Rozdział 6
Nigdy bym się
tak nie zachowała. Zawsze byłam grzeczną, miłą, poukładaną dziewczynką. Może
lekko przesadziłam? Nie no jakoś bardzo złe to nie było. Po prostu inne. Ale
nie mogłam inaczej zareagować. Wiadomość, którą dostałam w odpowiedzi strasznie
mnie wystraszyła.
„Ktoś przez
nich zginie”
Szłam szybkim
krokiem przez korytarz nie zwracając na nikogo uwagę. Było na nim mało ludzi,
ale jednak zdarzyło mi się parę razy uderzyć kogoś przez przypadek ramieniem.
Wydawało mi
się, że ktoś za mną woła moje imię, ale szłam dalej. Nie odwróciłam się. Nie
chciałam. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Wyszłam z kafeterii dlatego, że
nie chciałam zemdleć na oczach wszystkich. Nie mogłam oddychać, ale również nie
mogłam się zatrzymać. Chciałam wyjść ze szkoły i nie wracać. Znaleźć się w
domu. Poczytać. Nie mogłam. Wiedziałam o tym. W życiu nie wagarowałam. Czemu
miałoby się to zmienić właśnie w tym momencie?
Ostatni raz
byłam w takim stanie jak miałam 9 lat. Wtedy miałam ostatni atak astmy.
Zaczęłam
kaszleć. Musiałam usiąść. Ledwie trzymałam się na nogach. Gardło mnie paliło.
Nagle
znalazłam się w ramionach Willa, który uratował mnie przed upadkiem. Wziął mnie
na ręce i zaniósł do najbliższej sali. Gdy mnie puścił usiadłam na krześle i od
razu spuściłam głowę i próbowałam się uspokoić.
- Charlie,
proszę odpowiedz mi – dopiero teraz go usłyszałam. – Charlie, proszę. Nie wiem
co robić. Co się dzieję? Jak ci pomóc?
- A a astma –
nie mogłam tego wypowiedzieć normalnie. Kaszel mi na to nie pozwalał.
- Masz lek?
Potrząsnęłam
przeczącą głową.
- Charlie,
spójrz na mnie. -Will kucnął przy mnie i złapał moje ręce w jego. Podniosłam
głowę, a jego niesamowicie zielone oczy znalazły się na wysokości moich. Był
przerażony. - Patrz na mnie i słuchaj. Spróbuj się uspokoić i oddychać. Wdech
nosem, wydech ustami – jego głos działał na mnie bardzo uspokajająco. Zrobiłam
co mi kazał. Trochę się uspokoił i się uśmiechną. – Dobrze, rób tak cały czas.
Wdech.. – wziął wdech. - … i wydech. – wypuścił powietrze. – Właśnie tak. –
Usiadł i objął kolanami głowę. – Ja pierniczę, Charlie, ale mnie nastraszyłaś. To
nie był atak astmy na szczęście, ale nie rób mi tego więcej – mówiąc parę
ostatnich słów spojrzał na mnie i oparł się o biurko nauczyciela. – Nie umiem
sobie przypomnieć, kiedy ostatnio tak się wystraszyłem.
Usiadłam obok
niego i złapałam go za rękę.
- Przepraszam,
nie wiem co się ze mną dzieje. – Lekko skłamałam. Bo jak mnie uspokoił dobrze
wiedziałam, że to był atak paniki i dobrze wiedziałam dlaczego.
Jego druga
ręka nagle znalazła się na moim policzku.
- To nie jest
ważne. Najważniejsze, że nic ci nie jest.
Uśmiechnęłam
się.
- Dobrze, że
za mną pobiegłeś. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.
- Ja też nie
– zaśmiał się, a ja szturchnęłam go w ramię.
- Dzięki za
pomoc, Will.
- Zawsze do
usług, Charlie.
Jego usta
znalazły się tak szybko na moich, że nawet nie zdałam sobie sprawy przez
pierwsze parę sekund, że William Scott mnie pocałował. Jego usta były takie
miękkie, a on sam był przy tym taki delikatny. Odwzajemniłam pocałunek. Gdy
rozchylił mi wargi, aby nasze języki się spotkały położył mi jedną rękę na
talii, a kciukiem drugiej ręki głaskał mnie po policzku. Objęłam go za szyje i
nic nie było wstanie nas rozdzielić poza dzwonkiem, który wtedy wybrzmiał.
Oderwaliśmy się od siebie.
- Lepiej się
ruszyć zanim pojawi się tu nauczyciel – szepnęłam.
Zachichotał.
- Masz rację.
Wstał, a
potem podał mi rękę. Szybko wyszliśmy w kierunki sali od geografii.
- Wszystko
okej? – spytał się.
- Tak, czemu
nie?
- Bo przed
chwilą nie mogłaś oddychać, a ja umierałem ze strachu.
A ja
myślałam, że chodzi o pocałunek.
- Żyje i
oddycham tylko dzięki tobie – uśmiechnęłam się pokazując przy tym zęby i
uniosłam kciuk w górę. Musiałam głupkowato wyglądać.
Nagle złapał
mnie za ramiona i przygwoździł delikatnie do ściany. Potarł nos o mój, a ja
objęłam go za szyje.
- Wyglądasz
uroczo jak się tak uśmiechasz – wymruczał mi do ucha.
Jakby czytał
mi w myślach. Nie dość, że pocieszył mnie, że nie wyglądam głupkowato, to
jeszcze sprawił, że czułam się czegoś warta. Co za dzień!
- Masz zamiar
mnie jeszcze kiedykolwiek pocałować?
- Strasznie
ci się śpieszy. Ledwie się znamy. Powinniśmy parę razy się spotkać zanim będzie
coś poważnego między nami i… - uciszył mnie kolejnym, ale krótkim pocałunkiem.
- Charlie
Wilson, zostaniesz moją dziewczyną?
Zaśmiałam
się, ale przy tym chyba też zarumieniłam, bo nagle zrobiło mi się gorąco na
samą myśl o tym co będzie jak powiem tak.
Złapałam
wargę między zęby.
- Kto tu mówi
od razu o związku?
- Oj,
Charlie. Życie jest krótkie.
Znowu mnie
rozśmieszył. Oparłam dłonie na jego klatce piersiowej.
- Ale nie
przesadzasz lekko?
Zaczął
rysować nosem linie na mojej szyi. Poczułam jego oddech na karku.
- Czemu?
Wiedziała, że się uśmiechał, tak dobrze, jak wiedziałam,
że mi nie odpuści.
- A będziesz
mnie traktował jak księżniczkę?
Uśmiechnął
się pokazując te cudowne dołeczki. To nie mogło się dziać naprawdę.
- Zawsze.
Chciał mnie
pocałować. Widziałam to w jego oczach, aż migotały ze szczęścia. Mogłam się
założyć, że moje wyglądały podobnie. Will czekał na odpowiedź.
- Tak, ale
mam warunki.
- Jakie? –
zapytał powstrzymując śmiech.
- Po pierwsze
zabierzesz mnie na prawdziwą randkę. Po drugie dalej chcę żebyś mi pomagał w
matematyce. Po trzecie po lekcjach mam dostać listę paru faktów o tobie i po
czwarte, najważniejsze, będziesz mnie
zawsze tak bosko całował.
- Da się
zrobić – już miał to zrobić, ale mu przeszkodziłam. Wyrwałam się z jego objęć.
- A teraz
przepraszam, ale jestem spóźniona przez mojego chłopaka na lekcje.
Ruszyłam
przed siebie i tylko usłyszałam za sobą.
- Ten chłopak
musi nieźle całować skoro pozwalasz mu się zatrzymywać cię przed zdobywaniem
wiedzy.
- Jakbym
potwierdziła to ego tego chłopaka by się powiększyło. Choć wątpię, że to
możliwe, żeby było jeszcze większe – odwróciłam się, posłałam mu całusa i
zniknęłam za drzwiami gdzie przywitało mnie spojrzenie pani Snow. Lodowate jak
zawsze.
- Witamy,
panno Wilson. Pierwszy raz widzę, żeby pani się spóźniła.
-
Przepraszam. Byłam w toalecie i nie usłyszałam dzwonka – lepsze to
usprawiedliwienie niż prawda. Jakby to brzmiało gdybym powiedziała: Przepraszam proszę panią, ale właśnie
całowałam się pod ścianą z najprzystojniejszym chłopakiem pod słońcem, który,
muszę wszystkich poinformować, jest mój. A to wszystko dzięki temu, że miałam
atak paniki, bo jakiś psychol pisze do mnie dziwne wiadomości. Tak.
Brzmiałoby to strasznie.
Zajęłam
szybko wolne miejsce obok Ruby. Po paru minutach dostałam od niej liścik.
„Gdzie ty się
podziewałaś?!”
Zignorowałam
to i zaczęłam pisać notatki. Wiedziałam, że żeby zaliczyć geografie u pani Snow
trzeba uważać na lekcjach, bo niestety na testach lubiła dawać rzeczy, których
nie było w podręczniku.
Nie mogłam
się teraz zajmować kłótniami z Ruby, bo miałam nie tylko naukę, ale również
ważniejsze rzeczy na głowie, czyli kim jest tajemniczy nadawca wiadomości i czy
te wiadomości mają coś wspólnego z pożarem kościoła.
Na ławce
wylądowała nowa karteczka.
„Connor cię
szukał przez całe piętnaście minut. Przez twoje głupoty stracił połowę przerwy
na lunch.”
Nabazgroliłam
odpowiedź.
„Źle się
poczułam. Poszłam do pielęgniarki. Nie przejmuj się mną, a to, że Connor
stracił piętnaście minut z życia to nie twoja sprawa.”
Kolejna.
„Nauczycielkę
możesz okłamywać, ale mnie nie.”
I kolejna.
„Jak możesz
mnie tak olewać.”
I kolejna.
„Charlie
Wilson natychmiast powiedz mi co robiłaś przez połowę przerwy!!”
„Pogadamy po
lekcjach.”
Ostatnia była
ode mnie. I podziała. No może nie jak chciałam, bo nie gadałyśmy z Ruby do
końca następnej lekcji, ale i tak to już coś.
Hiszpański
zaczął być moim ulubionym przedmiotem, odkąd był jedyną lekcją, którą łączyłam
z Willem. Gdy usiadł za mną w ostatniej ławce od razu miałam przeczucie, że
będzie mi się lepiej uczyć nawet jeśli z taką nauczycielką jak Georgina.
- Hej,
piękna.
Will nachylił
się nad ławką i szepnął mi do ucha. Była jeszcze przerwa, a Ruby i Alexa
jeszcze nie było, więc spokojnie mogliśmy rozmawiać.
- Hej,
przystojniaku – mówiąc to, odwróciłam się do niego.
- Ma panienka
plany na dzisiaj?
Uśmiechnęłam
się moim „głupkowatym” uśmiechem.
- Miałam
zamiar zrobić panu obiad, panie Scott.
Wyglądał na
mile zaskoczonego.
- Myślałem,
że zostawisz mi resztki.
Złapałam za
jego ławkę i przysunęłam bliżej mnie.
- Raz chyba
mogę zrobić wyjątek.
- Jakaś ty
wielkoduszna.
Kciukiem
musnął moją dolną wargę, a mój wzrok spoczął na jego ustach.
- Staram się.
- Już chciał mnie pocałować, ale odsunęłam się. – Powiedziałeś o nas Alexowi?
Wzruszył
ramionami i zaczął się huśtać na krześle.
- Nie, a
mogę?
- A może na
razie to będzie taka nasza mała tajemnica?
- Jeśli ci
bardzo zależy, zgoda.
Tym razem ja nachyliłam
się nad ławką i pocałowałam go w policzek.
- Jesteś
najlepszym sekretnym chłopakiem, którego zna się od czterech dni, jakiego można
mieć.
Zaśmiał się.
- Dzięki,
kotku.
Kotku?
Chciałam mu coś powiedzieć, ale zauważyłam Ruby.
- Później
porozmawiamy o zdrobnieniach.
- Dobrze,
skarbie – szepnął.
- To już
lepsze, ale serio musimy o ty porozmawiać.
Spojrzałam na
Ruby, a on rozmawiała z Alexem.
- Will.
- Tak?
- Czemu Ruby
rozmawia z Alexem?
Chwile trwało
zanim odpowiedział.
- Nie wiem.
Myślałem, że Ruby go nie lubi.
- Ja też.
Dzwonek. Ruby
usiadła koło mnie, a Alex koło Willa. Dokładnie za moją przyjaciółką. Lekcja
zapowiadała się ciekawie.
Nagle wszyscy
przestali rozmawiać, a za drzwiami coraz głośniej było słychać stukot obcasów o
podłogę. Oho.
Georgina
stanęła przed tablica i zaczęłam pisać temat. Świst stykającej się z tablicą
kredy był tak głośny, że powstrzymywałam się od grymasu. „Fiesta”. Serio?
Wakacje. Czyli to znak, że trzeba budować zdania. Pełne zdania. Po hiszpańsku!
Rozszerzony hiszpański, co ja sobie myślałam.
Po lekcjach
myślałam tylko o jednym. O powrocie do domu. Niestety, czekała mnie poważna
rozmowa z Ruby. Myśl o cudownym popołudniu z Willem poprawiała mi humor. Choć
przez całą lekcje myślałam o tym, na co właściwie się zgodziłam. Chodzenie z
Willem po czterech dnia. Szaleństwo, ale jednak przy nim czułam się zupełnie
inna, a raczej wreszcie czułam się sobą. Nie wiedziałam w sumie dlaczego, ale
przed Willem jedyną osobą przy której tak się czułam był Cole. No, ale Cola nie
było od dawna, a ja nie miałam zamiaru płakać z tego powodu. Rok dumania nad
tym co z nim mi wystarczył.
Zabrałam
potrzebne książki z szafki i postanowiłam poczekać na Ruby przed szkołą.
Przysiadłam na trawniku, chcąc pomyśleć co tak naprawdę chciałam jej pomyśleć,
ale niestety Ruby pojawiła się szybciej niż myślałam. Usiadła obok.
- Wilson.
- Collins.
I to było
tyle. Zapadła martwa cisza. Ruby zaczęła obracać oczami tam i z powrotem byle
tylko nie patrzeć na mnie, więc opuściłam głowę i patrzyłam na moje splecione
palce.
Po jakiejś
chwili poczułam, że ktoś za mną stoi. Ktoś? Oj, no nie oszukujmy się. Przecież
wiedziałam kto to. Wstałam z ziemi.
- Will,
poczekasz na mnie pięć, może dziesięć minut?
Will, który
patrzył na nią szeroko otwartymi oczami, przeniósł spojrzenie na Ruby, a potem
z powrotem na nią.
- Dobrze. To
spotkamy się w maleństwie – powiedział bardzo szczęśliwym tonem.
Uśmiechnęłam
się. Gdybyśmy byli sami pewnie bym się zaśmiała.
Gdy Will
poszedł, a ja miałam zamiar usiąść na opuszczonym przeze mnie miejscu na
trawniku, Ruby wstała.
- Widzę, że
się zaprzyjaźniliście – powiedziała tak bezczelnie, że chciałam jej dać w
twarz. – Całowałaś się z nim. Uprzedzę twoje pytanie. Nie, ja nie pytałam. To
było stwierdzenie. Gdy spóźniłaś się na geografie, byłaś cała w skowronkach,
ale fakt że go pocałowałaś był na twoich policzkach. Rumieniłaś się.
- Ruby,
wyjaśnię.
- Najpierw
mnie wysłuchasz nie przerywając. Ty nigdy się nie rumienisz. Znam cię lepiej
niż sądzisz i nawet jakbyś się starała to byś nie ukryła przede mną faktu, że
między tobą a Willem coś jest i to coś dużego. Nie chcę cię oceniać. Wiem, że
przesadziłam rano, ale znasz mnie tak dobrze jak ja ciebie i powinnaś wiedzieć,
że nie lubię poznawać nowych ludzi, bo ja nie ufam byle komu. A jak jakiś obcy
chłopak zjawia się w życiu mojej najlepszej przyjaciółki to nie wiem właściwie
co robić. Choć jeśli chodzi o osoby, które kręcą się wokół ciebie to ufam w
sumie tylko dwóm osobą. Connorowi i twojemu tacie. Ja po prostu się o ciebie
troszczę i nie chcę, żeby Will złamał ci serce.
Po skończeniu
po prostu patrzyła na mnie, a ja zamiast udzielić jej odpowiedzi to ją
uściskałam.
- I za to cię
kocham – szepnęłam jej do ucha.
Poczułam, że
zaczyna się rozluźniać, więc ją puściłam.
- No to teraz
możesz mi powiedzieć co masz zamiar robić teraz z Willem. – Ruby wróciła. –
Albo jeszcze lepiej. Opowiadaj jak całuje.
Zaśmiałam
się.
- Całuje
naprawdę dobrze.
- Dobrze?
Pff, to musi być słaby.
Szturchnęłam
ją delikatnie łokciem i objęłam jej kark ramieniem.
- Niech ci
będzie. Był naprawdę niezły, a wręcz znakomity. Zdecydowanie wiedział co robi.
- No to się
cieszę, że znalazłaś doświadczoną partie.
Czasem
denerwowała mnie takimi tekstami, ale po tym jakie mi piękne przemówienie
powiedziała, nie mogłam się na nią złości.
- Mam pomysł.
Pocałuj Alexa, a potem powiedz mi który lepiej całuje – powiedziała bardzo
entuzjastycznie, wręcz za bardzo.
Skrzywiłam
się.
- Nie będę
całowała się z bratem mojego chłopaka – powiedziałam i od razu żałowałam, że
nie przemyślałam tej wypowiedzi. Trzasnęłam się ręką w czoło, a Ruby wstrzymała
oddech.
-Charlie
Wilson, ty masz chłopaka?! Ach, ty dziwko – powiedziała podniesionym głosem, a
nie na tyle głośno, aby ktoś usłyszał i klepnęła mnie w tyłek. – Bierz go,
dziewczyno, ale pamiętaj. Znacie się cztery dni. Może wytłumaczę ci jak
działają gumki.
Obruszyłam
się.
- Ej no, wiem
jak działają gumki. Nawet dziewice takie jak ja wiedzą.
- To dobrze.
Dobrej zabawy – cmoknęłam mnie w policzek i już jej nie było.
- Więc może
dzisiaj odpuścimy sobie naukę? – zaproponował Will, gdy wchodziliśmy do mojego
domu.
Zostawiliśmy
plecaki na komodzie przy drzwiach i poszliśmy do kuchni.
Will wyjął z
lodówki dwie puszki coli i podał mi jedną
- Dlaczego
mielibyśmy sobie odpuścić?
- Bo moglibyśmy
porobić coś innego.
Zachichotałam.
- To, że
niesamowicie całujesz, nie znaczy, że możemy tak po prostu odpuścić sobie naukę
i iść się po obściskiwać na kanapę.
- Czemu nie?
Zabrał ode
mnie puszkę, a potem obie położył na blacie, żeby było mu łatwiej objąć mnie w
pasie i przyciągnąć do siebie.
-Will! –
skarciłam go, ale on mnie nie puścił.
- Charlie,
nie musimy się obściskiwać na kanapie jeśli nie chcesz, ale chcę cię poznać
lepiej. Ja ci opowiedziałem o mojej przygodzie z Alexem. Rewanż?
- Możemy
pogadać u mnie w pokoju. Weź picie, a ja wezmę coś do jedzenia.
Położył mi dłoń na policzku, pocałował w czoło
i nagle zniknął za drzwiami z puszkami w ręku, a ja przysłuchiwałam się jego
krokom, które było słychać coraz ciszej i wreszcie ucichły.
W szafce ze
słodyczami i różnymi innymi niezdrowymi rzeczami znalazłam paczkę chipsów, więc
wsypałam je do miski, która leżała obok zlewu, czyściutka.
Wchodząc do pokoju zobaczyłam Willa, który przyglądał się toaletce. Były tam różne głupie zdjęcia, które zrobiłam sobie z Ruby i Connorem, ale także parę normalnych z Howardem. Moim ulubionym było to, które wisiało w prawym górnym rogu. Przedstawiało mnie, Howarda i Cola. Był to jeden z najlepszych dni w moim życiu. Popłynęliśmy na ryby, łódką którą pożyczyliśmy od rodziców Cola. To był sierpniowy poranek i miałam jedenaście lat. Były wakacje, więc nie musiałam się przejmować lekcjami. Po jakiejś godzince totalnej ciszy, Cole złapał rybę, ale zamiast ją wpakować do przenośnej lodówki rzucił ją we mnie. Byłam tak zła, ale potem rzuciłam ją w niego i tak zaczęliśmy się obrzucać, no a jak można przewidzieć historia kończy się tak, że wpadam do wody, a Cole próbując mnie wyciągnąć dołącza do mnie. Zdjęcie zrobił jeden z rybaków, którego wtedy poznaliśmy i był to moment, w którym staliśmy we trójkę na tle jeziora. Howard trzymał dwa niezbyt duże karpie, a Cole i ja ciągnęliśmy się za włosy cali mokrzy.
Wchodząc do pokoju zobaczyłam Willa, który przyglądał się toaletce. Były tam różne głupie zdjęcia, które zrobiłam sobie z Ruby i Connorem, ale także parę normalnych z Howardem. Moim ulubionym było to, które wisiało w prawym górnym rogu. Przedstawiało mnie, Howarda i Cola. Był to jeden z najlepszych dni w moim życiu. Popłynęliśmy na ryby, łódką którą pożyczyliśmy od rodziców Cola. To był sierpniowy poranek i miałam jedenaście lat. Były wakacje, więc nie musiałam się przejmować lekcjami. Po jakiejś godzince totalnej ciszy, Cole złapał rybę, ale zamiast ją wpakować do przenośnej lodówki rzucił ją we mnie. Byłam tak zła, ale potem rzuciłam ją w niego i tak zaczęliśmy się obrzucać, no a jak można przewidzieć historia kończy się tak, że wpadam do wody, a Cole próbując mnie wyciągnąć dołącza do mnie. Zdjęcie zrobił jeden z rybaków, którego wtedy poznaliśmy i był to moment, w którym staliśmy we trójkę na tle jeziora. Howard trzymał dwa niezbyt duże karpie, a Cole i ja ciągnęliśmy się za włosy cali mokrzy.
Uśmiechnęłam
się na to wspomnienie, ale wróciłam myślami do rzeczywistości.
Gdy odłożyłam
miskę na szafkę i położyłam się na łóżku. Dopiero wtedy Will oderwał wzrok od
zdjęć i usiadł na brzegu łóżka.
- Opowiadaj,
księżniczko
Szturchnęłam
go nogą.
- Ej no,
myślałam, że już sobie odpuścisz.
Dał mi znak
ręką, żebym się przesunęłam, a potem położył się obok mnie. Oboje patrzyliśmy
na biały sufit.
- Odpuszczam.
Opowiedz mi o sobie, Charlie Wilson.
- A to nie ty
miałeś mi napisać parę faktów o sobie?
- Tu mnie
masz, nie zdążyłem. Jutro?
- Okej. No
więc od czego zacząć. Nazywam się Charlie. Urodziłam się w Atlancie, czternastego
lutego tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego siódmego…
- Czekaj,
urodziłaś się w walentynki?
Uśmiechnęłam
się do siebie.
- Tak,
wiedziałam, że zwrócisz na to uwagę. Urodziłam się w najgorsze święto jakie
może być.
- Nie
przesadzaj. Kontynuuj.
- Jestem
jedynaczką, a moja mama zginęła w wypadku samochodowym, gdy miałam sześć lat.
Jestem bardzo ciekawską osobą, ale nie lubię, gdy ludzie dociekają mojego
prywatnego życia, bo jestem bardzo zamknięta w sobie. Wiem o tym. Ruby zawsze
mi powtarzała, że mogłabym się ogarnąć, w końcu nikogo nie obchodzi, że jestem
wrażliwa i wstydliwa, a te cechy mogą mnie tylko zniszczyć, ale cóż poradzić,
zawsze byłam grzeczną, cichą dziewczynką, która nie lubiła przeklinać ani bawić
się w buntowniczą nastolatkę. Myślę, że powodem jest śmierć mojej matki, a
raczej Howard, który nie mógł się z tym pogodzić – przerwałam i spojrzałam na
Willa. Dopiero wtedy zauważyłam, że przyglądał mi się cały czas. Zrozumiałam
też, że nigdy nikomu aż tak się nie zwierzałam. – Co? – spytałam go, a kącik
jego ust powędrował w górę.
- Nic, po
prostu wiem, że nie jest ci łatwo mówić o sobie.
- To prawda.
-…ale jednak
mi mówisz.
- Bo chcę,
żebyśmy się poznali.
- Dziękuję,
że mi o tym mówisz – powiedział łagodnie i złapał mnie za rękę.
- Mówić dalej?
- Tak, już
nie będę ci przeszkadzać.
Opowiedziałam
mu, że przyjaźń z Ruby rozpoczęła się jeszcze przed śmiercią mojej matki,
podczas zabawy w piaskownicy. Potem przyszła podstawówka. Ruby zrobiła sama
proce, żeby rzucać papierowymi kulkami w chłopaków. Nauczycielka nie była z
tego zadowolona, więc zabrała broń mojej małej przyjaciółce. Po lekcjach
okazało się, że jeden z chłopaków zabrał naszej wychowawczyni proce, schowaną w
szufladzie biurka i oddał ją Ruby. Był to Connor.
Nie
wspomniałam mu nic o Colu. Przecież go nie znał. I tak gadaliśmy o różnych
moich przygodach szkolnych, aż nastała czwarta po południu a ja musiałam zrobić
obiad Howardowi.
Uznałam, że
najszybciej będzie zrobić naleśniki, więc po jakiś trzydziestu minutach
usiedliśmy z Willem w salonie z naleśnikami z owocami na talerzu, a potem
pojechaliśmy do warsztatu.
- Chcesz mi
pomóc w pracy? – spytał Will wysiadając z maleństwa.
- Może –
puściłam mu oko.
Wchodząc do
warsztatu wpadłam na kobietę. Była cała roztrzęsiona. Miała krótko obcięte
blond włosy, ale jej twarz przykrywał ogromny czarny kapelusz i ciemne okulary.
Przytrzymała
mnie za łokieć, żebym nie upadła.
-
Przepraszam, nic ci nie jest?
Poznałam ten
głos. To była kobieta, która kłóciła się z Howardem dzień wcześniej.