niedziela, 3 maja 2015

Rozdział 7

Rozdział 7

Nie wiem dlaczego, ale kobieta wydawała mi się bardzo znajoma. Była ubrana w długą czarną spódnice i czarny podkoszulek.
- Nic się nie stało – powiedziałam to z niepewnością.
Cieszyłam się, że Will był cały czas za mną.
Kobieta nagle się uśmiechnęła.
- Wyrosłaś - szepnęła
- Słucham? – byłam zdezorientowana. – Znamy się?
- Powinnam już iść.
Złapałam ją za ramie, ale od razu puściłam. Co ja sobie myślałam.
I zniknęła za drzwiami. Jakąś chwilę patrzyłam się za nią, ale Will dotknął mojego ramienia i zmusił do oderwania wzroku od wyjścia.
- Wszystko okej? – zapytał łagodnie.
Odwróciłam się i przybrałam sztuczny uśmiech na twarzy.
- Jasne. Chodźmy – złapałam go za rękę.
- Znasz tą kobietę?
- Raczej nie.
Zatrzymał się przy biurze Howarda i upewnił się czy nikogo tam nie ma, a potem pchnął mnie delikatnie do środka i zamknął drzwi.
- Nie jest okej, prawda? - Potrząsnęłam lekko głową – Kim ona jest?
- Nie mam pojęcia, ale wczoraj podsłuchałam jej rozmowę z Howardem. Krzyczał. On nigdy nie krzyczy. – Oparłam się o zamknięte drzwi i delikatnie się po nich zsunęłam na podłogę. Objęłam rękoma nogi i ukryłam twarz.
Will kucnął i złapał mnie za kolana
- Spójrz na mnie – chwile minęło zanim uniosłam głowę – Dowiemy się kim jest ta kobieta, okej?
Pokiwałam głową, a on uniósł mój podbródek i delikatnie pocałował. Uśmiechnęłam się.
Will wstał i podał mi rękę, żeby mi pomóc.
- Czas się brać do pracy – powiedziałam nagle promieniując.
- Naprawdę lubisz grzebać w samochodach.
Lubiłam, ale chętnie zostawiłabym samochody dla jakiegoś pocałunku. Bardzo chciałam, żeby umiał czytać mi w myślach. I wtedy wydarzyło się coś dziwnego. Zbierając się do wyjścia nagle wrócił, przyciągnął do siebie i mocno pocałował. Byłam mile zaskoczona. Co tam praca. Mogłabym tak godzinami. Cóż, wszystko co wspaniałe kiedyś się kończy.
- Jakbyś czytał mi w myślach.
Jego twarz była tak blisko mojej szyi, że poczułam jego ciepły oddech, gdy zachichotał. Mogłam rozpłynąć się w jego objęciach.
Przejechał nosem po moim obojczyku.
- Chciałbym – poczułam, że się spina. Wydało się to dla mnie dziwne, ale postanowiłam wziąć to w niepamięć.
Poszedł się przebrać. Niech to szlag. Nie wiedziałam gdzie jest mój kombinezon. Zaczęłam grzebać po szafkach. Jeju, Howard mnie zabije. Powinnam się ogarnąć. Dlaczego zorganizowania nie odziedziczyłam po nim?  Znalazłam! Szybko zamknęłam drzwi z nadzieją, że nikt nie wejdzie. Założyłam kombinezon i dołączyłam do Willa. Był ubrany w szary kombinezon, taki sam jak mieli Howard i Dennis, tylko że ze swoim wyszytym imieniem.
Zaczęłam się zastanawiać jak udało się Howardowi załatwić dla niego ten kombinezon w tak krótkim czasie. Cóż, to Howard. On zawsze robi wszystko jak najszybciej się da. To zdecydowanie jego mocna strona.
Will obrócił się na jednej nodze, co było niesamowicie urocze, więc się zaśmiałam.
- I jak? Może być?
- Oczywiście – odpowiedziałam i cmoknęłam go w policzek.
Mój kombinezon był troszeczkę inny. Granatowy, z paskiem na wysokości talii. Mogłam go nosić jako normalne ubranie, gdyby nie wstrętna plama od smaru na lewym kolanie. Zrobiłam ją jakiś rok wcześniej, jak nie zdałam sobie sprawy, że nie powinno się klękać w wielkiej kałuży smaru.
Związałam włosy w warkocza i wyszłam napawać się przyjemnością naprawiania zepsutych silników.
Will przez chwile trzymał mnie w ramionach, co byłoby wspaniałe gdybym nie myślała o tych wszystkich zepsutych samochodach.
Nagle usłyszałam jak ktoś woła moje imię, a następnie w drzwiach stanęła Ruby. Oderwałam się niechętnie od Willa.
- Wilson! Tak myślałam, że tu będziesz. Mogę się też domyślić, że nie słyszałaś ciekawych wieści.
Zmarszczyłam brwi.
- To znaczy?
- Był kolejny pożar.
Wstrzymałam oddech. To nie mógł być przypadek. Od dawna nie mieliśmy w Grace żadnego pożaru, aż tu nagle dwa w dwa dni.
Ruby podeszła bliżej mnie i dopiero wtedy zauważyłam Alexa opartego o framugę drzwi.
- Alex, mogę cię na słówko?- zapytał roztargniony Will
Alex tylko kiwnął głową i obaj wyszli na dwór.
Moje spojrzenie padło na Ruby, a ona przyglądała mi się z uśmiechem.
- Już od dawna nie majsterkowałaś przy samochodach. Co się stało?
Wzruszyłam ramionami.
- Pierwsze dni szkoły, mało zadane do domu, więcej czasu. Myślę, że dlatego.
- W wakacje też miałaś dużo wolnego czasu.
- Ale nie było tak wspaniałego towarzystwa – dodałam uśmiechnięta.
- Mam nadzieję, że wam się uda.
- Cóż, zobaczymy. Na razie się poznajemy – przeanalizowałam co powiedziała i…- czekaj przecież nie lubisz Willa.
- Pff, nie przesadzajmy, że nie lubię. Muszę go poznać.
Zaśmiałyśmy się.
- W ogóle, przyszłaś z Alexem?
Przypomniałam sobie o nim i coś mi nie grało. Ruby i Alex. Razem w warsztacie. Czemu?
- Niee, spotkaliśmy się przed wejściem.
Kiedy kłamała, zawsze przeciągała słowa. Skłamała. Nachodzi to samo pytanie. Czemu?
Nie miałam szansy spytać, bo dołączyli do nad bliźniacy.
- No gołąbeczki, widzę, że szybko się zintegrowaliście – rzucił Alex, gdy Will podszedł do mnie i objął mnie w talii.
- Też mógłbyś się z kimś zintegrować – mówiąc to Will spojrzał na Ruby, na co ona zrobiła urażoną minę.
- Nie lubię integrować się z dupkami.
Alex pochylił się nad jej uchem i szepnął na tyle głośno, że mogłam to usłyszeć.
- Jak zmienisz zdanie, daj znać.
I wyszedł.
- Co za palant! – wrzasnęła Ruby na cały regulator. – Powiedz mi, jak to się stało, że jesteście braćmi?
Will się zaśmiał.
- Chciałbym wiedzieć.
To było ciekawe pytanie. Czemu rodzeństwo najczęściej jest swoim przeciwieństwem. Przykładem jest rodzeństwo Collins. Jedynie, co ich łączy to szczerość. Co jest plusem, choć czasem i powodem kłótni.
Ruby zauważyła, że zaczęłam się zastanawiać.
- Co jest, Wilson?
- Nic – uśmiechnęłam się. – Myślałam nad tym, czemu rodzeństwo najczęściej nie jest do siebie podobne.
- Sugerujesz coś? – Oczywiście, miałam na myśli to, że Alex i Will nie są podobni do siebie, więc nie powinna oceniać jednego bliźniaka po zachowaniu drugiego.
- Nie. – Sztucznie się uśmiechnęłam. Dlaczego jak ona kłamie, ja nie mogę? Nagle sobie przypomniałam. – Ruby, gdzie doszło do pożaru?
- W barze. Przechodziłam obok i zobaczyłam dym. Nic wielkiego na szczęście się nie stało. Gaadałam z Robem i nikogo oprócz niego nie byłoo.
- No dobra. – Will chyba czuł, że coś jest nie tak, bo mocniej mnie objął. Nie ma to jak chłopak, który niby cię nie zna, ale zawsze robi to, co trzeba, jakby czytał ci w myślał.
Nagle się spiął. Rozglądnęłam się, czy może nic nie zobaczył, ale w warsztacie byliśmy tylko my i Ruby.
- Wszystko ok? – spytałam, a on automatycznie odpowiedział tak. Co było przedziwne. W sumie wszystko tego dnia było przedziwne.
Ruby się otrząsnęła.
- Dobra, pracujcie, czy no róbcie, co robiliście albo co planowaliście robić, a ja spadam – cmoknęła mnie w policzek. – Pogadamy później.
I już jej nie było.
- No, więc…
- Charlie, możemy pogadać – przerwał mi Will. Już mnie nie obejmował, tylko stał naprzeciw mnie bardzo spięty.
- Jasne – uśmiechnęłam się niepewnie.
Rozglądnęłam się. W tym warsztacie nie dało się nigdzie usiąść. Należy to zapamiętać. Kupić krzesła do warsztatu. Tylko, że jakieś byle jakie, żeby nie było ich szkoda jak się pobrudzą.
Wzięłam Willa za rękę i poprowadziłam do biura. W końcu jeszcze nie zaczęliśmy pracować, więc nie zdążyliśmy się ubrudzić. Można było bez obawy pobrudzenia czegokolwiek usiąść.
- Jesteśmy sami? – spytał, gdy jego głowa jeszcze wyglądała za drzwi.
- Will, przerażasz mnie. Coś jest nie tak?
Zamknął drzwi. Przez parę sekund patrzył na mnie, więc spuściłam wzrok. Próbowałam się skupić na szare linoleum, ale niepokoił mnie. Nie wiedziałam, czy mam się bać, czy być wręcz zaciekawiona. Może dawno mnie już nie powinno tam być.
- Charlie, proszę, usiądź.
W pomieszczeniu było słychać nasze oddechy. Oboje byliśmy podenerwowani. Tą scenę można by umieścić w najbardziej niezręcznych a jednocześnie przytłaczających i w sumie budujących napięcie. Jak już na niego spojrzałam, trochę się uspokoił, ale wciąż beznadziejna sytuacja.
- Chyba zapamiętam, że jak zwracasz się do mnie po imieniu, to jest to poważna sytuacja – szepnęłam, ale mnie usłyszał, bo zobaczyłam, że jeden kącik jego ust się podnosi. – Nie będę siadać, Will, jestem dużą dziewczynką, po prostu mi to powiedz.
Jego uśmiech się powiększył.
- Jakby to było takie proste. – Zamiast mnie, usiadł on i schował twarz w dłonie.
- Will, powiedz mi o co chodzi. Nie wiesz jak mnie straszysz.
Jęknął.
- Właśnie wiem, Charlie, i to jest najgorsze.
Chciałam do niego podejść, przytulić się do niego, ale moje nogi odmówiły posłuszeństwa. To wszystko było bezsensowne.
- No mów, to nie może być takie złe.
- Sęk w tym, że mi nie uwierzysz.
Zbliżyłam się o jeden mały kroczek.
- Jak mi nie powiesz, to się tego nie dowiesz.
Uniósł głowę i spojrzał mi głęboko w oczy. Dobra, moje zmieszanie trochę zmalało. W ogóle topniałam pod jego spojrzeniem. Granat. Czemu on tak na mnie działał.
- Jestem półdemonem – powiedział, a moje oczy stały się wielkie.
Parsknęłam niechcący.
- Czym jesteś? – Chciałam brzmieć choć trochę poważnie, ale nie mogłam. Jak dobrze słyszałam, mój chłopak właśnie powiedział, że jest półdemonem. Co to w ogóle miało znaczyć?
- Dobrze słyszałaś. Jestem półdemonem. Synem demona i człowieka.
- I co? Ziejesz ogniem czy po prostu zsyłasz ludzi do piekła?
- Żartujesz sobie ze mnie. Wiedziałem.
Zrobiło mi się głupio.
- Przepraszam, ale no jak mogłabym w takie coś uwierzyć. Zaraz powiesz mi, że na świecie istnieje dużo różnych dziwnych stworów jak wampiry czy wilkołaki. – utworzył usta jakby chciał to skomentować, ale rozmyślił się, więc mówiłam dalej. – Will, nie rób sobie ze mnie takich żartów, bo to nawet śmieszne nie jest.
- Przynajmniej tyle.
- Przynajmniej tyle? Nie jest śmieszne, jest idiotyczne. Jak możesz być przy tym tak poważny.
Byłam zirytowana. Mówiłam podniesionym głosem, a moje ręce gestykulowały tak chaotycznie, że sama nie nadążałam. Półdemon?
- Nie zieję ogniem, a tym bardziej nie zsyłam ludzi do piekła. Jestem telepatą, czytam w myślach.
Chwila, co? Wiedziałam, że często zdarza mu się zrobić coś o czym pomyślę, ale to zbieg okoliczności. Prawda?
- Udowodnij.
Dobra, Charlie, myśl o słoniach. Tak! Słonie są fajne. O czym masz nie myśleć? O tym, że jesteś dziewicą. Tak, idiotko. Myśl o tym, o czym masz nie myśleć. Jeju, czemu on się tak patrzy. Te jego oczy. Niech go szlag. O czym miałaś myśleć? Słonie! Będę literować. S-Ł-O-N-I-E S-Ł-O-N-I-E.
Zaśmiał się, trochę nieśmiało, ale jednak.
- Słonie. S-Ł-O-N-I-E.
Wstrzymałam oddech. Przecież nie mógł tego wiedzieć. Nie, nie, nie. To nie może być prawda. Odsunęłam się. On powoli wstał i się zbliżał, a ja automatycznie się oddalałam. Nie chciałam tego. Może chciałam? Ciekawe jakby Ruby się zachowała w takiej sytuacji. Na pewno nie uciekłaby. A ja bardzo chciałam.
- Charlie, nie bój się i proszę cię, nie płacz.
Płakałam? Nawet nie zdałam sobie sprawy, że stróżka łez spływała po moim policzku. Will chciał ją zetrzeć ale szybko uciekłam w pusty kąt, co było głupim posunięciem z mojej strony.
- Nie dotykaj mnie.
Wiedziałam, że poczuje się tym dotknięty, ale co miałam poradzić. Nic o nim nie wiedziałam. Powiedział mi o czytaniu w myślach, ale nie mogłam być pewna, że to jedyna jego umiejętność.
- Wiesz, że powiedziałem ci to, bo zależy mi na tobie i nie chce rozpoczynać związku od kłamstw. Jakbym ci nie ufał, nie powiedziałbym ci tego. I dobrze wiesz, że nie musisz się mnie bać. Cholera, jestem Willem, którego znasz. Bo znasz mnie, Charlie. Nie wątp w to. Znamy się krótko, ale znasz mnie. – Głos mu się łamał. Czułam, że mu zależy na mnie. Mi zależało na nim i wiedziałam to wszystko, o czym mówi. – Możesz mnie znienawidzić, nie odzywać się do mnie nigdy więcej, ale nie bój się mnie.
Nie jestem potworem – usłyszałam w swojej głowie. Czy to on? Pewnie tak. Nie jest potworem. Jest wspaniały. Co ja wyprawiam. Przecież nie zmieni się.
Objęłam go za szyje. W pierwszej chwili był zaskoczony, ale później też mnie objął.
- Przepraszam – szepnęłam.
- Nie, Charlie. Nie masz za co przepraszać.
- Nie uważam, że jesteś potworem. Nie chciałam tak zareagować. Po prostu nie spodziewałam się tego.
- Czyli masz zamiar ze mną rozmawiać jeszcze?
Zachichotałam. Jak ja lubiłam to, że umie mnie rozluźnić.
- Zdecydowanie, tak – cmoknęłam go w policzek. – Will?
- Hm? – odsunął mnie od siebie na tyle, aby mógł na mnie spojrzeć, ale nadal trzymał mnie za rękę.
- Skoro ty jesteś półdemonem, to Alex również. On też czyta w myślach?
Will skrzywił się.
- To jest bardziej skomplikowane.
Uśmiechnęłam się.
- Serio? Jeszcze bardziej skomplikowane? A myślałam, że się nie da.
- Jednak się da. Alex włada ogniem.
Odsunęłam się gwałtownie.
- Ogniem? Proszę, powiedz mi, że nie ma nic wspólnego z tymi pożarami.
- To jak nie chcesz, żebym ci mówił to zmieńmy temat.
- Czyli to jego wina? Will, a jakby komuś się coś stało?
Złapał mnie za ramiona.
- Skarbie, wiem, ze to dużo to ogarnięcia, ale nie panikuj, proszę cię. Nikomu nic się nie stało, a poza tym, on to robi nieświadomie.
Zmarszczyłam czoło.
- Jak nieświadomie?
- Wścieka się. Buf. Jego moc się powiększa. Kiedyś było tak, że ogień można było szybko ugasić. Bez zamieszania. Teraz jest gorzej.
- I to ma go tłumaczyć? – krzyknęłam.
- Nie, oczywiście, że nie, ale uwierz, że dla nas obu to trudne…
Dźwięk pukania do drzwi przeszył biuro.
- Charlie!
To nie był głos Howarda. Ani Connora. Ani Dennisa. Tylko ich mogłam się spodziewać. Will mnie przepuścił, żebym mogła odtworzyć drzwi.
Przede mną stał trochę niższy niż Will chłopak o szmaragdowych oczach. Bardzo znajomych szmaragdowych oczach.
- Cole?
- Tęskniłaś? – spytał, a moja pięść mocno uderzyła w jego twarz. Spojrzał na mnie szokowany. – Też miło cię widzieć.
- Tęskniłaś? Co to ma znaczyć? Nie było cię cztery lata, zjawiasz się ni stąd ni zowąd i tylko tyle masz mi do powiedzenia?
- C, przestań…
- Nie masz prawa mówić na mnie C odkąd mnie zostawiłeś!
Mówiąc to wszystko popychałam go. Cóż, popychałam to za dużo powiedziane. Cole bardzo podrósł i nie mówię tu tylko o wzroście, ale również o klacie, więc moje ręce, które uderzały o niego nawet go nie ruszyły. Pewnie nawet tego nie czuł.
Byłam zdezorientowana tą sytuacją z Willem i jeszcze to. Łzy nie chciały przestać lecieć. Wspaniały dzień…
Zamknęłam oczy i odwróciłam się, wpadając przy tym w ramiona Willa.
- Jak widzę, nie brakowało ci mnie.
- Nie mów tak do niej – wstawił się za mną Will.
- Jest dużą dziewczynką, umie się sama bronić.
Will chciał już coś odpowiedzieć, ale mu przeszkodziłam.
- Masz racje w sprawie tego, że umiem się sama bronić, ale nie wiesz jak mi cię brakowało. Byłeś moim najlepszym przyjacielem. Wiem, że było ci trudno po stracie rodziców i babci, ale byłam przy tobie, a potem mnie zostawiłeś. Chodź, pójdziemy do Ruby, opowie ci jak to mi cię „nie brakowało”. A Connor? Byłeś jego jedynym przyjacielem, z którym mógł pogadać o męskich sprawach. Wiesz jak jemu było trudno? I teraz masz zamiar do niego pójść i zapytać się go czy tęsknił? – Wzięłam głęboki oddech. Chciałam się uspokoić. – Jak chcesz wiedzieć jestem szczęśliwa. Mam dobre oceny, niesamowitego tatę, idiotycznie nadopiekuńczych przyjaciół i nieziemskiego chłopaka, więc poradziłam sobie bez ciebie. – przepchnęłam się obok niego. – A teraz przepraszam, ale mam zamiar naprawić tamten samochód.
Podeszłam do bagażnika i wtedy Cole złapał mnie za ramie i szepnął do ucha:
- Wpadnę dzisiaj wieczorem do ciebie. Musimy porozmawiać.
Tylko tyle zdążył powiedzieć, bo Will prawie od razu pociągnął go do tyłu i kazał mu spadać. Cole posłuchał.
Nagle spod samochodu pojawił się Howard. Był cały umazany smarem. To znak, że jednak nie naprawiłabym tego samochodu. Cięższa sprawa.
- Czy to był Cole Mercer?
- Tak. Dziwne, prawda?
- Wszystko ok? – spytał zatroskany Will i złapał mnie za rękę. Przyglądał mi się bardzo uważnie.
- Nie wiem. Chyba nie jestem wstanie ci dzisiaj pomóc. Przebiorę się i pójdę do domu. – Chciałam wyrwać rękę z jego uścisku, ale mi nie pozwolił.
- Charlie…
- Will, ja po prostu…– Co? Po prostu co, Charlie? Co chcesz mu powiedzieć? Mogłeś mi nie mówić? Fajnie, że mi powiedziałeś, ale przeraża mnie to? I jeszcze Cole. – … nie wiem jak się zachować. W sumie, nie wiem w ogóle jak to ogarnąć, jak poukładać sobie wszystko w głowie.  Za dużo tego na raz. Ta kobieta, ty i Cole. Muszę się trochę uspokoić i przemyśleć wszystko.
Wyrwałam się mu i pobiegłam się przebrać, ale zamiast zmieniać ubrania po prostu siedziałam i płakałam w kompletnej ciszy przez jakieś dwadzieścia minut. Ogarnianie sytuacji:
1)      Jakaś dziwna kobieta przychodzi do mojego taty i prowadzą dziwne rozmowy, a tata dziwnie się zachowuje;
2)      Ktoś pisze do mnie dziwne wiadomości, przez które miałam atak paniki (ale w sumie to można uznać za dobre wydarzenie w tym wszystkim, w końcu skończyło się to związkiem z Willem);
3)      Właśnie…Will…półdemon? I jeszcze czyta mi w myślach. Super sprawa, ale normalne to nie jest;
4)      Alex wywołuje pożary;
5)      Ruby okłamuje mnie;
6)      A w dodatku pojawił się Cole;
Rozległo się pukanie do drzwi.
- Charlie, wszystko ok? Howard do mnie zadzwonił. Co się stało?
Connor! Szybko wytarłam łzy rękawem i otworzyłam drzwi. Rzuciłam mu się na szyje, a on z zaskoczenia się zachwiał, ale po chwili mnie objął i zaczął gładzić moje włosy.
- Ciii, co się stało, kochana?
- Wszystko jest beznadziejne! Wszystko!
- Ej, na pewno nie jest tak źle. Proszę, usiądź, a jak się uspokoisz to mi wszystko opowiesz.
Nie chciałam go puszczać ale zrobiłam to o co prosił. Wdech i wydech, Charlie. Wdech i wydech.
- To od czego mam zaczął? – zapytałam z lekką nutą rozweselenia w głosie. Jeju, jak dobrze, że mam Connora.
- Najlepiej od początku.
No to zaczęłam od tych wiadomości, potem ta kobieta, kłamstwa Ruby i Cole. Oczywiście, że nie powiedziałam mu o Willu i Alexie. Will mi ufał. Ja ufałam Connorowi, ale nie był gotowy na to by się tego dowiedzieć.
- Cole? Cole, w sensie Cole Mercer? Ten Cole Mercer, z którym się przyjaźniliśmy, ale nas olał?
- Jeden jedyny.
- Kurde, Charlie, to wszystko jest popieprzone.
- Mi to mówisz?
- I powiedział, że do ciebie wpadnie?
Westchnęłam i przytaknęłam. Obawiałam się rozmowy z nim. Może zareagowałam za bardzo natarczywie, ale w sumie jak inaczej miało to wyglądać?
Connor wstał i wyciągnął do mnie rękę.

- No to chodźmy się z nim zobaczyć.