piątek, 11 lipca 2014

Rozdział 5

Wiem, że długo to trwało i jest mi mega przykro, ale jeśli czekaliście to się doczekaliście. Miłego czytania :)

Rozdział 5

Nie mogłam oddychać. Nic nie widziałam. Nie wiedziałam gdzie byłam. Czułam się jak pochowana żywcem, a może tak właśnie było. Czy jestem w drewnianej skrzyni?! Próbowałam kopać. Nic. Krzyczeć. Nic. Pomocy!! Dusiłam się. Gdzie ja jestem?!
Przez szpary w drewnie ziemia wlatywała mi do gardła. Nie wiedziałam jak długo wytrzymam. Miałam nadzieje, że ktoś mnie znajdzie, ale ta myśl zanikała z każdą chwilą.
Nagle usłyszałam coś, a raczej kogoś. Próbował mi pomóc. Na szczęście. Po niedługiej chwili zobaczyłam lekkie światło i nabrałam świeżego powietrza do ust. Nie wiedziałam, że tak prosta rzecz może okazać się najpiękniejszą w tamtej chwili.
Ktoś szarpał się z drewnianymi drzwiczkami, potem znalazłam się w ramionach Willa.
- Znalazłem cię – szeptał mi do ucha.
Nie wiem ile czasu się przytulaliśmy. Może jakieś dziesięć minut. Mogłam się rozejrzeć po okolicy. Byliśmy w lesie. Nie umiałam więcej powiedzieć. Były drzewa, ale nic poza nimi. Powoli myślałam nad tym wszystkim. Byłam uwięziona pod ziemią w drewnianej skrzyni, ale w momencie, gdy usłyszeliśmy warknięcie, to wymysł pochowania żywcem wydawał się śmieszny. Oderwałam się od Willa i spojrzałam w kierunku z którego dobiegał dźwięk.
Wilk. Stał samotnie między drzewami patrząc na nas  groźnie wielkimi, zielonymi oczami. Gdy zdał sobie sprawę z tego, że zwrócił naszą uwagę zaczął się do nas zbliżać. Chciałam krzyczeć, ale od tej ziemi, której ohydny smak miałam jeszcze w gardle, nie mogłam wydusić z siebie żadnego dźwięku. Spojrzałam na Willa. Miałam nadzieje, że zrozumie sytuacje w jakiejś się znaleźliśmy, a on spokojnie wstał a wilk był coraz bliżej.

Obudziłam się. Gdzie jestem? W moim pokoju. Co się przed chwilą stało? Wiele myśli przelatywało mi przez głowę zahaczając o siebie nawzajem. Dziękowałam za to, że to był tylko sen. Czemu śniło mi się, że zostałam pochowana żywcem?! Trudne pytanie, ale kto by zrozumiał sny.
Popatrzyłam na zegarek, który stał na szafce koło mojego łóżka. Za dwadzieścia piąta. Jęknęłam. Chora godzina.
Przez kolejne dwadzieścia minut próbowałam zasnąć, ale z negatywnym skutkiem. Uznałam, że skorzystam z tak wczesnej godziny. Ubrałam się, umyłam i wybiegłam z domu. Zwykłą trasą mojego biegania był las, ale po takim ekscytującym śnie miałam dość drzew jak na jeden… tydzień. Mijałam domu oczywiście znajomych mi osób. Potem poszczególne sklepiki. Kwiaciarnie, Księgarnie, Pralnie, aż w końcu udałam się wzdłuż drogi prowadzącej prosto do domu na wzgórzu. Dlaczego nazywałam go tak? Bo nie miałam pojęcia jak mam go inaczej nazywać. Mieszkał w nim Will, ale przed nim Cole i obu lubiłam.
Zatrzymałam się na samym szczycie. Nie wiem co było w tym domu. Był olbrzymi. Wszystkich odstraszał, ale nie mnie. Może to te wspomnienia z dzieciństwa.
- Co cię tu sprowadza – usłyszałam za sobą głos, a serce skoczyło mi do gardła. Odwróciłam się.
- Alex, przestraszyłeś mnie.
Uśmiechnął się.
- Nie chciałem. Po prostu zdziwiłem się widząc cię przed moim domem, gdy jest jeszcze ciemno – powiedział i pokazał na niebo.
Czułam się niezręcznie rozmową z nim. Wydawał się zupełnie inny niż Will, a wyglądał identycznie. Niestety.
- To co cie tu sprowadza? – Usiadł na jakimś pniu klepiąc miejsce obok siebie. Zawahałam się przez moment, ale w końcu usiadłam.
- Biegałam.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- O piątej trzydzieści? Ale jesteś zawzięta.
- Nie mogłam spać – mruknęłam.
- Hej – spojrzał na mnie i ujął moją twarz. – Nie musisz się wstydzić, gdy ze mną rozmawiasz.
Wyrwałam się mu.
- Nie lubię cię.
Tym razem moja broda była dumnie uniesiona w górę.
Zaśmiał się.
- Powinnaś mnie polubić jeśli masz zamiar kręcić z moim bratem.
- Nie kręcę z twoim bratem – zaprzeczyłam nie patrząc na niego.
- Nie zdajesz sobie z tego sprawy. On z resztą też nie.
- Nie znasz mnie.
Przytaknął.
- Masz rację, ale znam mojego brata.
Zamilkła. Zresztą on też.
Patrzyłam raz na niego, raz na dom, a innym razem na Grace Village.
Gdy moje spojrzenie spoczęło tylko na nim zauważyłam, że nie ma na sobie piżamy jak myślałam, tylko czarne spodnie i czarną skórzaną kurtkę.
- Gdzie byłeś – spytałam zaciekawiona.
Spojrzał na mnie i uśmiech spoczął na jego twarzy.
- Spostrzegawcza jesteś – powiedział i mrugnął do mnie.  – Nie mogłem spać. Wybrałem się na przejażdżkę moim motorem.
Oczywiście, że miał motor. Niegrzeczni chłopcy zawsze mają motor, no i w końcu był inny niż Will. Jak było widać, nie miał takiego dobrego gustu.
- Jak chcesz mogę cię kiedyś zabrać – dodał po chwili.
Pokręciłam głową.
- Jak już mówiłam, nie lubię cię i w najbliższej przyszłości to się nie zmieni.
Wstałam i już miałam pobiec w stronę Grace, ale Alex zatrzymał mnie łapiąc mnie za rękę.
- Dlaczego zatrudniłaś mojego brata nawet go nie znając? – zapytał. Tym razem miał opuszczoną głowę, co było dziwne zważywszy na wielkość jego ego.
- Bo mój tata potrzebował pomocy.
- Ale nie znasz go.
- Może zatrudnienie kogoś to dobry początek znajomości – powiedziałam i wyrwałam moją rękę z uścisku.
Następną rzeczą jaką widział to moje plecy coraz bardziej oddalające się od niego.

Wróciłam do domu gdzieś około szóstej. Słońce już prawie wzeszło.
- Charlie? – usłyszałam głos Howarda z kuchni, więc ruszyłam do niego. Howard jak zwykle już ubrany zajadał kanapki z masłem orzechowym. – Gdzie tak wcześnie wyszłaś?
- Pobiegać – odpowiedziałam, usiadłam naprzeciwko niego i ukradłam mu jedną kanapkę z talerza.
Skarcił mnie palcem, a potem uśmiechnął.
- Nie za wcześnie jak na ciebie?
- Nie mogłam spać. Śnił mi się dziwny sen.
Opowiedziałam Howardowi mój sen pomijając jednego szczegółu. Mojego wybawiciela. Uznałam, ze po co mam mu mówić o Willu i zastąpiłam go tajemniczym nieznajomym. Każda dziewczyna chciałaby być uratowana przez takiego nieznajomego.
- Rzeczywiście dziwny sen – Howard zgodził się ze mną, a potem zmierzwił mi włosy. – Dobrze, że to tylko sen.
Uśmiechnęłam się i wstałam oblizując palce z masła.
- Idę wziąć prysznic przed lekcjami. Spociłam się podczas biegania – powiedziałam i cmoknęłam go w policzek. – Zobaczymy się po szkole.
Półtora godziny później byłam całkowicie gotowa, więc uznałam, że przejdę się do Ruby.
Zaskoczyła mnie, gdy spotkałyśmy się pośrodku drogi.
- Wilson – krzyknęła i przytuliła mnie na dzień dobry.
- Collins, co ty tu robisz?
- Mogłabym zapytać cię o to samo.
Uśmiechnęłyśmy się, a potem Ruby szarpnęła mnie za ramię i poprowadziła na chodnik.
- Wiesz fajnie, że się spotkałyśmy, ale potrącona przez samochód nie chcę być.
Zaczęłyśmy iść w stronę szkoły. Trwała niezręczna cisza. Uznałam, że między nami tak nie może być.
- Ruby, wiem, że nie podoba ci się moja znajomość z Willem.
- Co ty nie powiesz – przerwała mi.
- Dlaczego? – spytałam.
Chwile się zastanawiała i związała sobie włosy w kucyk.
- Nie wiem. Jest w nim coś dziwnego.
- Mówisz o Alexie.
Popatrzyła na mnie swoimi piwnymi oczami, które podkreśliła czarnymi kreskami i ciemnymi cieniami do powiek. Znałam to spojrzenie, choć u mojej przyjaciółki nie pojawiało się za często. Przez ten wzrok mówiła, że zdaje sobie z tego sprawę, ale nie chce o tym mówić. Dziwne, bo Ruby była bardzo szczerą i otwartą osobą.
- Charlie, Alex i Will są bliźniakami…
- Ale są zupełnie inni – podniosłam głos. – Czy ty kiedykolwiek rozmawiałaś z Willem?
- Nie lubiłaś go! – krzyknęła.
- Ale wczoraj spędziliśmy naprawdę wspaniały dzień…
- Co?! Spotkaliście się wczoraj po szkole? Jesteś strasznie naiwna. Will nie jest chłopakiem dla ciebie.
Zatrzymałyśmy się przed domem Connora.
- Nie masz prawa mnie oceniać – szepnęłam.
Nie patrzyłam na nią, tylko w okno. Nie miałam ochoty na nią patrzeć, bo wiedziałam jak ona by na mnie patrzyła. Tak, żeby wywołać u mnie poczucie winy. Cóż, udało jej się nawet bez osądzającego wzroku.
Stałyśmy i czekałyśmy na Connora nie odzywając się do siebie. Nienawidziłam tego. 
Przypomniałam sobie najgorszą kłótnie jaką miałyśmy z Ruby. To było tak dawno. Pokłóciłyśmy się o jakąś błahostkę. Chyba chodziło o to, że zamiast spotkać się z nią, spotkałam się z Colem, a teraz znowu kłóciłyśmy się o chłopaka. Ruby za Colem nie przepadała, tak samo jak za Willem i tak samo nie wiedziałam dlaczego. Czasem wpadała mi myśl do głowy, że Ruby sądziła, że zna się na ludziach lepiej niż inni i zakazując mi się z niektórymi zadawać sprawi, że moje życie będzie cudowne po tym jak moja mama zmarła.
Moje rozmyślania przerwał Connor, który pojawił się przede mną.
- Cudowny dzionek, dziewczynki – powiedział i wziął nas w grupowy uścisk. Szczegółem w tym wszystkim było to, że tylko on nas obejmował i niestety zauważył, że między mną a Ruby było niezręcznie.
- To chodźmy do szkoły.
I zaczął gadać o pogodzie, która była nawet ładna, o szkole, czyli jakie lekcje go czekały i jak strasznie mu się nie chcę, o spaniu, które uwielbia.
- Coś wiadomo o tym pożarze? – spytał jakby oczekiwał odpowiedzi od którejkolwiek. Postanowiłam się odezwać. Nie chciałam, żeby ten dzień został całkowicie zepsuty.
- Nie, nikt nic nie mówił. Poszłam rano biegać, a jak wracałam nie widziałam, żeby pani Tull i pani Duke plotkowały na werandzie.
Popatrzyli na mnie wielkimi oczami, a potem Connor parsknął śmiechem.
- Poszłaś biegać? Rano? Ty? Jeśli już chcesz nam wsadzić jakiś kit, kochana, to dopracuj go, żeby był bardziej wiarygodny.
Walnęłam go pięścią w ramię, a on udawał obrażonego.
- Nie kłamię. Nie mogłam spać.
- Więc uznałaś, że pobiegasz. To zupełnie normalne – powiedziała niespodziewanie Ruby, oczywiście sarkastycznie.
Na szczęście nie musiałam nic dodawać na usprawiedliwienie, bo dodarliśmy do szkoły. Niestety jeszcze trochę zostało do dzwonka, a wszystkie lekcje miałam z Ruby. Zwykle to uwielbiałam, ale nie wtedy.
Nagle Ruby oddzieliła się od nas i poszła w stronę.
- Dobra, o co chodzi? – spytał Connor.
- Ruby jest wkurzona, że byłam wczoraj z Willem. Nie rozumiem tego. Nie zna go, a ja myliłam się co do niego. Myślisz, że kto normalny zgodziłby się na prace u zupełnie nieznanej mu osoby, która zaczęła go wypytywać o jego życie przy pierwszym spotkaniu. Myślę, że nikt, ale on zdał sobie sprawę, że naprawdę mi zależy – przerwałam, żeby wziąć dłuższy oddech i położyłam się na trawniku. Connor zrobił to samo, a moja głowa spoczęła na jego ramieniu. – Postąpiłbyś tak jak on? Tak, dlatego, że jesteś najmilszą osobą jaką znam, a teraz pomyśl o kimś innym. O kimś kogo obchodzi tylko on sam. Postąpiłby tak? Wątpię.
 - Rozumiem, Charlie. Nie poznałem żadnego z nich, ale wierzę ci.  Jesteś moją przyjaciółką. Dla Ruby też. Ona po prostu potrzebuje trochę czasu. Do naszego miasteczka rzadko ktoś się przeprowadza. Ruby musi tylko to pojąć, że ktoś nowy jest w naszym środowisku.
Zaśmiałam się. Tłumaczenia Connora były bezbłędne, ale przy tym pełne humoru. Potem, jak skończyliśmy temat Ruby, rozmawialiśmy o różnych kształtach chmur i zastanawialiśmy się jakie dziwne wzorki można by było stworzyć na niebie samolotem.
- Cześć, Charlie – usłyszałam głos Willa nad sobą, więc szybko usiadłam.
- Hej. Poznałeś Connora? – zapytałam wskazując na mojego przyjaciela, który już wstał i podał Willowi rękę.
- Connor Bradshaw, miło mi.
- William Scott.
Wstałam z ziemi, spojrzałam na zegarek w telefonie i szybko się otrząsnęłam.
- Dobra, fajnie, że się już znacie, ale za pięć minut lekcję, a ja nie wyjęłam książek z szafki, więc was opuszczę.
- Odprowadzę cię na lekcje – dodał szybko Will i ruszył za mną.
- Wiesz, że zajęcia mamy po przeciwnych stronach szkoły.
- To drugi dzień. Chyba nic mi nie zrobią za spóźnienie – powiedział i puścił do mnie oko.
- Jak chcesz.
- To jak ci minął wczorajszy wieczór z tatą?
Wzruszyłam ramionami.
- Okazało się, że utknął w papierach, więc nic nie robiliśmy.
- Szkoda.
- A tobie, jak minął wieczór?
- Graliśmy z Alexem w kosza, a potem zobaczyliśmy ogień, więc pobiegliśmy zobaczyć co się stało. Wiesz już coś o tym?
- Wiem tylko, że nikomu nic się nie stało.
- Całe szczęście.
Zatrzymałam się przy szafce i zaczęłam szukać książek do historii. Will oparł się o szafki obok.
- O której dzisiaj kończysz? – spytał.
- Jeszcze nie ustalili kiedy będzie dziennikarstwo, więc koło drugiej. Lubię tak wcześnie kończyć. A jest powód dla którego się pytasz?
- Bo wiesz, okazało się, że mam straszne zaległości z angielskiego. Moja stara szkoła jest na niższym poziomie niż ta, więc przydałaby mi się pomoc. Od razu pomyślałem o tobie. Dowiedziałem się, że masz dodatkowe semestry i jeszcze to dziennikarstwo. Wiem, że pewnie masz mało czasu, więc nie będę się narzucał jak nie możesz.
Popatrzyłam chwile na niego.
- Tylko ty? – spytałam.
- Słucham? – odpowiedział pytaniem.
- Czy tylko ty masz zaległości?
Uśmiechnął się, bo wiedział, że nie zgodziłabym się mu pomóc jakby dołączyli do nas Alex i Brooklyn.
- Tylko ja. Oni już zaliczyli wszystkie semestry, a ja wole matematykę.
Skrzywiłam się, gdy to usłyszałam.
- Może moglibyśmy oboje sobie pomóc. Moja nauczycielka zostawała specjalnie dla mnie po lekcjach, żebym cokolwiek chwyciła z algebry, ale niestety nic do mnie nie trafiło i musze dalej się męczyć i zaliczyć.
- Chętnie ci pomogę – powiedział i uśmiechnął się, pokazując dołeczki w policzkach. – Dzisiaj po lekcjach?
- To jesteśmy umówieni – mrugnęłam do niego i zamknęłam szafkę.
W tym samym momencie zadzwonił dzwonek. Ruszyliśmy w stronę sali, w której miałam pierwszą lekcję, a Will wziął ode mnie książki.
- Kończymy razem, więc możemy potem skoczyć do mnie.
- Mi tam pasuję. Wszystko zależy od ciebie.
- No to zróbmy tak. Pojedziemy do mnie. Zrobię obiad i o piątej pójdziemy do warsztatu. Co ty na to?
- Będzie chyba okej. Jak masz zamiar mi gotować to ja jestem za.
Zaśmiałam się.
- Miałam zamiar dać obiad Howardowi, ale pewnie znajdą się dla ciebie jakieś resztki.
- Dzięki – powiedział jak już byliśmy na miejscu. Oddał mi książki i pocałował w policzek.
Weszłam do sali i zobaczyłam, że oczy moich przyjaciół są wpatrzone we mnie.
Usiadłam obok Connora.
- Co tam? – spytałam, żeby oderwać jego myśli od Willa i mnie.
- Kochanie, pamiętam, że mówiłaś, że między tobą a Willem nic nie ma, ale otwórz oczy. Tylko ty tego nie widzisz.
- Sądzisz, że coś między nami jest?
- Tak – odpowiedział bez większych rozmyślań.
- Śmieszny jesteś – uśmiechnęłam się.

Jakoś szybko zleciał mi czas do lunchu, ale byłam strasznie głodna, więc cieszyłam się. Gdy weszłam do kafeterii razem z Ruby i Connorem zobaczyłam Willa, który poklepywał krzesło obok siebie, co miało znaczyć, żebym tam usiadła. Niestety przy tym samym stole siedzieli Alex i Brooklyn.
- Nie ma mowy – powiedziała Ruby, gdy go zobaczyła.
- Ostatnia klasa, zmiana miejsca nam się przyda
Byłam wdzięczna Connorowi, że to powiedział. Nie, może wdzięczna to nie jest to słowo jakiego bym użyła. Byłam szczęśliwa, że to powiedział.
Usiedliśmy, więc razem z Willem.
- Cześć – uśmiechnął się do mnie.
- Hej.
- Witamy – powiedział Alex i przerzucił ramie przez oparcie krzesła Brooklyn. – Co was, słoneczka, tu sprowadza?
- Alex – pogroził Will
- No co, braciszku? Grzecznie się spytałem.
Brooklyn zachichotała pod nosem. Dopiero wtedy zwróciłam na nią uwagę. Miała na sobie krótkie spodenki, które podkreślały jej długie nogi i czerwony top, spod którego było widać jej idealnie płaski brzuch. Gdybyśmy nie byli w szkole pewnie bym zazdrościła jej takiego ciała, ale byliśmy. Nie zrobiła dobrego pierwszego wrażenia na nauczycielach.
- Oj, Will, nie wiem o co ci chodzi. To tylko niewinne pytanie – powiedziała cała rozweselona Brooklyn
- Pytania Alexa nigdy nie są niewinne.
Czułam się jakbym była piątym kołem u wozu, moi przyjaciele pewnie też. Rodzinka Scottów mierzyła siebie wzrokiem jakby mieli się zaraz pozabijać, a między nimi była niewidzialna błyskająca błyskawica.
Zaczęli się kłócić o zachowanie Alexa, a ja tylko patrzyłam jak wszyscy reagują. Will i Alex mówili do siebie z podniesionym głosem, a Brooklyn co jakiś czas dorzucała swoje trzy grosze. Ruby bawiła się plastikowym widelcem, którym nawet nie tknęła swojego jedzenia, a Connor jak zwykle, miał wzrok wczepiony w ekran telefonu i wysyłał wiadomości do kolegów z drużyny, bo nie wiedział o której mają trening.
Zdałam sobie sprawę, że zupełnie zapomniałam o głodzie, ale musiałam coś zjeść przed następnymi lekcjami, więc wyjęłam z torby plastikowe pudełko, w którym miałam spaghetti, które zrobiłam wczoraj  i butelkę z sokiem pomarańczowym.
Zajęłam się jedzeniem, ale krótką chwile potem zabrzęczał mi telefon w przedniej kieszeni spodni. Wyjęłam go i spojrzałam na ekran. Wiadomość od nieznanego numeru.
„Nie ufaj im”
Kto mi mógł to wysłać?
„Przepraszam, ale nie mam zapisanego numeru. Kto pisze?” – odpisałam nieznajomemu i czekałam na odpowiedz.
Ktoś złapał mnie za ramię.
- Wszystko okej? – spytał Will.
Nie zdałam sobie sprawy, że przestali się spierać.
Włożyłam telefon z powrotem do kieszeni i wróciłam do jedzenia.
- Tak – powiedziałam ze sztucznym uśmiechem na twarzy.
Will spojrzał na mnie jakby wiedział, że kłamię i o tym, że nie chcę o tym rozmawiać, więc odpuścił i odwzajemnił uśmiech.
- Will, jakie masz plany na popołudnie? – wtrąciła Brooklyn
- A czemu pytasz?
- Potrzebuję, żeby ktoś mnie zabrał na zakupy do Atlanty.
- To nie mogę ci pomóc – oznajmij Will z takim uśmieszkiem, że chciało mi się śmiać. Jakby ta odmowa sprawiła mu przyjemność.
- Czemu? – dociekała.
Ale ona mnie drażniła. Żując gumę do żucia była jeszcze bardziej denerwująca. I jeszcze to jej idealne ciało. Aż chciało się ją zabić.
- Bo jestem umówiony.
Widziałam, że pod stołem Will ma zaciśnięte pięści. Nie lubił swojej kuzynki.
- Z kim?
- Brooklyn, to jest jakieś przesłuchanie?
- Po prostu nie lubię niezręcznej ciszy – uśmiechnęła się, ukazując śnieżnobiałe zęby.
- I trzeba jej przyznać, że wybrała naprawdę ciekawy temat – dodał Alex, który ledwie powstrzymywał się od śmiechu.
- Zgadzam się – powiedziała … Ruby. – Will, z kim się dzisiaj spotykasz?
Alex zszokowany spojrzał na nią i od razu pojawiły się iskierki w jego oczach. Nie wiedziałam czy to dlatego, że Ruby mu się podobała, czy może chodziło o temat rozmowy.
- Ze mną – odpowiedziałam z podniesioną głową.
Jak to powiedziałam przy stoliku zrobiło się cicho, a wszystkie spojrzenia były zwrócona na mnie. Nawet Connor oderwał się od telefonu.
- Kiedy ślub? – głos Alexa przerwał ciszę.

- Za pół roku. Nie jesteś zaproszony – powiedziałam, zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z kafeterii.