziewczyną? – dodał Connor.
Ruby chyba nie wiedziała o co mu chodzi, więc powiedziałam.
- Rude to wredne, Ruby.
Ona się tylko uśmiechnęła i wzięła widelec z sałatką do ust.
- Przynajmniej ty nie jesteś stereotypowym gejem – powiedziałam do Connora.
- To znaczy? Bo wiesz jak dużo jest stereotypów o gejach.
- Nie ubierasz się jak dziewczyna. W ogóle nie jesteś dziewczęcy. Uwielbiasz samochody i siatkówkę…
Oczywiście, nie mogłam dokończyć zdania, bo moja przyjaciółka musiała dodać swoje trzy centy.
- I jesteś przystojny. Dużo facetów chciałoby wyglądać jak ty, a co dopiero mieć takie wzięcie u dziewczyn.
Ironia, co? Connor miał strasznie dużo powodzenie u dziewczyn. Niestety tylko u dziewczyn. Nawet jak wyjeżdżał z Grace Village na międzystanowe zawody wracał z paroma numerami telefonu.
- Dzięki, ale jakoś mnie to nie pociesza – powiedział z nutką ironii, co mu się rzadko zdarzało.
- A do jakiego stereotypu możemy dokleić naszą kochaną Charlie – zaciekawiła się Ruby.
- Czemu gadamy o stereotypach? – zapytałam, bo oczywiście nie miałam ochoty rozmawiać o mnie.
Zaśmialiśmy się wszyscy i wróciliśmy do głównego tematu.
- No to co z tą blondynką, naszych drogich bliźniaków? – zaczęłam Ruby.
Jaka była nasza podstawowa hipoteza? Była pewnie któregoś ze Scottów. Jak ich siostra nie wyglądała, a możliwość, że dopiero się poznali, była dość mała.
Nagle poczułam, że ktoś stoi za mną i lekko szturcha w ramię. Po minach moich przyjaciół mogłam się domyślić kto to.
- Czego chcesz, Will? – spytałam go nawet się nie odwracając.
- Możemy porozmawiać? – spytał, a ja odważyłam się na niego spojrzeć.
- Mamy o czym?
Powiedziałam mu wcześniej, co sądzę o nim, o naszej znajomości i dalszym kontakcie, ale chyba mnie dobrze nie zrozumiał.
- O pracy.
Jak tylko to powiedział, wstałam od stołu przepraszając moich przyjaciół.
Zawsze w czasie lunchu korytarz szkolny był prawie pusty, a sale najczęściej otwarte. Will poprowadził mnie do jednej z nich. Do sali od angielskiego. Nie było by w tym nic dziwnego dopóki nie zamknął drzwi.
- To o co chodzi? – zaczęłam, żeby mieć to jak najszybciej z głowy.
- Chciałem się spytać o godziny pracy.
Ulżyło mi. Przez całą drogę do tej sali, myślałam, że odwidziała mu się ta praca.
- Szczerzę, w ogóle o tym jeszcze nie myślałam. Muszę to też przegadać z tatą. Może spotkamy się po szkole w warsztacie albo dasz mi swój numer.
- Spokojnie – powiedział i położył ręce na moich ramionach. Chyba zaczęłam za szybko mówić. – Nie musisz się stresować. Nie chcę z niej zrezygnować. Po prostu chciałem sobie ustalić plan dnia. W tym tygodniu myślę, że powinienem trochę poznać miasto, ale naprawdę nie musisz być taka spięta.
- Jesteś pewien, że chcesz tam pracować? Nie chcę cię naciskać, oczywiście. Zrozumiem, jeśli nie będzie ci to odpowiadała. - Mówiłam i mówiła, a on w pewnym momencie się zaśmiał- Czemu się ze mnie śmiejesz? –spytałam, trochę zakłopotana.
- Naprawdę ci zależy. Bardzo uroczo to wygląda.
Moje policzki stały się czerwono. Connor miał naprawdę rację. Cholera.
- Nie rozmawiamy teraz o tym, jak bardzo mi zależy. Pytałeś, a ja grzecznie odpowiadam. Wątpię, żebyś wolał, żebym była niegrzeczna.
Will zbliżył usta do mojego ucha.
- Może bym wolał, żebyś była niegrzeczna – szepnął.
On był taki bezczelny. Nie mogłam zrozumieć co mnie do niego przyciągało. Moje policzki wrzały z gorąca. A on szeptał dalej.
- Chciałbym cię zobaczyć jak robisz się taka niegrzeczna.
Zbliżył usta do moich, a ja uderzyłam go płaską dłonią w policzek.
- Wystarczająco niegrzecznie? – spytałam sarkastycznie i wyszłam.
Niestety dogonił mnie na korytarzu i złapał za rękę. Zatrzymałam się i popatrzyłam na niego.
- Przepraszam. To było niestosowne.
- Co? Gdzie niestosowne. Możemy od razy iść do kafeterii i tam mogę ci pokazać jaka umiem być niegrzeczna. Możemy zrobić to na jednym ze stołów – słowa wyleciały mi za szybko z ust. Nie przemyślałam tego wcześniej.
Myślałam, że Will mnie wyśmieje, a on tylko stał przede mną patrząc na moją rękę oplatającą jego. Wyrwałam ją z jego objęć.
- Naprawdę przepraszam. Zachowałem się jak dupek. Poniosło mnie – zaczął się tłumaczyć, czym mnie strasznie zaskoczył. – Nie dość, że nie umiem rozmawiać z dziewczynami, to na dodatek ty jesteś zupełnie inna niż wszystkie i nie wiem do jakiego stopnia mogę się posunąć, żeby cię nie urazić. Żebym znowu nie oberwał w twarz.
To było… urocze. Dlaczego?
- Musisz przyznać, że zasłużyłeś – powiedziałam, trochę ściszonym głosem.
Uśmiechnął się ukazując śnieżnobiałe zęby i dołeczki w policzkach.
- Nie kłócę się o to. Wybaczysz mi, że nie zrobiłem dobrego pierwszego wrażenia? Możemy zacząć od nowa. Cześć, jestem William Scott – powiedział i podał mi rękę. Zastanawiałam się minutę, a potem ją uścisnęłam.
- Charlie Wilson.
Znowu się uśmiechnął.
- Miło mi cię poznać, Charlie Wilson.
Tym razem ja również się uśmiechnęłam. Pomyśleć, że parę minut temu go nie lubiłam. Chyba za szybko zmieniam zdanie. Cóż, kobieta zmienną jest, ktoś mądry kiedyś powiedział.
- No więc, Charlie Wilson, podałabyś mi swój numer.
Może nie, aż tak zmienną.
- Po co?
- Żebym mógł do ciebie zadzwonić na temat tych godzin.
Praca! Zupełnie o tym zapomniałam. Niechętnie podałam mu numer.
Jak już chciałam odejść, znowu złapał mnie za rękę.
- Charlie, chciałem się jeszcze spytać o ten układ, o którym rozmawialiśmy rano. Możemy o nim zapomnieć? Wiem, że może się jeszcze do mnie nie przekonałaś, ale chcę to zmienić.
- Jeden warunek.
- Co tylko chcesz – powiedział niskim seksownym głosem.
- Twój brat nie będzie się zbliżał do mojej przyjaciółki.
Z jego twarzy znikł uśmiech.
- Tego nie mogę obiecywać. To musiałby mój brat ci obiecać, a on chyba lubi twoją przyjaciółkę.
Myślałam przez chwilę, układając sobie wszystko w głowie. Co się przed chwilą stało?! To wszystko działo się za szybko.
- Dobrze – powiedziałam wreszcie. – Możemy o nim zapomnieć. Chyba będzie lepiej jak będziemy się dogadywać, jak będziemy się widzieć dość często.
- Dzięki – powiedział Will i pocałował mnie w policzek.
Znowu nastała niezręczna cisza. Zaczęliśmy patrzyć sobie w oczy. Dopiero wtedy przypomniałam sobie jakie zrobiły na mnie wrażenie jak go poznałam. Powinno być zakazane posiadanie takich niesamowicie granatowych oczu. Jak zdałam sobie sprawę jak to musi wyglądać, chrząknęłam.
- Powinnam iść do moich przyjaciół - skinął tylko głową, a ja dodałam - Zadzwoń do mnie – i poszłam.
Jak już byłam w pobliżu stolika Ruby nagle wstała i rzuciła się na mnie.
- Żyjesz? Zrobił ci coś? Groził ci?
Postanowiłam ominąć te pytania potrząśnięciem głową i usiadłam obok Connora, który zaczął się śmiać.
- Ruby, uspokój się. Wróciła cała i zdrowa.
No może z moja głowa nie była taka zdrowa, bo tak naprawdę nie rozumiałam co tam się stało, ale postanowiłam to zostawić w spokoju. Nie wiem dlaczego, ale chyba wmawiałam sobie, że Will jest arogantem, bo w Grace Village nigdy nie było takiego chłopaka.
Ruby zaczęła mi się podejrzanie przyglądać.
- Co? – spytałam się.
- Lubisz go? – odpowiedziała pytaniem.
Czy go lubiłam? Nie byłam pewna.
Spuściłam wzrok.
- Nie wiem – powiedziałam szczerze.
- A Cole? – spytał się Connor.
Cole. Mój najlepszy przyjaciel. Dawno o nim nie myślałam. Cole był ciemnym blondynem, o szmaragdowych oczach. Poznaliśmy się w domu jego babci. Była moją sąsiadką i często do niej chodziłam, po śmierci mojej mamy, gdy tata nie miał czasu. Za to Cole mieszkał z rodzicami w starym domu na szczycie jedynej góry w miasteczku. Zdarzył się wypadek. Pewnego dnia, gdy mieliśmy z Colem po trzynaście lat, jego babcia poważnie zachorowała. Jego rodzice się strasznie wystraszyli, więc postanowili u niej zanocować, a żeby nie martwić Cola stanem babci, zostawili go u mnie. I wtedy w domu jego babci wybuch pożar. Ani jego rodzice, ani jego babcia nie przeżyli. Wtedy Cole wyjechał do Chicago, gdzie mieszkała siostra jego mamy. Od tego czasu się nie odzywał. Przez pierwszy rok często płakałam. Moje myśli wyglądały jak wielkie tornado. Zawsze jak mi było źle, smutno, Cole był przy mnie i nagle zniknął. Był to dla mnie szok, ale pozbierałam się. Choć jak o nim wspomniałam zakręciła mi się łezka w oku. Byłam ciekawa co u niego, jak wygląda i czy bardzo się zmienił.
- Co z Colem?
- Słyszałaś coś o nim? – dopytywał mój przyjaciel.
- Nie, jak dobrze wiesz. Od czterech lat. A tak w ogóle, dlaczego o to teraz pytasz?
Connor wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Zobaczyłem cię z Willem i tak jakoś sobie o nim przypomniałem.
Connor bardzo lubił Cole. Był jedynym chłopakiem, który w pełni go akceptował jako przyjaciela. Jak mówiłam, W Grace Village nie było fajnych chłopaków. Oprócz Connora i Cola.
- Ciekawe co u niego – wtrąciła Ruby, z ustami pełnymi sałatki, co wyglądało bardzo śmiesznie. Zachichotaliśmy z Connorem. – Co?! – spojrzała na nas wielkimi oczami.
- Dobra, dziewczynki. Zaraz lekcje. Idę po książki. Zobaczymy się w sali.
Connor wstał i machnął na pożegnanie.
Siedziałyśmy z Ruby przez pięć minut, nic nie mówiąc, a jak usłyszałyśmy dzwonek szybko zerwałyśmy się po książki.

Bałam się ostatniej lekcji. Jak każdej lekcji z drogą panią dyrektor. Można sądzić, że niby pierwsza lekcja, nauczycielka nic nie może zrobić, ale nie Georgina. W zeszłym roku,  słyszałam opowieści jak miło przywitała osoby, które miały zaliczać z nią drugi semestr . Przepytała całą klasę z całego materiału, jaki przerabiali.
Zapomniałam wspomnieć dlaczego muszę jeszcze raz przechodzić przez to piekło. Z Ruby wymyśliłyśmy sobie, że zdamy rozszerzony hiszpański,  żeby łatwiej nam było dostać się na NYU. Nie za fajnie, wiem.
Z moją przyjaciółką weszłyśmy pierwsze do klasy, bo wiedziałyśmy, że spóźnienie bardzo źle się dla nas skończy. Jak zwykle usiadłyśmy razem, tylko w odróżnieniu do innych lekcji, zajęłyśmy ławkę z przodu. Każdy wie, że nauczyciele czepiają się ostatnich ławek. Dwie ławki za nami zauważyłam bliźniaków. Will od razu powitał mnie uśmiechem, i jak można się domyślać, Alex puścił oko do Ruby. Szczerze, nie zmartwiło mnie, że mamy jedną wspólną lekcję . Na szczęście, tylko jedną. Myślałam, że na tej lekcji spotkam również tajemniczą blondynkę, ale nie było jej, więc moją oczy zajęły się czymś innym niż wypatrywaniem jej. Przeraziłam się, gdy zobaczyłam kto zmierzał w kierunku ławki za mną, chichocząc i wpatrując się w bliźniaków.
Hope i Faith. Bardziej znane jako klony. Nawet lubiły, że się je tak nazywa. Ich mamy też się uwielbiały. Nawet matka Faith uczyła mnie historii. Mówi się, jaka matka, taka córka. I to stwierdzenie jest bardzo trafne, jeśli chodzi o Faith i Marie Tull oraz Hope i Care Duke.
Zaczęła się lekcja. Georgina weszła, przyjrzała się klasie i rozdała karteczki. Najdziwniejsze było to, że nie była to kartkówka, tylko ankieta o tym co podobało na się w tamtym roku. Popatrzyłyśmy na siebie z Ruby zdziwione, ale zarazem szczęśliwe. Odczułam ulgę.
Pozostała części lekcji minęłam spokojnie. Rozmawialiśmy tylko o tym , jak będą wyglądały zajęcia w tym semestrze.
Po lekcjach postanowiła wstąpić do warsztatu taty.
Pod jednym samochodem zauważyłam Dennisa, więc krzyknęłam mu na powitanie, żeby usłyszał. Po rozejrzeniu się uznałam, że tata jest w biurze. I miałam racje.
Był ubrany w szary kombinezon roboczy. Na powitanie pocałował mnie w czoło.
- Cześć, słonko – powiedział z uśmiechem.- Jak tam pierwszy dzień?
Usiadłam na stołku i wzięłam jednego cukierka z pełnego słoika przeróżnych słodyczy, który stał na Howarda biurku.
- Nie było źle. Nauczyciele nie byli dzisiaj tacy straszni.
Zachichotał, a ja uznałam, że nie będę mu zawracać głowy, bo wyglądał na zajętego.
- Dobra, idę – wstałam i pocałowałam go w policzek. – Wyglądasz na zajętego.
- No może troszkę.
- Kolacja o siódmej. Masz być – zarządziłam.
- Będę – powiedział i się zaśmiał. Po czym wyszedł.

Ja jeszcze sobie postałam i zjadłam parę cukierków. Jak już miałam zamiar wyjść w drzwiach biura zobaczyłam Willa.

piątek, 27 grudnia 2013

Magia Świąt

Rodzina, życzenia, prezenty, jedzenie. To są główne pojęcia kojarzące się ze świętami, ale nie dla wszystkich. Rodzinne awantury, sprzątanie, gotowanie. Często właśnie tak jest. I gdzie tu zobaczyć tę magię świąt.


Słowa

Słowa nigdy nie są puste, szczególnie: przepraszam, proszę albo dziękuję. Miło jest usłyszeć od kogoś, że jest się szczerze docenionym, po tym jak ty spędzić ponad dwie godziny na zrobieniu czegoś dla tej osoby. Ale nie którzy ludzie myślą sobie "po co i tak mi pomoże". Czy to tak wiele? Jedno, dwa, trzy słowa. Nawet po jednym czujemy się lepiej.






niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 2 :D

Przekonaliście mnie...

Rozdział 2

Niedziela. Ostatni dzień, w którym mogłam, choć trochę, pospać dłużej. Ale nie. Musiał mnie obudzić budzik Howarda. Oczywiście zapomniał go wyłączyć. Była szósta rano. Serio?! Nie znosiłam wstawać wcześnie. Zawsze wolałam noc.
Usłyszałam zamykające się drzwi, co znaczyło, że Howard poszedł do jedynego sklepu, który otwierali codziennie o piątej trzydzieści zapewne po bułki. Zawsze się żalił, że nie ma bułek rano.
Korzystając z całego wolnego domu, zeszłam na dół do kuchni czegoś się napić.
Dom był duży. Sześć pokoi, dwie łazienki, toaleta, taras i dwa balkony. Przynajmniej to było plusem mieszkania w Grace. No i jeszcze ten nasz wielki ogród. Nie mieliśmy czasu z Howardem o niego dbać. W przeciwieństwie do naszej sąsiadki, która mawiała „Nie będę się wstydzić za sąsiada, który traci czas na niepotrzebne rzeczy”. Nie obchodziło mnie to. Przynajmniej mieliśmy darmowego ogrodnika. Wysyłała swojego syna. Biedulek. Taka matka…
Nie przeszkadzało mi, że jestem w majtkach i czarnej bluzeczce na ramiączkach, do chwili, gdy w kuchni zobaczyłam zaspanego Willa.
Chciałam szybko zwiać na górę zanim mnie zobaczy, ale było już za późno.
- Dzień dobry, królewno – powiedział ziewając i wysunął w moją stronę rękę z dzbankiem. – Kawy?
O co tu chodziło? Byłam w jakiejś ukrytej kamerze?
- Co tu robisz?
- Uznałem, że nie dałaś mi żadnych szans u ciebie, więc staram się to naprawić. I tak w ogóle, fajne majtki – mówiąc to rzucił mi taki flirciarski uśmieszek… nie umiałam tego opisać. Bardziej wulgarny nie mógł być. Stop, czy on właśnie gapi się na mój tyłek?!
- Wyjdź z mojego domu, zboczeńcu!! – krzyknęłam i rzuciłam w niego… łyżką. Pierwsza lepsza rzecz.
- Opanuj się, dziewczyno. Twój tata pozwolił mi przenocować, bo skończyliśmy około jedenastej, a zapomniałem kluczy do domu. Zostały w starym mieszkaniu.
Przez chwilę stałam w ciszy, tylko się na niego gapiąc. Po chwili wzięłam dzbanek z blatu – Will odstawił go wcześniej – i sięgnęłam po kubek na półce. Popatrzyłam na Willa.
- Ej! Dobra, spałeś tu, co się stało to się nie odstanie, ale nie waż się gapić na mój tyłek!
Will był oczywiście ubawiony tą sceną, za to ja byłam cała czerwona ze wstydu. Nie przeszkadzało mi to, że chodzę we własnym domu w samych majtkach. W końcu to był mój dom. Czemu Howard mnie nie uprzedził? I jeszcze to bezczelne spojrzenie.
Wzięłam kawę i ruszyłam w stronę drzwi.
- Idę do pokoju. Powiedz Howardowi jak przyjdzie, żeby zrobił mi śniadanie i przyniósł na górę. Należy mi się to za włączony ustawiony na szóstką budzik.
- Dobrze, królewno.
Zatrzymałam się.
- Jeszcze raz tak do mnie powiesz, to łyżka nie będzie jedyną rzeczą jaką w ciebie rzucę.
- Dobrze, królewno – powtórzył się, a ja złapałam najbliższy talerz. Rzuciłabym go, gdyby Howard właśnie się nie pojawił i nie złapał mnie za rękę.
- Widzę, że dopisuje wam humor – Howard stanął nade mną i oparł ręce o biodra.
- Dzień dobry – powiedziałam. – Robisz śniadanie. Jestem w swoim pokoju.
I pobiegłam na górę.
Mój pokój był jednym z czterech pokoi na piętrze. No i oczywiście największym. Nie różnił się od pokoi innych nastolatek. No może pomijając, że niektóre z nich miały dużo większe szafy albo nawet garderoby i telewizor. Za to ja miałam trzy regały książek. No co?
W końcu mieliśmy księgarnie, która dostawała dostawy na bieżąco. No i oczywiście miałam tam łóżko, biurko, półki, a nawet toaletkę.
Położyłam się do łóżka, wcześniej zamykając drzwi, starając się trochę zdrzemnąć, ale ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę! – krzyknęłam, nawet nie podnosząc głowy, żeby sprawdzić kto przyszedł.
- Śniadanie dla królewny, podane w jej własnym królestwie.
Will oczywiście musiał kontynuować dogryzanie mi.
- Nie umiesz odpuścić, co? – spytałam, podnosząc się, aby odebrać od niego tackę, na której miałam płatki z mlekiem, bułkę z dżemem i herbatę. Odstawiłam ją na małą szafeczkę, obok mojego łóżka.
Stał w drzwiach wpatrując się we mnie głębokim wzrokiem. Przeraził mnie. Pewnie dlatego go nie lubiłam. Przerażał mnie za każdym razem, gdy go widziałam.
Chrząknął, a ja oderwałam od niego wzrok tak szybko jak mogłam.
- Powinieneś iść – rzuciłam, ale on nadal stał w moim pokoju. – Teraz.
Po tym po prostu wyszedł, co było dziwne i przerażające.
 Jak zjadłam śniadanie i zeszłam na dół, już ubrana, nie było go. Na szczęście.
- Gdzie idziesz? – spytał Howard.
- Poszukać pracy.
- Jest ósma w niedziele. Myślę, że nic nie będzie otwarte. A w ogóle…
- Howard… - przerwałam mu. Czemu każdemu kogo znałam przeszkadzało, że chciałam pomóc tacie?
- Kochanie. Mówiłem ci, że nie musisz pracować. Musisz tylko pozwolić mi pracować w niedziele.
- Dobrze znasz moje zdanie. Nie zmienię go. Pa.
- Charlie! – krzyknął Howard, ale już wyszłam.
Nie. To była moja jedyna odpowiedź. Kocham Howarda i dlatego uznałam, że trochę potrzebuje wytchnienia. Pracuje dwanaście godzin dziennie, a czasem nawet dłużej. To jest lekka przesada.
Szukałam pracy do dziesiątej, ale uznałam w pewnym momencie, że mam dość i poszłam do mojej przyjaciółki.
Ruby mieszkała w pięknym domu, dużo większym niż mój. Miała nawet basen. Nie wiem, czy bym chciała mieszkać jak ona Zacznijmy od tego, że na sto procent na taki dom Howarda i mnie nie byłoby stać, no i kto to wszystko by sprzątał. No bo nie gosposia, bo w końcu na nią też by nas nie było stać. Ruby mieszkała  z rodzicami, gosposią i dwoma braćmi. Starszym i młodszym.
Benjamin miał dziewiętnaście lat i uznał, że weźmie się za sztukę, więc po co mu studia. Faktem jest, że dobrze mieć wpływowego ojca, który zna dużo ludzi z różnych branży. Oczywiście jakbym mogła pominąć Gavina. Czternastoletni brat mojej najlepszej przyjaciółki zawsze na walentynki dawał mi różę. Lekko dziwne, ale jakie uroczę.
Drzwi otworzył mi Gavin.
-Hej, mała
Zapomniałam wspomnieć, że mówi do mnie mała albo foczka.
- Hej, Gavin – byłam rozbawiona, jak zawsze, gdy ten mały patrzył na mnie wzrokiem „grzecznego” szczeniaczka. – Jest siostra ?
- Jak dla mnie właśnie patrzysz na kogoś kogo potrzebujesz – powiedział i wysłał mi całusa.
- Gavin, jesteś słodki, ale jestem trzy lata starsza i szczerze mówiąc, nie masz u mnie szans. Wpuść mnie.
I przeszłam koło niego. Jak wchodziłam na górę, usłyszałam za sobą Gavina:
- Wiek nie ma znaczenia. Spróbuję się zmienić. Nie zrezygnuję z ciebie. Poczekaj na mnie.
Na ostatnim schodku czekała już na mnie Ruby.
- No to już wiem dlaczego mój brat pieprzy coś od rzeczy o miłości.
Moja kochana Ruby. Przytuliłyśmy się.
- Tobie też, dzień dobry – powiedziałam z uśmiechem.
- Oj Wilson, co ty tu robisz o dziesiątej rano w niedziele.
- Miałam zamiar cię obudzić.
Poszłyśmy do pokoju Ruby. Oczywiście był bardzo duży. Na jednej ścianie wisiały półki płyt, a pozostałe były oklejone różnymi plakatami.
Po zamknięciu drzwi usiadłyśmy na strasznie wygodnym łóżku Ruby.
- To co cię do mnie sprowadza. Chciałaś poflirtować z moim bratem? – Ruby odzywa się pierwsza. Zaśmiałam się
- Bardzo śmieszne Nie, po prostu nie chcę wracać do domu. Zaczęłam rano szukać pracy i znowu Howard się nie zgodził.
- Dziwisz mu się? Też bym się nie zgodziła. Jak chce pracować w niedziele to mu pozwól.
Ona również nie była po mojej stronie.
- Nie, kochana. Nie rozumiesz. Nie mogę. Przecież on nie miałby czasu wolnego.
- A może on po prostu nie potrzebuje wolnego czasu – Ruby objęła mnie ramieniem.- Charlie, posłuchaj. Odpuść sobie i daj mu robić co lubi.
Howard nie potrzebuje wolnego czasu? Każdy potrzebuje wolnego czasu, by robić rzeczy, które lubi. Ale może on lubi reperować samochody i nic więcej. Tak naprawdę nigdy nie widziałam Howarda czytającego książkę albo chodzącego na piwo z przyjaciółmi . Może czasem jak przyjeżdżam jego brat. Może Ruby ma racje.
- Dobra, zmieńmy temat. Nie uwierzysz kogo nowego poznałam u mojego taty w warsztacie.
Moja przyjaciółka zrobiła zaskoczoną minę. Jak ja, wiedziała, że rzadko kogo nowego można poznać w tym miasteczku.
- No mów – pośpieszyła mnie.
- Nazywa się Will. Właśnie się przeprowadził i będzie chodził do naszej szkoły. Jest w naszym wieku.
Ruby patrzyła na mnie z niedowierzeniem.
- Wilson, co ty do mnie mówisz?
- Że…
Przerwała mi.
- Zrozumiałam. Będzie nowy chłopak w naszej szkole – uśmiechnęła się jeszcze bardziej. – Powiedz, że jest przystojny. Jak nie to wyzionę ducha.
- Jest, ale jest tez również strasznym ignorantem i ma straszny charakter.
- Kto by się tym przejmował. Charlie, czemu nie możesz normalnie powiedzieć, że koleś jest dupkiem?
- A poznałaś mnie kiedyś ?
- No dobra to teraz możesz mi opowiedzieć o tym ignorancie.
I opowiedziałam. No może pominęłam szczegół, że spał u mnie w domu, a potem widział mnie w mojej „piżamce”.
Po tym uznałyśmy, że pójdziemy do kina (tak, dobrze zrozumieliście, w Grace mamy kino). Więc zadzwoniłyśmy po Connora. Mieliśmy spotkać się przy kinie.
Gdy wychodziłyśmy, nie uniknęłam paru śmiesznie uroczych komentarzy Gavina. Po drodze mijałyśmy małe sklepiki z różnymi ubraniami, butami, pamiątkami, naczyniami, aż wreszcie dotarłyśmy do kina. Musiałyśmy poczekać na Connora, bo go nigdzie nie widziałyśmy.
Nagle zobaczyłam Willa, ale coś się w nim zmieniło. W jego brązowych włosach było widać przebłyski ciemnego blondu.
- Will? – krzyknęłam do niego, sama nie wiem dlaczego.
Odwrócił się.
- Znamy się?
On się pytał, czy się znamy ? Ten gbur mnie pouczał, flirtował ze mną i widział mnie w majtkach.
- Oczywiście. Pracujesz u mojego taty w warsztacie.
- Mówisz, że mój drogi braciszek już sobie znalazł prace u ojca takiej laski jak ty?
A ja myślałam, że Will jest idiotą.
Ruby szybciej odzyskała głos niż ja.
- No przynajmniej twój brat ma jakąś prace. Byłabym zaskoczona gdybyś ty ją miał z takim wyczuciem do kobiet. Dla twojej wiadomości kobiety nie lubią być nazywane laskami, foczkami, a co najważniejsze, dupami.
Teraz brat Willa wyglądał zszokowany, a wręcz zafascynowany.
- Teraz możesz już iść – dodała moja przyjaciółka, ale brat Willa się nie ruszył.
Czułam się jak piąte koło u wozu. Patrzyłam tak na nich, a oni patrzyli na siebie. Głęboko i dość strasznie.
- Alex – powiedział brat Willa i podał rękę Ruby. Ona nie uścisnęła jej jednak powiedziała:
- Charlie.
Co?!
- Nie nazywasz się Charlie.
Zaśmiała się.
- Czemu tak sądzisz?
- Nie pasuje do ciebie to imię. Myślę, że twoje jest bardziej wykwintne, ale zarazem delikatne. Szlacheckie jak diament albo szafir.
Alex był… nawet nie wiedziałam co o nim powiedzieć. Zadziwiający? Tak. Lekko przerażający? Zdecydowanie.
- Ja jestem Charlie – rzuciłam, ale żadne z nich się tym nie przejęło.
Po dość długiej chwili Ruby spojrzała na mnie.
- Chodźmy stąd – powiedziała i złapała mnie za rękę.
- Ale miałyśmy iść do kina! Zapomniałaś? A co z Connorem? Zaraz będzie. Ruby! Słuchasz mnie w ogóle?
Krzyczałam, ale ona szła dalej i ciągnęła mnie za sobą.
Jak znalazłyśmy się wystarczająco daleko, czyli tak, żeby Alex nas nie widział, Ruby się wreszcie zatrzymała.
- Ruby, co się właściwie tam stało? – zapytałam.
- Psychol jakiś, co nie?
A ja głupia myślałam, że jej się podobał.
- No przyznaję, był lekko przerażający.
Ruby spojrzała na mnie wielkimi oczami.
- Lekko? Facet był świrnięty.
- Bez przesady. Przecież nic takiego nie powiedział.
- Ale było w nim coś dziwnego.
Przytuliłam ją.
- Ruby, uspokój się. Wszystko jest okej. Wracajmy. Pewnie już go nie ma.
I miałam rację. Zamiast niego przed wejściem do kina stał Connor.
- Hej dziewczynki – powiedział i chyba od razu zobaczył, że coś się stało. – Kto umarł?
- Jeśli chcesz, możesz ty. Wystarczy, że podejdziesz bliżej – dogryzła mu Ruby.
- Chyba już ci lepiej – uznałam.
- A co mnie będzie straszył jakiś psychol.
- Co?!
Mina Connora była bezcenna. Nie wiedziałam, czy się śmiać czy krzyczeć razem z nim.
- Jaki psychol?
- Jest dwóch nowych chłopaków w mieście – wytłumaczyłam mu.  - Bliźniacy. Ruby jednego poznała przed sekundą, a ja drugiego wczoraj zatrudniłam w warsztacie taty. Straszni idioci.
- Zatrudniłaś kogoś? Gratuluję.
Connor, w porównaniu do Ruby, rozumiał mnie. On nigdy nie miał łatwo. Podobnie jak ja, nie miał matki. Jego ojciec za dużo pij, więc Connor i jego szesnastoletnia siostra, Maya, wzięli na siebie utrzymanie domu. Connor pracował w jednym ze sklepów z ubraniami i dorabiał jako korepetytor z przedmiotów przyrodniczych, a jego siostra była kelnerką w tutejszym barze. Nie wiem jak ona mogła tam wytrzymać. Pełno starych, upitych facetów, traktujących ja jak jakąś lalkę.
No i Connor był gejem, czego jego ojciec nie akceptował, więc pod wpływem procentów uderzył go raz, czy dwa. Oczywiście on nam niczego nie mówił, ale wielkie siniaki na jego brzuchu, nie wzięły się znikąd. Spadłem z roweru. Potknąłem się i przywaliłem w kant łóżka. Tak się usprawiedliwiał, ale Ruby i ja nie chciałyśmy o tym słyszeć. Proponowałyśmy mu wiele razy, żeby się przeniósł z Mayą do jednej z nas, ale on grzecznie odmawiał.
- Dziękuję.
Przytuliłam go, a potem Ruby do nas dołączyła. Czasem mamy takie dni, że tego potrzebujemy.
Moja ukochana przyjaciółka otrząsnęła się pierwsza.
- To na co idziemy?
- Szczerze, straciłam ochotę na kino.
- Może pójdziemy do kogoś pooglądać film? – spytał Connor.
- Doskonały pomysł – poparłam go.
- Dobra – zgodziła się Ruby. – Ale nie u mnie. Nie ma rodziców, więc Ben i jego nowa dziewczyna okupują cały dom.
Nie chciałam wiedzieć o co jej chodzi i trudno mi było uwierzyć, że można zająć jej cały dom.
- To chodźmy do mnie –rzuciłam.
- Myślałam, że unikasz Howarda – powiedziała Ruby.
- Unikasz Howard? – spytał Connor.
- Nieważne. Pogodzę się z tym, że będzie w domu. Chodźmy.
Gdy weszliśmy do domy okazało się, na szczęście, że Howarda nie ma, więc znaleźliśmy jakieś romansidło. Pierwsze lepsze, które leżało na półce obok telewizora.
Zrobiłam popcorn, ułożyliśmy dużo poduszek na podłodze i rozsiedliśmy się na nich wygodnie.
Po niecałych dwóch godzinach, gdy film się skończył, zaczęliśmy gadać. Opowiedziałyśmy Connorowi o Willu i Alexie, a gdy już ich temat mieliśmy z głowy, zaczęliśmy rozmawiać o następnym dniu. Pierwszym dniu szkoły. Codziennie mieliśmy po sześć lekcji. Jutro wszyscy zaczynaliśmy od historii, potem Ruby i ja miałyśmy algebrę i angielskim, a Connor w tym czasie miał nauki o zdrowiu i hiszpański.
Po lunchu, znowu razem, mieliśmy geografie oraz socjologie, a na sam piękny koniec dnia miałyśmy hiszpański. W tamtym momencie zazdrościłam Connorowi, że on miał nauki polityczne. Po lekcjach miałam dziennikarstwo. Connor treningi, a Ruby próby zespołu, więc często wracaliśmy po szóstej, potwornie wyczerpani.
Około ósmej moi przyjaciele postanowili wracać domu. Jak już wyszli zastanawiałam się, gdzie jest Howard i jedynym miejscem, które mi wtedy przychodziło do głowy, był warsztat.
Oczywiście, że tam był. Weszłam i po prostu stałam. Patrzyłam się z jakim zawzięciem i fascynacją robi to co lubi i w czym jest nie do pobicia. Myślałam nad tym, że Ruby może mieć racje. Przecież wymykał się jak jakiś nastolatek, żeby pogrzebać sobie w samochodach.
- Howard – powiedziałam na tyle głośno, by mógł mnie usłyszeć.
Spojrzał na mnie zaskoczony i trochę zawiedziony, że dał się przyłapać.
- Charlie, co ty tu robisz? – spytał.
- Byłam ciekawa, gdzie jesteś.
Czuł się winny, że mnie nie posłuchał. Wiedziałam to, byłam w końcu jego ukochaną córeczką. Nadopiekuńczą, ale troskliwą.
- Charlie… - zaczął, ale przerwałam mu.
- Czekaj, daj mi coś powiedzieć. Cały dzień rozmyślałam nad naszą poranną rozmową. Szukałam pracy, no ale jak się możesz domyślać nic nie znalazłam. Potem poszłam do Ruby, a ona powiedziała mi, że może ty nie potrzebujesz mieć wolnego czasu, bo robisz to co lubisz w pracy. Rozmawiałyśmy, że powinnam ci odpuścić. Że powinnam sobie odpuścić – przerwałam na chwile i usiadłam na jakimś stołku. - Do czego zmierzam. Mówię teraz tak naprawdę o wszystkim. O pracy w niedziele, o mojej pracy i o moich studiach.
Howard miał na sobie brudny od smaru kombinezon roboczy z wyszytym imieniem, a na jego twarzy widniało skupienie.
- Mówisz, że mogę pracować w niedziele? – spytał z nadzieją.
- Tak.
Jak to ruszył w moją stronę.
- Ej, stój kowboju. Nie chcę być cała brudna.
Zachichotał i dał mi buziaka w policzek.
- Dzięki, córeczko.
- Ale mam warunki.
- Mów.
- Jak znajdzie się jakaś dobra praca, wezmę ją – oznajmiłam spokojnie.
Skrzywił się na moment, ale potem przytaknął.
- A jeśli chodzi o twoje studia, chcę żebyś pojechała. - Zobaczywszy moją skwaszoną minę dodał.
- Teraz ty mnie posłuchaj – złapał mnie za rękę. – Jesteś bardzo mądrą, inteligentną, piękną, młodą kobietą. Jesteś idealna. Twoje narodziny to najlepsza rzecz w moim życiu. To jedyny sukces jaki osiągnąłem i nie zamieniłbym go na żaden inny. Jesteś dla mnie najważniejsza i nawet jeśli studia oznaczają, że nie będziemy się często widywać, to chcę dla ciebie wszystkiego, co najlepsze – jak to mówił łzy leciały mi po policzkach. Nigdy nie spodziewałabym się po nim takiej mowy. – Chcę, żebyś tam pojechała i skopała dupy wszystkim profesorom. Niech zobaczą, że dziewczyna z małego miasteczka może być w czymś najlepsza. I masz się nie przejmować tym swoim staruszkiem, bo ja też wiem co robić. Wiem, że odejście twojej matki nie było najłatwiejsze, ani dla mnie, ani dla ciebie, ale trzeba się pozbierać i żyć dalej.
Jak skończył wyrwałam rękę z jego uścisku i mocno oplotłam jego szyję, nie przejmując się smarem.

- Jesteś najlepszy- szepnęłam, a on przytulił mnie jeszcze mocniej.

wtorek, 17 grudnia 2013

Rozdział 1 i być może więcej nie będzie

Chciałam zobaczyć jak zareagujecie na coś co napisałam. Macie tu jeden rozdział.

Rozdział 1

W Grace Village  o czwartej po południu było tłoczno, co było dość nietypowe na tak małe miasteczko. Najbardziej te główne ulice (do momentu, w którym można je nazwać głównymi, bo były ich aż dwie, a reszta tylko od nich odbiegała). Ale była wyjątkowa okazja. Był weekend, ostatni weekend wakacji. Wszyscy chodzili na zakupy. Nowe książki, nowe ubrania. Co u mnie było nowego? Co postanowiłam sobie na tamten niesamowity rok szkolny? Zupełnie nic. Choć pomyślałam, że mogłabym być bardziej wyrozumiała dla mojej pani od matematyki, pani Moore. Dlaczego? Mąż ją zostawił, miała pod opieką trójkę dzieci, a w poprzednim roku musiała zostawać po lekcjach specjalnie dla mnie, bo z matematyki nie byłam geniuszem i dodatkowo miałam korepetycje. Więc, żeby jej ułatwić życie więcej się uczyłam. No i jeszcze pomagała mi Ruby, a raczej Rubylynn, moja najlepsza przyjaciółka, niziutki, zadziorny rudzielec. Kryła się zawsze ze swoim talentem do mnożenia, dzielenia i takich tam, ale mogłam na niej polegać. Dzięki zachodowi tych dwóch dam przynajmniej poprawiłam sobie średnią.
Usiadłam przed kawiarenką, czekając na Ruby. Kawiarenka składała się z okienka na zamówienia, w której były dwa ekspresy do kawy i kilka smakowicie wyglądający ciastek, oraz czterech stolików.
Zastanawiałam się, czy zamówić sama czy poczekać, ale wtedy ją zobaczyłam. Stała przy ladzie i zobaczywszy, że ją zauważyłam pomachała do mnie. To chyba miał być znak, że coś zamówi. Po chwili szła w moją stronę z dwoma podwójnymi cappuccino z bitą śmietaną, od których byłyśmy uzależnione.
- Siemasz, Wilson – powiedziała uśmiechnięta siadają naprzeciwko mnie. – Co nowego w ten ostatni weekend wolności?
- Żyję, jeśli o to pytasz – odpowiedziałam i wzięłam do ust łyżeczkę z bitą śmietaną.
- Pytam, czy pogodziłaś się z faktem, że musimy się pomęczyć jeszcze rok w tej dziurze zakutej deskami, a potem wyrywamy do NYU.
- Ruby…
Od kiedy planowałyśmy wyjazd na studia do Nowego Jorku, zawsze słyszałam w mojej głowie, że nie powinnam opuszczać Howarda, mojego taty. Mama zginęła jedenaście lat temu, ale on dalej sobie nie radził. Od tego czasu pracował jako mechanik i utrzymywaliśmy się tylko dlatego, że był jedyny w Grace. Żałowałam, że pracowałam tylko w lipcu, bo jak mnie wyrzucili z mojej wakacyjnej pracy (nie moja wina, że szef był seksistowską świnią) nie mogłam znaleźć nic innego. Obiecałam sobie, że znajdę coś po lekcjach do roboty, bo naprawdę nie mogłam patrzeć jak tata się męczy, żeby było nam dobrze. Postanowiłam też znaleźć jemu jakieś ręce do pomocy. Miał Dennisa, syna tutejszego krawca, ale on nie wystarczał. Miał szesnaście lat i przez tą pracę mnóstwo zaległości w szkolę, więc matka ograniczyła mu prace do czterech godzin. To bardzo mało.
- Oj Charlie, myślałam, że odpuścisz sobie po ostatniej pracy. Cały czas próbujesz coś znaleźć i ci nie wychodzi.
- Wiem, ale on jest moim tatą. Nie mogę go tak zostawić samego, kiedy ja będę bardzo daleko stąd z moimi najlepszymi przyjaciółmi.
Gadałyśmy o tym tysiąc razy. Ruby nigdy nie wiedziała jak to jest. Miała dwójkę kochających się rodziców, którzy dostawali niezłą pensje. Przynajmniej jej tata, który był prawnikiem. Jej mama była poetką, ale dostała zlecenie i pisała książki dla dzieci.
Złapała mnie za rękę.
- Charlie, nie możesz nie pójść na studia…
- Wiem, ale… - chciałam jej przerwać, ale nie udało mi się.
- … a jak już musisz iść na te studia, to należy wybrać najlepsze jakie się da i po prostu tam iść – dokończyła, ale ja nie widziałam w tym zdaniu sensu, więc chciałam już zakończyć ten temat choć na dziś.
- Dobrze Ruby. Będę myśleć dalej, ale nic nie obiecuję.
Uśmiechnęła się zawiedziona, ale nie powiedziała nic więcej. Nie chciałam, aby ta cisza była niezręczna. Niestety tak było. Dzięki bogu dołączył do nas Connor, mój drugi najlepszy przyjaciel.
Nie żebym coś sugerowała, ale Connor był bardzo przystojny. Miał jakieś metr dziewięćdziesiąt, krótkie blond włosy i oczy jak przejrzysty ocean. W Grace nie mieliśmy dużo tak dobrze wyglądających chłopaków. Współczułam w takich momentach dziewczyną w tym mieście, że Connor gra w innej drużynie i nie miałam tu na myśli siatkówki, w której był super. Mówiłam o tym, że wolał coś innego niż duże cycki i fajny tyłek. No może fajny tyłek też się liczył.
Niósł ze sobą niesamowicie ohydnie słodką białą mocce.
- Hej, moje pyszczki – powiedział.
- Pyszczki? – zapytałyśmy obie zdziwione.
Wzruszył ramionami.
- Już nie mogę na moje dziewczyny pyszczki powiedzieć?
- Nie! – krzyknęłyśmy tak głośno, że wszyscy ludzie, nie tylko ci co siedzieli wokół nas, zerknęli w naszą stronę. A my we trójkę oczywiści zanieśliśmy się śmiechem.
- Okej – rzucił Connor, próbując zahamować śmiech. – Już nigdy tego nie zrobię. Słowo harcerza.
- Ale ty nigdy nie byłeś harcerzem – powiedziałam, a on tylko puścił do mnie oko w odpowiedzi.
- To co tam nowego? Gotowe na użeranie się z Georginą?
Georgina była naszą drogą panią dyrektor oraz akurat uczyła hiszpańskiego grupkę, jako jedyną, w której byłam ja i Ruby. My to miałyśmy szczęście. Druga nauczycielka od hiszpańskiego była miła, urocza i wszyscy u niej wychodzili z najwyższą oceną. Ale nie pani Georgina Lowell. Nie była, ani miła, ani urocza. Uwielbiała chodzić na przynajmniej dziesięciocentymetrowych szpilkach. Przynajmniej! Co jej dawało około metr osiemdziesiąt pięć wzrostu. Chuda jak patyk, o groźnych rysach twarzy szła prze korytarz i po prostu robiło się cicho. Nie przesadzam. Na lekcjach to samo. Cisza jak na jakimś cmentarzu, a gdy pytała, to się dopiero działo. Wszyscy zestresowani uczyli się pod klasą. Ruby i ja wychwyciłyśmy wszystko. Kogo zapyta, a czasem nawet o co, ponieważ pytania bardzo często się powtarzały. Pytała alfabetycznie po imionach. Oczywiście nie tylko nam udało się to wychwycić, tylko reszta nie wiedziała dlaczego jestem druga. Nikt nie znał mojego prawdziwego imienia. Poza oczywiście Georginą, która jako dyrektorka, czytała moje akta.
Ruby na samą myśl o Georginie wyszczerzyła zęby w uśmiech.
- Jak ja ją uwielbiam – powiedziała sarkastycznie.
- Jest niesamowicie straszna.
- I to jak – zgodziłam się z Connorem.
- Oj jak możecie sądzić tak o naszej drogiej Georginie. Przynajmniej nas czegoś uczy. Ta druga jest za milutka i w dodatku pomyśl, co my umiemy z hiszpańskiego, a co Connor.
Connor nie miał takiego „szczęścia” mieć z nią hiszpańskiego. Nie wyglądał na zawiedzionego. Zrobił głupkowatą urażoną minę, a potem ukazał te swoje proste, śnieżnobiałe zęby.
- To prawda, Rubylynn – powiedział a ona wymierzyła w niego pustym kubkiem.
- Jeszcze raz powiesz moje pełne imię, to będę cię torturować w brudnej opuszczonej piwnicy i grozić ci przepaścią z wężami na samiutkim dnie. Wiem jak je kochasz.
Ruby nie znosiła swojego pełnego imienia. Nie rozumiałam dlaczego. Rubylynn to bardzo piękne, oryginalne imię.
Za to Connor nie znosił węży. Miał traumatyczne spotkanie z jednym boa w zoo, który nie wiadomo jak wydostał się i postanowił przytulić biednego ośmioletniego blondaska.
Zawsze tak sobie dogryzali, ale wiem, że się kochali.
- Och Ruby, Ruby – powiedziałam śmiejąc się.
- No co? Wiesz jak ja tego nienawidzę – zirytowana spuściła wzrok na Connora – Ty też dobrze o tym wiesz.
- Ale z tymi wężami to był cios poniżej pasa – był lekko wkurzony.
- A żebyś wiedział panienko, że poniżej pasa – odgryzła Ruby
- Stop dzieci. Nie umiecie żyć w pokoju, do cholery? – przerwałam tą mieszankę słowną.
- Hamuj się świętoszko – powiedziała Ruby.
Nie byłam osobą, która dużo przeklina, ani nic. Nie byłam również typem osoby, która się obraża o byle co. Dlaczego miałabym się obrazić za „świętoszkę”?
- Ruby, to ty się hamuj. Wiesz jaki jest drażliwy na temat w-ę-ż-y – przeliterowałam szepcząc, co dodało temu zdaniu tej esencji, której potrzebowałam do rozluźnienia.
- Nie jestem idiotą – powiedział Connor, już trochę mniej urażony.
- A czy ktoś to powiedział? – zapytałam z szerokim uśmiechem na twarzy i  objęłam ich oboje za szyję – No może ja, ale i tak was kocham.
Ruby prychnęła, odsuwając się teatralnie.
 – Najpierw nas obrażasz, a potem miłość wyznajesz. To ja dziękuje za taką przyjaciółkę.
Wstała, wyrzuciła pusty kubek po kawie do kosza i ruszyła przed siebie. Powtórowaliśmy jej z Connorem i razem ruszyliśmy na szkolne zakupy znowu się przytulając.

W Grace mieliśmy jedną księgarnie do której często zaglądałam. Nawet rok temu pracowałam tam, gdy Marcie, córka pana Holmesa (właściciela), zaszła w ciążę. To była najlepsza praca jaką mogłam znaleźć w tej naszej mieścince. Trochę już pracowałam. Od kiedy skończyłam piętnaście lat miałam pięć prac wakacyjnych i dwie po szkole.
Ruby, Connor i ja weszliśmy do środka. To był nas zwyczaj jak widzieliśmy, że wystawa się zmienia. Nie chodziło o książki do szkoły, je zamówiliśmy przez Internet. Jak pojawiała się nowa wystawa to znaczyło, ze mieli dostawę i jakieś romansidła dla Connora się znajdą. Ja wolałam kryminały albo coś w tym stylu. Romanse od zawsze były przewidywalne, choć jak Connor coś mi polecał to mogła mnie ta książka zaskoczyć.
Ruby nie znosiła czytać, no chyba, że biografie jakichś znanych, i w danym momencie jej ulubionych, wokalistów lub muzyków. Ona żyła w świecie muzyki. Grała na gitarze i pianinie. Miała do tego talent, ale jak zwykle nie chwaliła się nim. Ruby była bardzo wstydliwą osóbką, nawet jak nie było tego po niej widać.
No i okazało się, że Ruby coś wtedy zobaczyła, bo od razu po wejściu ruszyła w stronę regałów.
- Witaj, Charlie – usłyszałam za sobą głos.
Stała tam  Marcie z małym synkiem na rękach.
- Cześć Marcie i nasz mały mężczyzno – odpowiedziałam i pogłaskałam małego po główce.
Zaczęłam się zastanawiać ile mały już ma…
- Ojej, wszystkiego najlepszego Josh – rzuciłam z uśmiechem, bo przypomniałam sobie, że dokładnie rok wcześniej pan Holmes wypadł z księgarni na wieść, że córka rodzi.
Josh podskoczył radośnie na rękach mamy, jakby wiedział o co mi chodziło.
- Powiedz dziękuje Charlie, Josh – powiedziała Marcie. – Nie mogę uwierzyć, że ma już cały roczek.
-Wygląda jakby miał dwa – rzuciłam, ale potem usłyszałam Ruby, która krzyknęła moje imię. – Bardzo miło było was zobaczyć, ale Ruby mnie woła. Do zobaczenia.
- Oczywiście. Miłego dnia – uśmiechnęła się na pożegnanie, więc odeszłam.
Nawet nie zdążyłam podejść do regału przy którym stała moja przyjaciółka, a ona już była obok. Złapała mnie pod ramie kierując się do Connora, a następnie do wyjścia.
- Uciekajmy stąd, bo moje kieszonkowe jeszcze mi się przyda, a tu jest tyle ciekawych gazet.
- Gazet? – zdziwił się Connor.
- Tak, gazet. Są dwa zaległe numery Rolling Stones, których nie mam, a musze sobie kupić nowy kapelusz, więc uciekamy.
I tak spędziliśmy popołudnie. Śmiejąc się i przymierzając różne rzeczy. Jak zwykle. Po prostu tacy byliśmy.
Gdy zrobiło się już późno i wszystkie sklepy były już prawie pozamykane, ruszyłam w stronę warsztatu Howarda. Oczywiście, że go tam zastałam. Siedział tam niestety od wczesnego rana do późnego wieczora prawie codziennie. Kiedyś namówiłam go, żeby odpuścił sobie niedziele. Posłuchał.
- Cześć, Charlie – rzucił na powitanie Dennis.
Zdziwiło mnie, że jest tu o dziewiątej wieczorem w sobotę. W końcu był ostatni weekend wakacji. Szesnastolatki powinni wychodzić gdzieś ze znajomymi i dobrze się bawić, a nie siedzieć w pracy.
Był ubrany normalny T-shirt i bojówki, tak czarne jak jego włosy
- Dennis – uśmiechnęłam się. – Nie spodziewałam się ciebie tu zastać.
-Uwielbiam tą pracę -  powiedział . – Na dzisiaj koniec. Widzimy się w szkole w poniedziałek. Cześć.
Pomachałam mu i weszłam do małego biura mojego taty. Tylko, że go tam nie było.
- Dobry wieczór – powiedział ktoś za mną.
Wystraszyłam się i cicho krzyknęłam. Odwróciłam się. Był to, co mnie zdziwiło, chłopak, którego nie znałam. Był mniej więcej w moim wieku, brunet. Spojrzałam na jego oczy. Były tak granatowe jak niebo nocą. Tak ciemne. Tak niesamowite. On, w przeciwieństwie do Dennisa, miał czarną skórzaną kurtkę i białą koszulkę, która podkreślała jego doskonale wyrzeźbione ciało.
- Przepraszam – powiedział odrywając mnie od moich myśli. – Nie chciałem cię wystraszyć. Szukamy kogoś kto mógłby zając się moim samochodem.
Stałam trochę oszołomiona. Na pewno wyglądałam jak kompletna kretynka.
- Nic się nie stało. Właśnie szukałam…
- Cześć, słonko – przerwał mi tata, który dołączył do rozmowy. Wyglądał jak zawsze. Ciemne, krótkie włosy i roboczy kombinezon. Popatrzył na mnie swoimi zielonymi oczami,  a potem zorientował się, że ktoś stoi przede mną i spojrzał na nieznajomego. Widząc nową twarz był tak bardzo zaskoczony jak ja – Witam. Howard Wilson, w czym mogę pomóc? – Wyciągnął rękę do nieznajomego. Nieznajomy uścisnął ją.
- William Scott. Nie mogę odpalić samochodu. Mam szczęście, że akurat byłem w barze obok.
- Jakbym jutro pracował to mógłbym to zrobić na jutro.
- Howard! – rzuciłam groźnie. – Nie taka była umowa.
- Jak widzisz moja córeczka nie jest za – objął mnie ramieniem. – To jest Charlie.
- Chyba powinnam iść. Chciałam tylko spytać czy coś jadłeś i o której wrócisz.
Tata zamyślił się na chwilę.
- Około północy. Nie czekaj na mnie. Nie martw się, Dennis zamówił pizzę wcześniej.
- Jak wcześniej?
- Oj, córeczko. Idź już.
- Nie! Nie możesz wrócić tak późno. Będziesz wykończony – prawie to wykrzyczałam. – Co masz takiego do roboty?
- Muszę zobaczyć samochód Williama – zerknął na niego. – Mogę mówić do ciebie po imieniu?
-Oczywiście. Byłbym bardzo wdzięczny jakby był na jutro. Muszę jutro pojechać po kogoś, bo w poniedziałek szkoła. Oferuje także moją pomoc, żeby córka nie musiała się o pana bać – powiedział cały czas patrząc na mnie.
Howard chciał coś powiedzieć, ale nie pozwoliłam mu.
- Szkoła? Mieszkasz tu?
- Od dzisiaj.
- Ile masz lat?
- Siedemnaście.
- Gdzie dokładnie mieszkasz?
- Prrr córeczko. Nie możesz być taka ciekawska. Dopiero poznaliśmy Williama – tata rzucił mi jego rzadkie spojrzenie, które mówiło „Dość. Mało ludzi tu się przeprowadza, więc rób chociaż dobre wrażenie”.
- Przepraszam. To było niegrzeczne – odpuściłam sobie. – Mówisz, że pomógłbyś w naprawie. Dlaczego?
Will spojrzał na mnie. Wyglądało to jakby chciał wejść głęboko w moją duszę.
- Ponieważ martwisz się o Howarda, a ja nie chcę robić problemu. Po prostu naprawdę potrzebuję jutro auta. Lubię też nowe wyzwania.
Gdy to wypowiedział przez chwilę wydawało mi się, że nie miał na myśli samochodu. Dla mnie to była okazja nie do pobicia.
- Szukasz pracy?
- Charlie… - Howard wiedział co miałam na myśli.
- Tato, idź zobaczyć samochód – zażądałam.
Niezbyt często zdarzało mi się mówić mu tato. Nie czułam takiej potrzeby. Od dawna był tylko on i ja.
Zrozumiał, że się o niego troszczę, więc wyszedł.
- Jesteś dla niego strasznie surowa – powiedział Will, gdy tata zniknął za drzwiami.
- Nie pouczaj mnie. Jest moim ojcem. Martwię się o niego od jedenastu lat, ale jakoś sobie radzimy. Nie potrzebuję rad faceta, którego poznała zaledwie pięć minut temu.
Byłam zirytowana. Nie moja wina, że wybuchłam. A on stał spokojnie jakby nigdy nic. Kim do diabła był ten gość?!
- Nie chciałem cię pouczać. Stwierdzam fakt – denerwował mnie tym swoim spokojnym tonem. – Myślisz, że po co mężczyźni się żenią? On nie potrzebuje, żebyś się o niego martwiła. Po to jest twoja matka.
- Moja mama nie żyję. Dlatego powiedziałam, że martwię się o niego od jedenastu lat.
Zaskoczyłam go. Jego niesamowite oczy stały się jeszcze większe. Pierwszy raz odkąd tu wszedł nie był już taki poważny. Zrobiło mu się tak głupio, że aż się zarumienił.
- Przepraszam. Nie powinienem był tego mówić.
- Nie wiedziałeś. Nie twoja wina.
- To mnie nie tłumaczy.
- Po prostu przestań przepraszać.
Jak można tyle razy przepraszam. To było strasznie denerwujące. Nie rozumiałam go.
Staliśmy w ciszy, patrząc gdziekolwiek tylko nie na siebie. Wreszcie po jakichś paru minutach głos Willa przerwał to.
- Pytałaś o pracę.
- Tak. Zupełnie o tym zapomniałam – tak było. – Więc? Szukasz pracy?
- Tak – powiedział tylko tyle, ale to mi wystarczyło.
- Wiem, że może nie tego się spodziewałeś po przeprowadzce tutaj, ale mojemu tacie przydałaby się nowa para rąk do pomocy – powiedziałam najmilej jak potrafiłam. – Ma Dennisa, ale on pracuje tu tylko po cztery godziny dziennie, bo jego matka jest niezłą su… - urwałam szybko – bardzo niemiłą osobą i nie pozwala mu na więcej. Choć on uwielbia spędzać tu czas, ale to zarywał noce po to, żeby się uczyć, a i tak pogorszyły mu się oceny. Sam rozumiesz.
Patrzył na mnie z uśmiechem na ustach i wtedy ukazały się fantastyczne dołeczki w policzkach. Cholera. Dlaczego on miał te dołeczki w policzkach, a jednocześnie był takim … taką niemiłą osobą.
- Za dużo mówię. Przepraszam. Więc?
- Proponujesz mi pracę? – spytał dalej zadowolony.
- Myślałam, że to jasne.
Myślał przez jakieś dziesięć sekund.
- Często tu przychodzisz?
Zarumieniłam się. Czy on ze mną flirtował? Nie mogłam w to uwierzyć. Na początku „stwierdził fakt”, a potem mnie podrywał. Był niewiarygodny.
- To nie była odpowiedź na moje pytanie – rzuciłam nie wiedząc co powiedzieć.
- Analizuję plusy tej propozycji.
Zaśmiałam się. Myślał, że mu się uda. Nie interesowali mnie tacy aroganci jak on.
- Nie masz szans.
- Twierdzisz, że moje zalecanie się do ciebie nie wychodzi mi najlepiej? – uśmiechnął.
Zalecanie się? W której on epoce żyję?
- Tak twierdzę. Wie pan, że nie należy zaczynać zalecania się do damy od straszenia jej – no przepraszam, ale nie mogłam z tego sobie nie zażartować.
- Nabijasz się ze mnie.
- Musisz przywyknąć – nie wierze, że właśnie dałam mu nadzieje, że mam zamiar robić to częściej.
- Będę miał okazję, bo przyjmuję pracę.
- Naprawdę? – krzyknęłam ze szczęścia.
- Naprawdę.
- Nie wiesz ile to dla mnie znaczy.
- Widzę.
Howard chyba usłyszał jak krzyknęłam, bo wpadł do biura jak oparzony.
- Co się stało?
- Howard, znalazłam ci nowego pracownika.
Wydał się zaskoczony. Nie umiałam odczytać z jego miny, czy mile zaskoczony, czy wręcz przeciwnie. Był po prostu zaskoczony. Skąd to wiedziałam. Stał parę sekund nie wiedząc co powiedzieć. To było u niego normalne.
- To kiedy zaczynasz? – spytał nareszcie.
- Mogę od razu – oznajmił Will zdejmując z siebie skórzaną kurtkę. To był naprawdę imponujący widok. Charlie on jest zadufanym w sobie arogantem, skarciłam się w myślach. Choć w sumie też za dużo przepraszał co może nie czyniło go aż tak wielkiego aroganta. Mogłam go opisać jako zapatrzonego w sobie faceta.
Moje oczy iskrzyły radością. Jeszcze tylko musiałam poszukać sobie pracy i byliśmy w domu. Pożegnałam się z chłopakami…jak można było ich tak nazwać i ruszyłam do wyjścia.
Stał tam bardzo stary, ale też bardzo ładny samochód. Ładny? To mało powiedziane. Przede mną stał Ford Mustang z 1966. Piękne, czerwone cudo. Od niepamiętnych czasów chciałam, choć zobaczyć. Może nawet dotknąć.
Już podchodziłam do auta, aż tu nagle znowu zobaczyłam Willa.
- Chcesz coś?
- Słucham?
- Czemu dotykasz moje maleństwo?
 Szczęka mi opadła. Mój wymarzony samochód należał do chłopaka o niesamowitym ciele, ale o niewyparzonych ustach, którego od pierwszego wejrzenia nie znosiłam.
- Przepraszam. Nie wiedziałam, że to twoje maleństwo – to ostatnie słowo podkreśliłam chichotem. – Chciałam tylko dotknąć.
Prychnął.
- Tylko dotknąć? Aby poczuć to auto, trzeba się nim przejechać, ale na razie ci nie dam.
- Nie proszę cię o to. Jak mówiłam, chciałam tylko dotknąć. Masz niesamowity samochód.
Uśmiechnął się tylko.
I tak staliśmy gapiąc się na siebie. To było dziwne. Dobrze, że Howard to przerwał podchodząc do mnie.
- Charlie. Myślałem, że już cię nie ma.
Otrząsnęłam się.
- Bo już mnie nie ma. Dobranoc, Howard – pocałowałam tatę w policzek. Spojrzałam na Willa i skinęłam głową. – Dobranoc.
- Słodkich snów – odpowiedział Will niskim, seksownym głosem.

I poszłam do domu

sobota, 14 grudnia 2013

Przyjaciele

Znasz takie uczucie, gdy nawet twój własny przyjaciel myśli o tobie źle ? Bo ja tak. Jestem wredna, wiem o tym. Mówią mi, że nie lubię sporo ludzi. To też prawda, ale jak mi ktoś mówi, że wykorzystuję ludzi, to tracę nad sobą kontrolę. Można wiele rzeczy powiedzieć o kimś kogo myślisz, że znasz, ale przyjaciel nie ocenia.



niedziela, 8 grudnia 2013

Anonimowy list na Polski

Temat: Co nas boli, a o czym nie chcemy mówić.


Wrocław, 08.12.2013 r.
Droga Olu,
Szczerze mówiąc, nie wiem jak zacząć ten list. Może powinnam się zapytać co u Ciebie. Więc, co u Ciebie?
Piszę ten list, bo nie wiem, jak poradzić sobie ze śmiercią babci. A minęły już 4 lata  Byłyśmy bardzo blisko, a jak odeszła, nie wiem do kogo się zwrócić z moimi problemami. Próbowałam rozmawiać z rodzicami, ale oni zamiast wysłuchać, krzyczą. Jak mam to zmienić ? Chyba lepiej by nam się żyło, gdybyśmy mówili co czujemy, o czym myślimy. Jak zaczynałam rozmowę, to oni od razu zmieniają temat na oceny albo nieposprzątany pokój. Już nie mam odwagi ust otworzyć. Myślisz, że tak powinno być. Bać się powiedzieć czegokolwiek rodzicom ? Bo ja już sama nie wiem jak powinno między nami być. Może mama też przeżywa jej śmierć ? Sama nie wiem, co o tym myśleć.
Powiedz mi, jak poradziłaś sobie ze śmiercią Twojej babci. Też nie wiedziałaś co ze sobą zrobić ? Ja nie mam pojęcia. Płaczę co noc. Nie chcę, ale łzy nie przestają lecieć. Tyle miłych wspomnień, które już nigdy się nie powtórzą. Tyle różnych zdarzeń, z którymi już nie mogę się z nią dzielić. Najgorzej jest jak pomyśle o tym co czuła, wiedząc, że umrze. To nie jest sprawiedliwi, że najważniejsi ludzie zawsze odchodzą najwcześniej. Powinna tu być. Ze mną. Niestety trzeba żyć dalej.
Mam nadzieję, że szybko mi odpiszesz, bo naprawdę nie wiem jak sobie z tym poradzić. Jesteś najlepsza. Nie wiem co bym jeszcze bez Ciebie zrobiła.


Całusy

Śmierć

Czy kiedykolwiek rozmyślaliście o śmierci ? Ja, aż za często. I tu nawet nie chodzi o to kiedy, gdzie i jak albo co jest po niej. Tylko wracam wspomnieniami do najszczęśliwszych chwil, które spędziłam z bliskimi mi osobami, które odeszły i nagle uświadamiam sobie, że już nigdy takich nie będzie. Potem płaczę przez godzinę i nie mogę przestać.



Codzienność

Jak wygląda mój dzień ?
Szkoła.
Nauka.
Spanie.
No, może po drodze, przeczytam parę rozdziałów jakiejś książki.
Aktualnie czytam "Intruza" Stephenie Meyer, po raz drugi.
Super książka, polecam ;) Wiem, że gruba, ale żeby oderwać się od tej rzeczywistości.


piątek, 6 grudnia 2013

Folk

Co to jest muzyka folkowa ?
Moim zdaniem to każda muzyka jaką znacie. Od klasyki, przez pop, po heavy metal. Jak mówisz, że słuchasz muzykę folkową, to nie znaczy, że słuchasz muzyki ludowej. Albo inaczej. Każdy gatunek muzyczny jest wykonywany przez pewną grupę ludzi, których kiedyś nazwalibyśmy ludem. Więc jak mówisz, że słuchasz muzyki folkowej, nie wstydź się tego. To bardzo dumna muzyka. Nie ma granic.
Czasem mam po prostu chęć odizolowania się od świata, ludzi, słów, dźwięków, zapachów. Przestać czuć wszystko to, co mnie otacza, ale przede wszystkim to, co siedzi we mnie. Te emocję.




Czemu ?

Czemu założyłam bloga? Szczerze? Nie mam cholernego pojęcia co ja tu robię. Chyba odkąd przeżywam strasznie trudne chwile, to muszę się wyżyć. Na klawiaturze najlepiej. Miło jest też, jak ktoś kogo nie znasz czyta o tym, a potem może nawet ci coś poradzić.
No to zacznijmy od początku.
Hej. Jestem Weronika, a oto moje życie.