niedziela, 3 maja 2015

Rozdział 7

Rozdział 7

Nie wiem dlaczego, ale kobieta wydawała mi się bardzo znajoma. Była ubrana w długą czarną spódnice i czarny podkoszulek.
- Nic się nie stało – powiedziałam to z niepewnością.
Cieszyłam się, że Will był cały czas za mną.
Kobieta nagle się uśmiechnęła.
- Wyrosłaś - szepnęła
- Słucham? – byłam zdezorientowana. – Znamy się?
- Powinnam już iść.
Złapałam ją za ramie, ale od razu puściłam. Co ja sobie myślałam.
I zniknęła za drzwiami. Jakąś chwilę patrzyłam się za nią, ale Will dotknął mojego ramienia i zmusił do oderwania wzroku od wyjścia.
- Wszystko okej? – zapytał łagodnie.
Odwróciłam się i przybrałam sztuczny uśmiech na twarzy.
- Jasne. Chodźmy – złapałam go za rękę.
- Znasz tą kobietę?
- Raczej nie.
Zatrzymał się przy biurze Howarda i upewnił się czy nikogo tam nie ma, a potem pchnął mnie delikatnie do środka i zamknął drzwi.
- Nie jest okej, prawda? - Potrząsnęłam lekko głową – Kim ona jest?
- Nie mam pojęcia, ale wczoraj podsłuchałam jej rozmowę z Howardem. Krzyczał. On nigdy nie krzyczy. – Oparłam się o zamknięte drzwi i delikatnie się po nich zsunęłam na podłogę. Objęłam rękoma nogi i ukryłam twarz.
Will kucnął i złapał mnie za kolana
- Spójrz na mnie – chwile minęło zanim uniosłam głowę – Dowiemy się kim jest ta kobieta, okej?
Pokiwałam głową, a on uniósł mój podbródek i delikatnie pocałował. Uśmiechnęłam się.
Will wstał i podał mi rękę, żeby mi pomóc.
- Czas się brać do pracy – powiedziałam nagle promieniując.
- Naprawdę lubisz grzebać w samochodach.
Lubiłam, ale chętnie zostawiłabym samochody dla jakiegoś pocałunku. Bardzo chciałam, żeby umiał czytać mi w myślach. I wtedy wydarzyło się coś dziwnego. Zbierając się do wyjścia nagle wrócił, przyciągnął do siebie i mocno pocałował. Byłam mile zaskoczona. Co tam praca. Mogłabym tak godzinami. Cóż, wszystko co wspaniałe kiedyś się kończy.
- Jakbyś czytał mi w myślach.
Jego twarz była tak blisko mojej szyi, że poczułam jego ciepły oddech, gdy zachichotał. Mogłam rozpłynąć się w jego objęciach.
Przejechał nosem po moim obojczyku.
- Chciałbym – poczułam, że się spina. Wydało się to dla mnie dziwne, ale postanowiłam wziąć to w niepamięć.
Poszedł się przebrać. Niech to szlag. Nie wiedziałam gdzie jest mój kombinezon. Zaczęłam grzebać po szafkach. Jeju, Howard mnie zabije. Powinnam się ogarnąć. Dlaczego zorganizowania nie odziedziczyłam po nim?  Znalazłam! Szybko zamknęłam drzwi z nadzieją, że nikt nie wejdzie. Założyłam kombinezon i dołączyłam do Willa. Był ubrany w szary kombinezon, taki sam jak mieli Howard i Dennis, tylko że ze swoim wyszytym imieniem.
Zaczęłam się zastanawiać jak udało się Howardowi załatwić dla niego ten kombinezon w tak krótkim czasie. Cóż, to Howard. On zawsze robi wszystko jak najszybciej się da. To zdecydowanie jego mocna strona.
Will obrócił się na jednej nodze, co było niesamowicie urocze, więc się zaśmiałam.
- I jak? Może być?
- Oczywiście – odpowiedziałam i cmoknęłam go w policzek.
Mój kombinezon był troszeczkę inny. Granatowy, z paskiem na wysokości talii. Mogłam go nosić jako normalne ubranie, gdyby nie wstrętna plama od smaru na lewym kolanie. Zrobiłam ją jakiś rok wcześniej, jak nie zdałam sobie sprawy, że nie powinno się klękać w wielkiej kałuży smaru.
Związałam włosy w warkocza i wyszłam napawać się przyjemnością naprawiania zepsutych silników.
Will przez chwile trzymał mnie w ramionach, co byłoby wspaniałe gdybym nie myślała o tych wszystkich zepsutych samochodach.
Nagle usłyszałam jak ktoś woła moje imię, a następnie w drzwiach stanęła Ruby. Oderwałam się niechętnie od Willa.
- Wilson! Tak myślałam, że tu będziesz. Mogę się też domyślić, że nie słyszałaś ciekawych wieści.
Zmarszczyłam brwi.
- To znaczy?
- Był kolejny pożar.
Wstrzymałam oddech. To nie mógł być przypadek. Od dawna nie mieliśmy w Grace żadnego pożaru, aż tu nagle dwa w dwa dni.
Ruby podeszła bliżej mnie i dopiero wtedy zauważyłam Alexa opartego o framugę drzwi.
- Alex, mogę cię na słówko?- zapytał roztargniony Will
Alex tylko kiwnął głową i obaj wyszli na dwór.
Moje spojrzenie padło na Ruby, a ona przyglądała mi się z uśmiechem.
- Już od dawna nie majsterkowałaś przy samochodach. Co się stało?
Wzruszyłam ramionami.
- Pierwsze dni szkoły, mało zadane do domu, więcej czasu. Myślę, że dlatego.
- W wakacje też miałaś dużo wolnego czasu.
- Ale nie było tak wspaniałego towarzystwa – dodałam uśmiechnięta.
- Mam nadzieję, że wam się uda.
- Cóż, zobaczymy. Na razie się poznajemy – przeanalizowałam co powiedziała i…- czekaj przecież nie lubisz Willa.
- Pff, nie przesadzajmy, że nie lubię. Muszę go poznać.
Zaśmiałyśmy się.
- W ogóle, przyszłaś z Alexem?
Przypomniałam sobie o nim i coś mi nie grało. Ruby i Alex. Razem w warsztacie. Czemu?
- Niee, spotkaliśmy się przed wejściem.
Kiedy kłamała, zawsze przeciągała słowa. Skłamała. Nachodzi to samo pytanie. Czemu?
Nie miałam szansy spytać, bo dołączyli do nad bliźniacy.
- No gołąbeczki, widzę, że szybko się zintegrowaliście – rzucił Alex, gdy Will podszedł do mnie i objął mnie w talii.
- Też mógłbyś się z kimś zintegrować – mówiąc to Will spojrzał na Ruby, na co ona zrobiła urażoną minę.
- Nie lubię integrować się z dupkami.
Alex pochylił się nad jej uchem i szepnął na tyle głośno, że mogłam to usłyszeć.
- Jak zmienisz zdanie, daj znać.
I wyszedł.
- Co za palant! – wrzasnęła Ruby na cały regulator. – Powiedz mi, jak to się stało, że jesteście braćmi?
Will się zaśmiał.
- Chciałbym wiedzieć.
To było ciekawe pytanie. Czemu rodzeństwo najczęściej jest swoim przeciwieństwem. Przykładem jest rodzeństwo Collins. Jedynie, co ich łączy to szczerość. Co jest plusem, choć czasem i powodem kłótni.
Ruby zauważyła, że zaczęłam się zastanawiać.
- Co jest, Wilson?
- Nic – uśmiechnęłam się. – Myślałam nad tym, czemu rodzeństwo najczęściej nie jest do siebie podobne.
- Sugerujesz coś? – Oczywiście, miałam na myśli to, że Alex i Will nie są podobni do siebie, więc nie powinna oceniać jednego bliźniaka po zachowaniu drugiego.
- Nie. – Sztucznie się uśmiechnęłam. Dlaczego jak ona kłamie, ja nie mogę? Nagle sobie przypomniałam. – Ruby, gdzie doszło do pożaru?
- W barze. Przechodziłam obok i zobaczyłam dym. Nic wielkiego na szczęście się nie stało. Gaadałam z Robem i nikogo oprócz niego nie byłoo.
- No dobra. – Will chyba czuł, że coś jest nie tak, bo mocniej mnie objął. Nie ma to jak chłopak, który niby cię nie zna, ale zawsze robi to, co trzeba, jakby czytał ci w myślał.
Nagle się spiął. Rozglądnęłam się, czy może nic nie zobaczył, ale w warsztacie byliśmy tylko my i Ruby.
- Wszystko ok? – spytałam, a on automatycznie odpowiedział tak. Co było przedziwne. W sumie wszystko tego dnia było przedziwne.
Ruby się otrząsnęła.
- Dobra, pracujcie, czy no róbcie, co robiliście albo co planowaliście robić, a ja spadam – cmoknęła mnie w policzek. – Pogadamy później.
I już jej nie było.
- No, więc…
- Charlie, możemy pogadać – przerwał mi Will. Już mnie nie obejmował, tylko stał naprzeciw mnie bardzo spięty.
- Jasne – uśmiechnęłam się niepewnie.
Rozglądnęłam się. W tym warsztacie nie dało się nigdzie usiąść. Należy to zapamiętać. Kupić krzesła do warsztatu. Tylko, że jakieś byle jakie, żeby nie było ich szkoda jak się pobrudzą.
Wzięłam Willa za rękę i poprowadziłam do biura. W końcu jeszcze nie zaczęliśmy pracować, więc nie zdążyliśmy się ubrudzić. Można było bez obawy pobrudzenia czegokolwiek usiąść.
- Jesteśmy sami? – spytał, gdy jego głowa jeszcze wyglądała za drzwi.
- Will, przerażasz mnie. Coś jest nie tak?
Zamknął drzwi. Przez parę sekund patrzył na mnie, więc spuściłam wzrok. Próbowałam się skupić na szare linoleum, ale niepokoił mnie. Nie wiedziałam, czy mam się bać, czy być wręcz zaciekawiona. Może dawno mnie już nie powinno tam być.
- Charlie, proszę, usiądź.
W pomieszczeniu było słychać nasze oddechy. Oboje byliśmy podenerwowani. Tą scenę można by umieścić w najbardziej niezręcznych a jednocześnie przytłaczających i w sumie budujących napięcie. Jak już na niego spojrzałam, trochę się uspokoił, ale wciąż beznadziejna sytuacja.
- Chyba zapamiętam, że jak zwracasz się do mnie po imieniu, to jest to poważna sytuacja – szepnęłam, ale mnie usłyszał, bo zobaczyłam, że jeden kącik jego ust się podnosi. – Nie będę siadać, Will, jestem dużą dziewczynką, po prostu mi to powiedz.
Jego uśmiech się powiększył.
- Jakby to było takie proste. – Zamiast mnie, usiadł on i schował twarz w dłonie.
- Will, powiedz mi o co chodzi. Nie wiesz jak mnie straszysz.
Jęknął.
- Właśnie wiem, Charlie, i to jest najgorsze.
Chciałam do niego podejść, przytulić się do niego, ale moje nogi odmówiły posłuszeństwa. To wszystko było bezsensowne.
- No mów, to nie może być takie złe.
- Sęk w tym, że mi nie uwierzysz.
Zbliżyłam się o jeden mały kroczek.
- Jak mi nie powiesz, to się tego nie dowiesz.
Uniósł głowę i spojrzał mi głęboko w oczy. Dobra, moje zmieszanie trochę zmalało. W ogóle topniałam pod jego spojrzeniem. Granat. Czemu on tak na mnie działał.
- Jestem półdemonem – powiedział, a moje oczy stały się wielkie.
Parsknęłam niechcący.
- Czym jesteś? – Chciałam brzmieć choć trochę poważnie, ale nie mogłam. Jak dobrze słyszałam, mój chłopak właśnie powiedział, że jest półdemonem. Co to w ogóle miało znaczyć?
- Dobrze słyszałaś. Jestem półdemonem. Synem demona i człowieka.
- I co? Ziejesz ogniem czy po prostu zsyłasz ludzi do piekła?
- Żartujesz sobie ze mnie. Wiedziałem.
Zrobiło mi się głupio.
- Przepraszam, ale no jak mogłabym w takie coś uwierzyć. Zaraz powiesz mi, że na świecie istnieje dużo różnych dziwnych stworów jak wampiry czy wilkołaki. – utworzył usta jakby chciał to skomentować, ale rozmyślił się, więc mówiłam dalej. – Will, nie rób sobie ze mnie takich żartów, bo to nawet śmieszne nie jest.
- Przynajmniej tyle.
- Przynajmniej tyle? Nie jest śmieszne, jest idiotyczne. Jak możesz być przy tym tak poważny.
Byłam zirytowana. Mówiłam podniesionym głosem, a moje ręce gestykulowały tak chaotycznie, że sama nie nadążałam. Półdemon?
- Nie zieję ogniem, a tym bardziej nie zsyłam ludzi do piekła. Jestem telepatą, czytam w myślach.
Chwila, co? Wiedziałam, że często zdarza mu się zrobić coś o czym pomyślę, ale to zbieg okoliczności. Prawda?
- Udowodnij.
Dobra, Charlie, myśl o słoniach. Tak! Słonie są fajne. O czym masz nie myśleć? O tym, że jesteś dziewicą. Tak, idiotko. Myśl o tym, o czym masz nie myśleć. Jeju, czemu on się tak patrzy. Te jego oczy. Niech go szlag. O czym miałaś myśleć? Słonie! Będę literować. S-Ł-O-N-I-E S-Ł-O-N-I-E.
Zaśmiał się, trochę nieśmiało, ale jednak.
- Słonie. S-Ł-O-N-I-E.
Wstrzymałam oddech. Przecież nie mógł tego wiedzieć. Nie, nie, nie. To nie może być prawda. Odsunęłam się. On powoli wstał i się zbliżał, a ja automatycznie się oddalałam. Nie chciałam tego. Może chciałam? Ciekawe jakby Ruby się zachowała w takiej sytuacji. Na pewno nie uciekłaby. A ja bardzo chciałam.
- Charlie, nie bój się i proszę cię, nie płacz.
Płakałam? Nawet nie zdałam sobie sprawy, że stróżka łez spływała po moim policzku. Will chciał ją zetrzeć ale szybko uciekłam w pusty kąt, co było głupim posunięciem z mojej strony.
- Nie dotykaj mnie.
Wiedziałam, że poczuje się tym dotknięty, ale co miałam poradzić. Nic o nim nie wiedziałam. Powiedział mi o czytaniu w myślach, ale nie mogłam być pewna, że to jedyna jego umiejętność.
- Wiesz, że powiedziałem ci to, bo zależy mi na tobie i nie chce rozpoczynać związku od kłamstw. Jakbym ci nie ufał, nie powiedziałbym ci tego. I dobrze wiesz, że nie musisz się mnie bać. Cholera, jestem Willem, którego znasz. Bo znasz mnie, Charlie. Nie wątp w to. Znamy się krótko, ale znasz mnie. – Głos mu się łamał. Czułam, że mu zależy na mnie. Mi zależało na nim i wiedziałam to wszystko, o czym mówi. – Możesz mnie znienawidzić, nie odzywać się do mnie nigdy więcej, ale nie bój się mnie.
Nie jestem potworem – usłyszałam w swojej głowie. Czy to on? Pewnie tak. Nie jest potworem. Jest wspaniały. Co ja wyprawiam. Przecież nie zmieni się.
Objęłam go za szyje. W pierwszej chwili był zaskoczony, ale później też mnie objął.
- Przepraszam – szepnęłam.
- Nie, Charlie. Nie masz za co przepraszać.
- Nie uważam, że jesteś potworem. Nie chciałam tak zareagować. Po prostu nie spodziewałam się tego.
- Czyli masz zamiar ze mną rozmawiać jeszcze?
Zachichotałam. Jak ja lubiłam to, że umie mnie rozluźnić.
- Zdecydowanie, tak – cmoknęłam go w policzek. – Will?
- Hm? – odsunął mnie od siebie na tyle, aby mógł na mnie spojrzeć, ale nadal trzymał mnie za rękę.
- Skoro ty jesteś półdemonem, to Alex również. On też czyta w myślach?
Will skrzywił się.
- To jest bardziej skomplikowane.
Uśmiechnęłam się.
- Serio? Jeszcze bardziej skomplikowane? A myślałam, że się nie da.
- Jednak się da. Alex włada ogniem.
Odsunęłam się gwałtownie.
- Ogniem? Proszę, powiedz mi, że nie ma nic wspólnego z tymi pożarami.
- To jak nie chcesz, żebym ci mówił to zmieńmy temat.
- Czyli to jego wina? Will, a jakby komuś się coś stało?
Złapał mnie za ramiona.
- Skarbie, wiem, ze to dużo to ogarnięcia, ale nie panikuj, proszę cię. Nikomu nic się nie stało, a poza tym, on to robi nieświadomie.
Zmarszczyłam czoło.
- Jak nieświadomie?
- Wścieka się. Buf. Jego moc się powiększa. Kiedyś było tak, że ogień można było szybko ugasić. Bez zamieszania. Teraz jest gorzej.
- I to ma go tłumaczyć? – krzyknęłam.
- Nie, oczywiście, że nie, ale uwierz, że dla nas obu to trudne…
Dźwięk pukania do drzwi przeszył biuro.
- Charlie!
To nie był głos Howarda. Ani Connora. Ani Dennisa. Tylko ich mogłam się spodziewać. Will mnie przepuścił, żebym mogła odtworzyć drzwi.
Przede mną stał trochę niższy niż Will chłopak o szmaragdowych oczach. Bardzo znajomych szmaragdowych oczach.
- Cole?
- Tęskniłaś? – spytał, a moja pięść mocno uderzyła w jego twarz. Spojrzał na mnie szokowany. – Też miło cię widzieć.
- Tęskniłaś? Co to ma znaczyć? Nie było cię cztery lata, zjawiasz się ni stąd ni zowąd i tylko tyle masz mi do powiedzenia?
- C, przestań…
- Nie masz prawa mówić na mnie C odkąd mnie zostawiłeś!
Mówiąc to wszystko popychałam go. Cóż, popychałam to za dużo powiedziane. Cole bardzo podrósł i nie mówię tu tylko o wzroście, ale również o klacie, więc moje ręce, które uderzały o niego nawet go nie ruszyły. Pewnie nawet tego nie czuł.
Byłam zdezorientowana tą sytuacją z Willem i jeszcze to. Łzy nie chciały przestać lecieć. Wspaniały dzień…
Zamknęłam oczy i odwróciłam się, wpadając przy tym w ramiona Willa.
- Jak widzę, nie brakowało ci mnie.
- Nie mów tak do niej – wstawił się za mną Will.
- Jest dużą dziewczynką, umie się sama bronić.
Will chciał już coś odpowiedzieć, ale mu przeszkodziłam.
- Masz racje w sprawie tego, że umiem się sama bronić, ale nie wiesz jak mi cię brakowało. Byłeś moim najlepszym przyjacielem. Wiem, że było ci trudno po stracie rodziców i babci, ale byłam przy tobie, a potem mnie zostawiłeś. Chodź, pójdziemy do Ruby, opowie ci jak to mi cię „nie brakowało”. A Connor? Byłeś jego jedynym przyjacielem, z którym mógł pogadać o męskich sprawach. Wiesz jak jemu było trudno? I teraz masz zamiar do niego pójść i zapytać się go czy tęsknił? – Wzięłam głęboki oddech. Chciałam się uspokoić. – Jak chcesz wiedzieć jestem szczęśliwa. Mam dobre oceny, niesamowitego tatę, idiotycznie nadopiekuńczych przyjaciół i nieziemskiego chłopaka, więc poradziłam sobie bez ciebie. – przepchnęłam się obok niego. – A teraz przepraszam, ale mam zamiar naprawić tamten samochód.
Podeszłam do bagażnika i wtedy Cole złapał mnie za ramie i szepnął do ucha:
- Wpadnę dzisiaj wieczorem do ciebie. Musimy porozmawiać.
Tylko tyle zdążył powiedzieć, bo Will prawie od razu pociągnął go do tyłu i kazał mu spadać. Cole posłuchał.
Nagle spod samochodu pojawił się Howard. Był cały umazany smarem. To znak, że jednak nie naprawiłabym tego samochodu. Cięższa sprawa.
- Czy to był Cole Mercer?
- Tak. Dziwne, prawda?
- Wszystko ok? – spytał zatroskany Will i złapał mnie za rękę. Przyglądał mi się bardzo uważnie.
- Nie wiem. Chyba nie jestem wstanie ci dzisiaj pomóc. Przebiorę się i pójdę do domu. – Chciałam wyrwać rękę z jego uścisku, ale mi nie pozwolił.
- Charlie…
- Will, ja po prostu…– Co? Po prostu co, Charlie? Co chcesz mu powiedzieć? Mogłeś mi nie mówić? Fajnie, że mi powiedziałeś, ale przeraża mnie to? I jeszcze Cole. – … nie wiem jak się zachować. W sumie, nie wiem w ogóle jak to ogarnąć, jak poukładać sobie wszystko w głowie.  Za dużo tego na raz. Ta kobieta, ty i Cole. Muszę się trochę uspokoić i przemyśleć wszystko.
Wyrwałam się mu i pobiegłam się przebrać, ale zamiast zmieniać ubrania po prostu siedziałam i płakałam w kompletnej ciszy przez jakieś dwadzieścia minut. Ogarnianie sytuacji:
1)      Jakaś dziwna kobieta przychodzi do mojego taty i prowadzą dziwne rozmowy, a tata dziwnie się zachowuje;
2)      Ktoś pisze do mnie dziwne wiadomości, przez które miałam atak paniki (ale w sumie to można uznać za dobre wydarzenie w tym wszystkim, w końcu skończyło się to związkiem z Willem);
3)      Właśnie…Will…półdemon? I jeszcze czyta mi w myślach. Super sprawa, ale normalne to nie jest;
4)      Alex wywołuje pożary;
5)      Ruby okłamuje mnie;
6)      A w dodatku pojawił się Cole;
Rozległo się pukanie do drzwi.
- Charlie, wszystko ok? Howard do mnie zadzwonił. Co się stało?
Connor! Szybko wytarłam łzy rękawem i otworzyłam drzwi. Rzuciłam mu się na szyje, a on z zaskoczenia się zachwiał, ale po chwili mnie objął i zaczął gładzić moje włosy.
- Ciii, co się stało, kochana?
- Wszystko jest beznadziejne! Wszystko!
- Ej, na pewno nie jest tak źle. Proszę, usiądź, a jak się uspokoisz to mi wszystko opowiesz.
Nie chciałam go puszczać ale zrobiłam to o co prosił. Wdech i wydech, Charlie. Wdech i wydech.
- To od czego mam zaczął? – zapytałam z lekką nutą rozweselenia w głosie. Jeju, jak dobrze, że mam Connora.
- Najlepiej od początku.
No to zaczęłam od tych wiadomości, potem ta kobieta, kłamstwa Ruby i Cole. Oczywiście, że nie powiedziałam mu o Willu i Alexie. Will mi ufał. Ja ufałam Connorowi, ale nie był gotowy na to by się tego dowiedzieć.
- Cole? Cole, w sensie Cole Mercer? Ten Cole Mercer, z którym się przyjaźniliśmy, ale nas olał?
- Jeden jedyny.
- Kurde, Charlie, to wszystko jest popieprzone.
- Mi to mówisz?
- I powiedział, że do ciebie wpadnie?
Westchnęłam i przytaknęłam. Obawiałam się rozmowy z nim. Może zareagowałam za bardzo natarczywie, ale w sumie jak inaczej miało to wyglądać?
Connor wstał i wyciągnął do mnie rękę.

- No to chodźmy się z nim zobaczyć.

sobota, 11 października 2014

Fandomy

Jestem beznadziejną blogerką. Przepraszam, ale teraz nowa szkoła, dużo nauki. Nie mam głowy do pisania, recenzji, czy pamiętania wgl ile książek przeczytałam. Około stu by się znalazło w tym roku. Chciałabym wam obiecać, że się poprawie, ale no nie zwykłam łamać obietnic, więc nie mogę tego zrobić, bo nie jestem pewna czy w najbliższym czasie mi się to uda. Teraz przystępując do tematu.

Fandom - określenie społeczności fanów, zwykle używane w odniesieniu do fanów fantastyki, ale nie tylko - używany jest także m.in. przez fanów mangi i anime oraz RPG oraz nierzadko przez fanów piosenkarzy i aktorów.

Można być fanem wielu rzeczy lub osób. Nie ograniczajmy się do jednej. Fandomy to naprawdę fajna sprawa, bo dzięki podobnym zainteresowaniom wielu ludzi, tworzą się grupy, strony internetowe, na których można poznać naprawdę ciekawe osoby. Trzeba niestety pamiętać o ostrożności.
Moje fandomy:
  • Supernatural (Hunter)
  • Sherlock BBC (Sherlockian)
  • Harry Potter (Potterhead)
  • Igrzyska Śmierci (Tribute)
  • Gra o tron (Throner)
  • Glee (Gleek)
  • Imagine Dragons (Dragoner)
  • The Walking Dead (Walker)
  • Ed Sheeran (Sheerios)
  • Linkin Park
  • TFIOS 
  • Pamiętniki Wampirów (TVDFamily)
  • Szeptem (Husher)
  • Niezgodna  (Candor)
  • Love at stake 
  • Theo James <3
  • Diabelskie Maszyny (Shadowhunter)

czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział 6

Rozdział 6

Nigdy bym się tak nie zachowała. Zawsze byłam grzeczną, miłą, poukładaną dziewczynką. Może lekko przesadziłam? Nie no jakoś bardzo złe to nie było. Po prostu inne. Ale nie mogłam inaczej zareagować. Wiadomość, którą dostałam w odpowiedzi strasznie mnie wystraszyła.
„Ktoś przez nich zginie”
Szłam szybkim krokiem przez korytarz nie zwracając na nikogo uwagę. Było na nim mało ludzi, ale jednak zdarzyło mi się parę razy uderzyć kogoś przez przypadek ramieniem.
Wydawało mi się, że ktoś za mną woła moje imię, ale szłam dalej. Nie odwróciłam się. Nie chciałam. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Wyszłam z kafeterii dlatego, że nie chciałam zemdleć na oczach wszystkich. Nie mogłam oddychać, ale również nie mogłam się zatrzymać. Chciałam wyjść ze szkoły i nie wracać. Znaleźć się w domu. Poczytać. Nie mogłam. Wiedziałam o tym. W życiu nie wagarowałam. Czemu miałoby się to zmienić właśnie w tym momencie?
Ostatni raz byłam w takim stanie jak miałam 9 lat. Wtedy miałam ostatni atak astmy.
Zaczęłam kaszleć. Musiałam usiąść. Ledwie trzymałam się na nogach. Gardło mnie paliło.
Nagle znalazłam się w ramionach Willa, który uratował mnie przed upadkiem. Wziął mnie na ręce i zaniósł do najbliższej sali. Gdy mnie puścił usiadłam na krześle i od razu spuściłam głowę i próbowałam się uspokoić.
- Charlie, proszę odpowiedz mi – dopiero teraz go usłyszałam. – Charlie, proszę. Nie wiem co robić. Co się dzieję? Jak ci pomóc?
- A a astma – nie mogłam tego wypowiedzieć normalnie. Kaszel mi na to nie pozwalał.
- Masz lek?
Potrząsnęłam przeczącą głową.
- Charlie, spójrz na mnie. -Will kucnął przy mnie i złapał moje ręce w jego. Podniosłam głowę, a jego niesamowicie zielone oczy znalazły się na wysokości moich. Był przerażony. - Patrz na mnie i słuchaj. Spróbuj się uspokoić i oddychać. Wdech nosem, wydech ustami – jego głos działał na mnie bardzo uspokajająco. Zrobiłam co mi kazał. Trochę się uspokoił i się uśmiechną. – Dobrze, rób tak cały czas. Wdech.. – wziął wdech. - … i wydech. – wypuścił powietrze. – Właśnie tak. – Usiadł i objął kolanami głowę. – Ja pierniczę, Charlie, ale mnie nastraszyłaś. To nie był atak astmy na szczęście, ale nie rób mi tego więcej – mówiąc parę ostatnich słów spojrzał na mnie i oparł się o biurko nauczyciela. – Nie umiem sobie przypomnieć, kiedy ostatnio tak się wystraszyłem.
Usiadłam obok niego i złapałam go za rękę.
- Przepraszam, nie wiem co się ze mną dzieje. – Lekko skłamałam. Bo jak mnie uspokoił dobrze wiedziałam, że to był atak paniki i dobrze wiedziałam dlaczego.
Jego druga ręka nagle znalazła się na moim policzku.
- To nie jest ważne. Najważniejsze, że nic ci nie jest.
Uśmiechnęłam się.
- Dobrze, że za mną pobiegłeś. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.
- Ja też nie – zaśmiał się, a ja szturchnęłam go w ramię.
- Dzięki za pomoc, Will.
- Zawsze do usług, Charlie.
Jego usta znalazły się tak szybko na moich, że nawet nie zdałam sobie sprawy przez pierwsze parę sekund, że William Scott mnie pocałował. Jego usta były takie miękkie, a on sam był przy tym taki delikatny. Odwzajemniłam pocałunek. Gdy rozchylił mi wargi, aby nasze języki się spotkały położył mi jedną rękę na talii, a kciukiem drugiej ręki głaskał mnie po policzku. Objęłam go za szyje i nic nie było wstanie nas rozdzielić poza dzwonkiem, który wtedy wybrzmiał. Oderwaliśmy się od siebie.
- Lepiej się ruszyć zanim pojawi się tu nauczyciel – szepnęłam.
Zachichotał.
- Masz rację.
Wstał, a potem podał mi rękę. Szybko wyszliśmy w kierunki sali od geografii.
- Wszystko okej? – spytał się.
- Tak, czemu nie?
- Bo przed chwilą nie mogłaś oddychać, a ja umierałem ze strachu.
A ja myślałam, że chodzi o pocałunek.
- Żyje i oddycham tylko dzięki tobie – uśmiechnęłam się pokazując przy tym zęby i uniosłam kciuk w górę. Musiałam głupkowato wyglądać.
Nagle złapał mnie za ramiona i przygwoździł delikatnie do ściany. Potarł nos o mój, a ja objęłam go za szyje.
- Wyglądasz uroczo jak się tak uśmiechasz – wymruczał mi do ucha.
Jakby czytał mi w myślach. Nie dość, że pocieszył mnie, że nie wyglądam głupkowato, to jeszcze sprawił, że czułam się czegoś warta. Co za dzień!
- Masz zamiar mnie jeszcze kiedykolwiek pocałować?
- Strasznie ci się śpieszy. Ledwie się znamy. Powinniśmy parę razy się spotkać zanim będzie coś poważnego między nami i… - uciszył mnie kolejnym, ale krótkim pocałunkiem.
- Charlie Wilson, zostaniesz moją dziewczyną?
Zaśmiałam się, ale przy tym chyba też zarumieniłam, bo nagle zrobiło mi się gorąco na samą myśl o tym co będzie jak powiem tak.
Złapałam wargę między zęby.
- Kto tu mówi od razu o związku?
- Oj, Charlie. Życie jest krótkie.
Znowu mnie rozśmieszył. Oparłam dłonie na jego klatce piersiowej.
- Ale nie przesadzasz lekko?
Zaczął rysować nosem linie na mojej szyi. Poczułam jego oddech na karku.
- Czemu?
Wiedziała,  że się uśmiechał, tak dobrze, jak wiedziałam, że mi nie odpuści.
- A będziesz mnie traktował jak księżniczkę?
Uśmiechnął się pokazując te cudowne dołeczki. To nie mogło się dziać naprawdę.
- Zawsze.
Chciał mnie pocałować. Widziałam to w jego oczach, aż migotały ze szczęścia. Mogłam się założyć, że moje wyglądały podobnie. Will czekał na odpowiedź.
- Tak, ale mam warunki.
- Jakie? – zapytał powstrzymując śmiech.
- Po pierwsze zabierzesz mnie na prawdziwą randkę. Po drugie dalej chcę żebyś mi pomagał w matematyce. Po trzecie po lekcjach mam dostać listę paru faktów o tobie i po czwarte, najważniejsze,  będziesz mnie zawsze tak bosko całował.
- Da się zrobić – już miał to zrobić, ale mu przeszkodziłam. Wyrwałam się z jego objęć.
- A teraz przepraszam, ale jestem spóźniona przez mojego chłopaka na lekcje.
Ruszyłam przed siebie i tylko usłyszałam za sobą.
- Ten chłopak musi nieźle całować skoro pozwalasz mu się zatrzymywać cię przed zdobywaniem wiedzy.
- Jakbym potwierdziła to ego tego chłopaka by się powiększyło. Choć wątpię, że to możliwe, żeby było jeszcze większe – odwróciłam się, posłałam mu całusa i zniknęłam za drzwiami gdzie przywitało mnie spojrzenie pani Snow. Lodowate jak zawsze.
- Witamy, panno Wilson. Pierwszy raz widzę, żeby pani się spóźniła.
- Przepraszam. Byłam w toalecie i nie usłyszałam dzwonka – lepsze to usprawiedliwienie niż prawda. Jakby to brzmiało gdybym powiedziała: Przepraszam proszę panią, ale właśnie całowałam się pod ścianą z najprzystojniejszym chłopakiem pod słońcem, który, muszę wszystkich poinformować, jest mój. A to wszystko dzięki temu, że miałam atak paniki, bo jakiś psychol pisze do mnie dziwne wiadomości. Tak. Brzmiałoby to strasznie.
Zajęłam szybko wolne miejsce obok Ruby. Po paru minutach dostałam od niej liścik.
„Gdzie ty się podziewałaś?!”
Zignorowałam to i zaczęłam pisać notatki. Wiedziałam, że żeby zaliczyć geografie u pani Snow trzeba uważać na lekcjach, bo niestety na testach lubiła dawać rzeczy, których nie było w podręczniku.
Nie mogłam się teraz zajmować kłótniami z Ruby, bo miałam nie tylko naukę, ale również ważniejsze rzeczy na głowie, czyli kim jest tajemniczy nadawca wiadomości i czy te wiadomości mają coś wspólnego z pożarem kościoła.
Na ławce wylądowała nowa karteczka.
„Connor cię szukał przez całe piętnaście minut. Przez twoje głupoty stracił połowę przerwy na lunch.”
Nabazgroliłam odpowiedź.
„Źle się poczułam. Poszłam do pielęgniarki. Nie przejmuj się mną, a to, że Connor stracił piętnaście minut z życia to nie twoja sprawa.”
Kolejna.
„Nauczycielkę możesz okłamywać, ale mnie nie.”
I kolejna.
„Jak możesz mnie tak olewać.”
I kolejna.
„Charlie Wilson natychmiast powiedz mi co robiłaś przez połowę przerwy!!”
„Pogadamy po lekcjach.”
Ostatnia była ode mnie. I podziała. No może nie jak chciałam, bo nie gadałyśmy z Ruby do końca następnej lekcji, ale i tak to już coś.
Hiszpański zaczął być moim ulubionym przedmiotem, odkąd był jedyną lekcją, którą łączyłam z Willem. Gdy usiadł za mną w ostatniej ławce od razu miałam przeczucie, że będzie mi się lepiej uczyć nawet jeśli z taką nauczycielką jak Georgina.
- Hej, piękna.
Will nachylił się nad ławką i szepnął mi do ucha. Była jeszcze przerwa, a Ruby i Alexa jeszcze nie było, więc spokojnie mogliśmy rozmawiać.
- Hej, przystojniaku – mówiąc to, odwróciłam się do niego.
- Ma panienka plany na dzisiaj?
Uśmiechnęłam się moim „głupkowatym” uśmiechem.
- Miałam zamiar zrobić panu obiad, panie Scott.
Wyglądał na mile zaskoczonego.
- Myślałem, że zostawisz mi resztki.
Złapałam za jego ławkę i przysunęłam bliżej mnie.
- Raz chyba mogę zrobić wyjątek.
- Jakaś ty wielkoduszna. 
Kciukiem musnął moją dolną wargę, a mój wzrok spoczął na jego ustach.
- Staram się. - Już chciał mnie pocałować, ale odsunęłam się. – Powiedziałeś o nas Alexowi?
Wzruszył ramionami i zaczął się huśtać na krześle.
- Nie, a mogę?
- A może na razie to będzie taka nasza mała tajemnica?
- Jeśli ci bardzo zależy, zgoda.
Tym razem ja nachyliłam się nad ławką i pocałowałam go w policzek.
- Jesteś najlepszym sekretnym chłopakiem, którego zna się od czterech dni, jakiego można mieć.
Zaśmiał się.
- Dzięki, kotku.
Kotku? Chciałam mu coś powiedzieć, ale zauważyłam Ruby.
- Później porozmawiamy o zdrobnieniach.
- Dobrze, skarbie – szepnął.
- To już lepsze, ale serio musimy o ty porozmawiać.
Spojrzałam na Ruby, a on rozmawiała z Alexem.
- Will.
- Tak?
- Czemu Ruby rozmawia z Alexem?
Chwile trwało zanim odpowiedział.
- Nie wiem. Myślałem, że Ruby go nie lubi.
- Ja też.
Dzwonek. Ruby usiadła koło mnie, a Alex koło Willa. Dokładnie za moją przyjaciółką. Lekcja zapowiadała się ciekawie.
Nagle wszyscy przestali rozmawiać, a za drzwiami coraz głośniej było słychać stukot obcasów o podłogę. Oho.
Georgina stanęła przed tablica i zaczęłam pisać temat. Świst stykającej się z tablicą kredy był tak głośny, że powstrzymywałam się od grymasu. „Fiesta”. Serio? Wakacje. Czyli to znak, że trzeba budować zdania. Pełne zdania. Po hiszpańsku! Rozszerzony hiszpański, co ja sobie myślałam.

Po lekcjach myślałam tylko o jednym. O powrocie do domu. Niestety, czekała mnie poważna rozmowa z Ruby. Myśl o cudownym popołudniu z Willem poprawiała mi humor. Choć przez całą lekcje myślałam o tym, na co właściwie się zgodziłam. Chodzenie z Willem po czterech dnia. Szaleństwo, ale jednak przy nim czułam się zupełnie inna, a raczej wreszcie czułam się sobą. Nie wiedziałam w sumie dlaczego, ale przed Willem jedyną osobą przy której tak się czułam był Cole. No, ale Cola nie było od dawna, a ja nie miałam zamiaru płakać z tego powodu. Rok dumania nad tym co z nim mi wystarczył.
Zabrałam potrzebne książki z szafki i postanowiłam poczekać na Ruby przed szkołą. Przysiadłam na trawniku, chcąc pomyśleć co tak naprawdę chciałam jej pomyśleć, ale niestety Ruby pojawiła się szybciej niż myślałam. Usiadła obok.
- Wilson.
- Collins.
I to było tyle. Zapadła martwa cisza. Ruby zaczęła obracać oczami tam i z powrotem byle tylko nie patrzeć na mnie, więc opuściłam głowę i patrzyłam na moje splecione palce.
Po jakiejś chwili poczułam, że ktoś za mną stoi. Ktoś? Oj, no nie oszukujmy się. Przecież wiedziałam kto to. Wstałam z ziemi.
- Will, poczekasz na mnie pięć, może dziesięć minut?
Will, który patrzył na nią szeroko otwartymi oczami, przeniósł spojrzenie na Ruby, a potem z powrotem na nią.
- Dobrze. To spotkamy się w maleństwie – powiedział bardzo szczęśliwym tonem.
Uśmiechnęłam się. Gdybyśmy byli sami pewnie bym się zaśmiała.
Gdy Will poszedł, a ja miałam zamiar usiąść na opuszczonym przeze mnie miejscu na trawniku, Ruby wstała.
- Widzę, że się zaprzyjaźniliście – powiedziała tak bezczelnie, że chciałam jej dać w twarz. – Całowałaś się z nim. Uprzedzę twoje pytanie. Nie, ja nie pytałam. To było stwierdzenie. Gdy spóźniłaś się na geografie, byłaś cała w skowronkach, ale fakt że go pocałowałaś był na twoich policzkach. Rumieniłaś się.
- Ruby, wyjaśnię.
- Najpierw mnie wysłuchasz nie przerywając. Ty nigdy się nie rumienisz. Znam cię lepiej niż sądzisz i nawet jakbyś się starała to byś nie ukryła przede mną faktu, że między tobą a Willem coś jest i to coś dużego. Nie chcę cię oceniać. Wiem, że przesadziłam rano, ale znasz mnie tak dobrze jak ja ciebie i powinnaś wiedzieć, że nie lubię poznawać nowych ludzi, bo ja nie ufam byle komu. A jak jakiś obcy chłopak zjawia się w życiu mojej najlepszej przyjaciółki to nie wiem właściwie co robić. Choć jeśli chodzi o osoby, które kręcą się wokół ciebie to ufam w sumie tylko dwóm osobą. Connorowi i twojemu tacie. Ja po prostu się o ciebie troszczę i nie chcę, żeby Will złamał ci serce.
Po skończeniu po prostu patrzyła na mnie, a ja zamiast udzielić jej odpowiedzi to ją uściskałam.
- I za to cię kocham – szepnęłam jej do ucha.
Poczułam, że zaczyna się rozluźniać, więc ją puściłam.
- No to teraz możesz mi powiedzieć co masz zamiar robić teraz z Willem. – Ruby wróciła. – Albo jeszcze lepiej. Opowiadaj jak całuje.
Zaśmiałam się.
- Całuje naprawdę dobrze.
- Dobrze? Pff, to musi być słaby.
Szturchnęłam ją delikatnie łokciem i objęłam jej kark ramieniem.
- Niech ci będzie. Był naprawdę niezły, a wręcz znakomity. Zdecydowanie wiedział co robi.
- No to się cieszę, że znalazłaś doświadczoną partie.
Czasem denerwowała mnie takimi tekstami, ale po tym jakie mi piękne przemówienie powiedziała, nie mogłam się na nią złości.
- Mam pomysł. Pocałuj Alexa, a potem powiedz mi który lepiej całuje – powiedziała bardzo entuzjastycznie, wręcz za bardzo.
Skrzywiłam się.
- Nie będę całowała się z bratem mojego chłopaka – powiedziałam i od razu żałowałam, że nie przemyślałam tej wypowiedzi. Trzasnęłam się ręką w czoło, a Ruby wstrzymała oddech.
-Charlie Wilson, ty masz chłopaka?! Ach, ty dziwko – powiedziała podniesionym głosem, a nie na tyle głośno, aby ktoś usłyszał i klepnęła mnie w tyłek. – Bierz go, dziewczyno, ale pamiętaj. Znacie się cztery dni. Może wytłumaczę ci jak działają gumki.
Obruszyłam się.
- Ej no, wiem jak działają gumki. Nawet dziewice takie jak ja wiedzą.
- To dobrze. Dobrej zabawy – cmoknęłam mnie w policzek i już jej nie było.

- Więc może dzisiaj odpuścimy sobie naukę? – zaproponował Will, gdy wchodziliśmy do mojego domu.
Zostawiliśmy plecaki na komodzie przy drzwiach i poszliśmy do kuchni.
Will wyjął z lodówki dwie puszki coli i podał mi jedną
- Dlaczego mielibyśmy sobie odpuścić?
- Bo moglibyśmy porobić coś innego.
Zachichotałam.
- To, że niesamowicie całujesz, nie znaczy, że możemy tak po prostu odpuścić sobie naukę i iść się po obściskiwać na kanapę.
- Czemu nie?
Zabrał ode mnie puszkę, a potem obie położył na blacie, żeby było mu łatwiej objąć mnie w pasie i przyciągnąć do siebie.
-Will! – skarciłam go, ale on mnie nie puścił.
- Charlie, nie musimy się obściskiwać na kanapie jeśli nie chcesz, ale chcę cię poznać lepiej. Ja ci opowiedziałem o mojej przygodzie z Alexem. Rewanż?
- Możemy pogadać u mnie w pokoju. Weź picie, a ja wezmę coś do jedzenia.
 Położył mi dłoń na policzku, pocałował w czoło i nagle zniknął za drzwiami z puszkami w ręku, a ja przysłuchiwałam się jego krokom, które było słychać coraz ciszej i wreszcie ucichły.
W szafce ze słodyczami i różnymi innymi niezdrowymi rzeczami znalazłam paczkę chipsów, więc wsypałam je do miski, która leżała obok zlewu, czyściutka.
Wchodząc do pokoju zobaczyłam Willa, który przyglądał się toaletce. Były tam różne głupie zdjęcia, które zrobiłam sobie z Ruby i Connorem, ale także parę normalnych z Howardem. Moim ulubionym było to, które wisiało w prawym górnym rogu. Przedstawiało mnie, Howarda i Cola. Był to jeden z najlepszych dni w moim życiu. Popłynęliśmy na ryby, łódką którą pożyczyliśmy od rodziców Cola. To był sierpniowy poranek i miałam jedenaście lat. Były wakacje, więc nie musiałam się przejmować lekcjami. Po jakiejś godzince totalnej ciszy, Cole złapał rybę, ale zamiast ją wpakować do przenośnej lodówki rzucił ją we mnie. Byłam tak zła, ale potem rzuciłam ją w niego i tak zaczęliśmy się obrzucać, no a jak można przewidzieć historia kończy się tak, że wpadam do wody, a Cole próbując mnie wyciągnąć dołącza do mnie. Zdjęcie zrobił jeden z rybaków, którego wtedy poznaliśmy i był to moment, w którym staliśmy we trójkę na tle jeziora. Howard trzymał dwa niezbyt duże karpie, a Cole i ja ciągnęliśmy się za włosy cali mokrzy.
Uśmiechnęłam się na to wspomnienie, ale wróciłam myślami do rzeczywistości.
Gdy odłożyłam miskę na szafkę i położyłam się na łóżku. Dopiero wtedy Will oderwał wzrok od zdjęć i usiadł na brzegu łóżka.
- Opowiadaj, księżniczko
Szturchnęłam go nogą.
- Ej no, myślałam, że już sobie odpuścisz.
Dał mi znak ręką, żebym się przesunęłam, a potem położył się obok mnie. Oboje patrzyliśmy na biały sufit.
- Odpuszczam. Opowiedz mi o sobie, Charlie Wilson.
- A to nie ty miałeś mi napisać parę faktów o sobie?
- Tu mnie masz, nie zdążyłem. Jutro?
- Okej. No więc od czego zacząć. Nazywam się Charlie. Urodziłam się w Atlancie, czternastego lutego tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego siódmego…
- Czekaj, urodziłaś się w walentynki?
Uśmiechnęłam się do siebie.
- Tak, wiedziałam, że zwrócisz na to uwagę. Urodziłam się w najgorsze święto jakie może być.
- Nie przesadzaj. Kontynuuj.
- Jestem jedynaczką, a moja mama zginęła w wypadku samochodowym, gdy miałam sześć lat. Jestem bardzo ciekawską osobą, ale nie lubię, gdy ludzie dociekają mojego prywatnego życia, bo jestem bardzo zamknięta w sobie. Wiem o tym. Ruby zawsze mi powtarzała, że mogłabym się ogarnąć, w końcu nikogo nie obchodzi, że jestem wrażliwa i wstydliwa, a te cechy mogą mnie tylko zniszczyć, ale cóż poradzić, zawsze byłam grzeczną, cichą dziewczynką, która nie lubiła przeklinać ani bawić się w buntowniczą nastolatkę. Myślę, że powodem jest śmierć mojej matki, a raczej Howard, który nie mógł się z tym pogodzić – przerwałam i spojrzałam na Willa. Dopiero wtedy zauważyłam, że przyglądał mi się cały czas. Zrozumiałam też, że nigdy nikomu aż tak się nie zwierzałam. – Co? – spytałam go, a kącik jego ust powędrował w górę.
- Nic, po prostu wiem, że nie jest ci łatwo mówić o sobie.
- To prawda.
-…ale jednak mi mówisz.
- Bo chcę, żebyśmy się poznali.
- Dziękuję, że mi o tym mówisz – powiedział łagodnie i złapał mnie za rękę.
- Mówić dalej?
- Tak, już nie będę ci przeszkadzać.
Opowiedziałam mu, że przyjaźń z Ruby rozpoczęła się jeszcze przed śmiercią mojej matki, podczas zabawy w piaskownicy. Potem przyszła podstawówka. Ruby zrobiła sama proce, żeby rzucać papierowymi kulkami w chłopaków. Nauczycielka nie była z tego zadowolona, więc zabrała broń mojej małej przyjaciółce. Po lekcjach okazało się, że jeden z chłopaków zabrał naszej wychowawczyni proce, schowaną w szufladzie biurka i oddał ją Ruby. Był to Connor.
Nie wspomniałam mu nic o Colu. Przecież go nie znał. I tak gadaliśmy o różnych moich przygodach szkolnych, aż nastała czwarta po południu a ja musiałam zrobić obiad Howardowi.
Uznałam, że najszybciej będzie zrobić naleśniki, więc po jakiś trzydziestu minutach usiedliśmy z Willem w salonie z naleśnikami z owocami na talerzu, a potem pojechaliśmy do warsztatu.
- Chcesz mi pomóc w pracy? – spytał Will wysiadając z maleństwa.
- Może – puściłam mu oko.
Wchodząc do warsztatu wpadłam na kobietę. Była cała roztrzęsiona. Miała krótko obcięte blond włosy, ale jej twarz przykrywał ogromny czarny kapelusz i ciemne okulary.
Przytrzymała mnie za łokieć, żebym nie upadła.
- Przepraszam, nic ci nie jest?

Poznałam ten głos. To była kobieta, która kłóciła się z Howardem dzień wcześniej.

piątek, 11 lipca 2014

Rozdział 5

Wiem, że długo to trwało i jest mi mega przykro, ale jeśli czekaliście to się doczekaliście. Miłego czytania :)

Rozdział 5

Nie mogłam oddychać. Nic nie widziałam. Nie wiedziałam gdzie byłam. Czułam się jak pochowana żywcem, a może tak właśnie było. Czy jestem w drewnianej skrzyni?! Próbowałam kopać. Nic. Krzyczeć. Nic. Pomocy!! Dusiłam się. Gdzie ja jestem?!
Przez szpary w drewnie ziemia wlatywała mi do gardła. Nie wiedziałam jak długo wytrzymam. Miałam nadzieje, że ktoś mnie znajdzie, ale ta myśl zanikała z każdą chwilą.
Nagle usłyszałam coś, a raczej kogoś. Próbował mi pomóc. Na szczęście. Po niedługiej chwili zobaczyłam lekkie światło i nabrałam świeżego powietrza do ust. Nie wiedziałam, że tak prosta rzecz może okazać się najpiękniejszą w tamtej chwili.
Ktoś szarpał się z drewnianymi drzwiczkami, potem znalazłam się w ramionach Willa.
- Znalazłem cię – szeptał mi do ucha.
Nie wiem ile czasu się przytulaliśmy. Może jakieś dziesięć minut. Mogłam się rozejrzeć po okolicy. Byliśmy w lesie. Nie umiałam więcej powiedzieć. Były drzewa, ale nic poza nimi. Powoli myślałam nad tym wszystkim. Byłam uwięziona pod ziemią w drewnianej skrzyni, ale w momencie, gdy usłyszeliśmy warknięcie, to wymysł pochowania żywcem wydawał się śmieszny. Oderwałam się od Willa i spojrzałam w kierunku z którego dobiegał dźwięk.
Wilk. Stał samotnie między drzewami patrząc na nas  groźnie wielkimi, zielonymi oczami. Gdy zdał sobie sprawę z tego, że zwrócił naszą uwagę zaczął się do nas zbliżać. Chciałam krzyczeć, ale od tej ziemi, której ohydny smak miałam jeszcze w gardle, nie mogłam wydusić z siebie żadnego dźwięku. Spojrzałam na Willa. Miałam nadzieje, że zrozumie sytuacje w jakiejś się znaleźliśmy, a on spokojnie wstał a wilk był coraz bliżej.

Obudziłam się. Gdzie jestem? W moim pokoju. Co się przed chwilą stało? Wiele myśli przelatywało mi przez głowę zahaczając o siebie nawzajem. Dziękowałam za to, że to był tylko sen. Czemu śniło mi się, że zostałam pochowana żywcem?! Trudne pytanie, ale kto by zrozumiał sny.
Popatrzyłam na zegarek, który stał na szafce koło mojego łóżka. Za dwadzieścia piąta. Jęknęłam. Chora godzina.
Przez kolejne dwadzieścia minut próbowałam zasnąć, ale z negatywnym skutkiem. Uznałam, że skorzystam z tak wczesnej godziny. Ubrałam się, umyłam i wybiegłam z domu. Zwykłą trasą mojego biegania był las, ale po takim ekscytującym śnie miałam dość drzew jak na jeden… tydzień. Mijałam domu oczywiście znajomych mi osób. Potem poszczególne sklepiki. Kwiaciarnie, Księgarnie, Pralnie, aż w końcu udałam się wzdłuż drogi prowadzącej prosto do domu na wzgórzu. Dlaczego nazywałam go tak? Bo nie miałam pojęcia jak mam go inaczej nazywać. Mieszkał w nim Will, ale przed nim Cole i obu lubiłam.
Zatrzymałam się na samym szczycie. Nie wiem co było w tym domu. Był olbrzymi. Wszystkich odstraszał, ale nie mnie. Może to te wspomnienia z dzieciństwa.
- Co cię tu sprowadza – usłyszałam za sobą głos, a serce skoczyło mi do gardła. Odwróciłam się.
- Alex, przestraszyłeś mnie.
Uśmiechnął się.
- Nie chciałem. Po prostu zdziwiłem się widząc cię przed moim domem, gdy jest jeszcze ciemno – powiedział i pokazał na niebo.
Czułam się niezręcznie rozmową z nim. Wydawał się zupełnie inny niż Will, a wyglądał identycznie. Niestety.
- To co cie tu sprowadza? – Usiadł na jakimś pniu klepiąc miejsce obok siebie. Zawahałam się przez moment, ale w końcu usiadłam.
- Biegałam.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- O piątej trzydzieści? Ale jesteś zawzięta.
- Nie mogłam spać – mruknęłam.
- Hej – spojrzał na mnie i ujął moją twarz. – Nie musisz się wstydzić, gdy ze mną rozmawiasz.
Wyrwałam się mu.
- Nie lubię cię.
Tym razem moja broda była dumnie uniesiona w górę.
Zaśmiał się.
- Powinnaś mnie polubić jeśli masz zamiar kręcić z moim bratem.
- Nie kręcę z twoim bratem – zaprzeczyłam nie patrząc na niego.
- Nie zdajesz sobie z tego sprawy. On z resztą też nie.
- Nie znasz mnie.
Przytaknął.
- Masz rację, ale znam mojego brata.
Zamilkła. Zresztą on też.
Patrzyłam raz na niego, raz na dom, a innym razem na Grace Village.
Gdy moje spojrzenie spoczęło tylko na nim zauważyłam, że nie ma na sobie piżamy jak myślałam, tylko czarne spodnie i czarną skórzaną kurtkę.
- Gdzie byłeś – spytałam zaciekawiona.
Spojrzał na mnie i uśmiech spoczął na jego twarzy.
- Spostrzegawcza jesteś – powiedział i mrugnął do mnie.  – Nie mogłem spać. Wybrałem się na przejażdżkę moim motorem.
Oczywiście, że miał motor. Niegrzeczni chłopcy zawsze mają motor, no i w końcu był inny niż Will. Jak było widać, nie miał takiego dobrego gustu.
- Jak chcesz mogę cię kiedyś zabrać – dodał po chwili.
Pokręciłam głową.
- Jak już mówiłam, nie lubię cię i w najbliższej przyszłości to się nie zmieni.
Wstałam i już miałam pobiec w stronę Grace, ale Alex zatrzymał mnie łapiąc mnie za rękę.
- Dlaczego zatrudniłaś mojego brata nawet go nie znając? – zapytał. Tym razem miał opuszczoną głowę, co było dziwne zważywszy na wielkość jego ego.
- Bo mój tata potrzebował pomocy.
- Ale nie znasz go.
- Może zatrudnienie kogoś to dobry początek znajomości – powiedziałam i wyrwałam moją rękę z uścisku.
Następną rzeczą jaką widział to moje plecy coraz bardziej oddalające się od niego.

Wróciłam do domu gdzieś około szóstej. Słońce już prawie wzeszło.
- Charlie? – usłyszałam głos Howarda z kuchni, więc ruszyłam do niego. Howard jak zwykle już ubrany zajadał kanapki z masłem orzechowym. – Gdzie tak wcześnie wyszłaś?
- Pobiegać – odpowiedziałam, usiadłam naprzeciwko niego i ukradłam mu jedną kanapkę z talerza.
Skarcił mnie palcem, a potem uśmiechnął.
- Nie za wcześnie jak na ciebie?
- Nie mogłam spać. Śnił mi się dziwny sen.
Opowiedziałam Howardowi mój sen pomijając jednego szczegółu. Mojego wybawiciela. Uznałam, ze po co mam mu mówić o Willu i zastąpiłam go tajemniczym nieznajomym. Każda dziewczyna chciałaby być uratowana przez takiego nieznajomego.
- Rzeczywiście dziwny sen – Howard zgodził się ze mną, a potem zmierzwił mi włosy. – Dobrze, że to tylko sen.
Uśmiechnęłam się i wstałam oblizując palce z masła.
- Idę wziąć prysznic przed lekcjami. Spociłam się podczas biegania – powiedziałam i cmoknęłam go w policzek. – Zobaczymy się po szkole.
Półtora godziny później byłam całkowicie gotowa, więc uznałam, że przejdę się do Ruby.
Zaskoczyła mnie, gdy spotkałyśmy się pośrodku drogi.
- Wilson – krzyknęła i przytuliła mnie na dzień dobry.
- Collins, co ty tu robisz?
- Mogłabym zapytać cię o to samo.
Uśmiechnęłyśmy się, a potem Ruby szarpnęła mnie za ramię i poprowadziła na chodnik.
- Wiesz fajnie, że się spotkałyśmy, ale potrącona przez samochód nie chcę być.
Zaczęłyśmy iść w stronę szkoły. Trwała niezręczna cisza. Uznałam, że między nami tak nie może być.
- Ruby, wiem, że nie podoba ci się moja znajomość z Willem.
- Co ty nie powiesz – przerwała mi.
- Dlaczego? – spytałam.
Chwile się zastanawiała i związała sobie włosy w kucyk.
- Nie wiem. Jest w nim coś dziwnego.
- Mówisz o Alexie.
Popatrzyła na mnie swoimi piwnymi oczami, które podkreśliła czarnymi kreskami i ciemnymi cieniami do powiek. Znałam to spojrzenie, choć u mojej przyjaciółki nie pojawiało się za często. Przez ten wzrok mówiła, że zdaje sobie z tego sprawę, ale nie chce o tym mówić. Dziwne, bo Ruby była bardzo szczerą i otwartą osobą.
- Charlie, Alex i Will są bliźniakami…
- Ale są zupełnie inni – podniosłam głos. – Czy ty kiedykolwiek rozmawiałaś z Willem?
- Nie lubiłaś go! – krzyknęła.
- Ale wczoraj spędziliśmy naprawdę wspaniały dzień…
- Co?! Spotkaliście się wczoraj po szkole? Jesteś strasznie naiwna. Will nie jest chłopakiem dla ciebie.
Zatrzymałyśmy się przed domem Connora.
- Nie masz prawa mnie oceniać – szepnęłam.
Nie patrzyłam na nią, tylko w okno. Nie miałam ochoty na nią patrzeć, bo wiedziałam jak ona by na mnie patrzyła. Tak, żeby wywołać u mnie poczucie winy. Cóż, udało jej się nawet bez osądzającego wzroku.
Stałyśmy i czekałyśmy na Connora nie odzywając się do siebie. Nienawidziłam tego. 
Przypomniałam sobie najgorszą kłótnie jaką miałyśmy z Ruby. To było tak dawno. Pokłóciłyśmy się o jakąś błahostkę. Chyba chodziło o to, że zamiast spotkać się z nią, spotkałam się z Colem, a teraz znowu kłóciłyśmy się o chłopaka. Ruby za Colem nie przepadała, tak samo jak za Willem i tak samo nie wiedziałam dlaczego. Czasem wpadała mi myśl do głowy, że Ruby sądziła, że zna się na ludziach lepiej niż inni i zakazując mi się z niektórymi zadawać sprawi, że moje życie będzie cudowne po tym jak moja mama zmarła.
Moje rozmyślania przerwał Connor, który pojawił się przede mną.
- Cudowny dzionek, dziewczynki – powiedział i wziął nas w grupowy uścisk. Szczegółem w tym wszystkim było to, że tylko on nas obejmował i niestety zauważył, że między mną a Ruby było niezręcznie.
- To chodźmy do szkoły.
I zaczął gadać o pogodzie, która była nawet ładna, o szkole, czyli jakie lekcje go czekały i jak strasznie mu się nie chcę, o spaniu, które uwielbia.
- Coś wiadomo o tym pożarze? – spytał jakby oczekiwał odpowiedzi od którejkolwiek. Postanowiłam się odezwać. Nie chciałam, żeby ten dzień został całkowicie zepsuty.
- Nie, nikt nic nie mówił. Poszłam rano biegać, a jak wracałam nie widziałam, żeby pani Tull i pani Duke plotkowały na werandzie.
Popatrzyli na mnie wielkimi oczami, a potem Connor parsknął śmiechem.
- Poszłaś biegać? Rano? Ty? Jeśli już chcesz nam wsadzić jakiś kit, kochana, to dopracuj go, żeby był bardziej wiarygodny.
Walnęłam go pięścią w ramię, a on udawał obrażonego.
- Nie kłamię. Nie mogłam spać.
- Więc uznałaś, że pobiegasz. To zupełnie normalne – powiedziała niespodziewanie Ruby, oczywiście sarkastycznie.
Na szczęście nie musiałam nic dodawać na usprawiedliwienie, bo dodarliśmy do szkoły. Niestety jeszcze trochę zostało do dzwonka, a wszystkie lekcje miałam z Ruby. Zwykle to uwielbiałam, ale nie wtedy.
Nagle Ruby oddzieliła się od nas i poszła w stronę.
- Dobra, o co chodzi? – spytał Connor.
- Ruby jest wkurzona, że byłam wczoraj z Willem. Nie rozumiem tego. Nie zna go, a ja myliłam się co do niego. Myślisz, że kto normalny zgodziłby się na prace u zupełnie nieznanej mu osoby, która zaczęła go wypytywać o jego życie przy pierwszym spotkaniu. Myślę, że nikt, ale on zdał sobie sprawę, że naprawdę mi zależy – przerwałam, żeby wziąć dłuższy oddech i położyłam się na trawniku. Connor zrobił to samo, a moja głowa spoczęła na jego ramieniu. – Postąpiłbyś tak jak on? Tak, dlatego, że jesteś najmilszą osobą jaką znam, a teraz pomyśl o kimś innym. O kimś kogo obchodzi tylko on sam. Postąpiłby tak? Wątpię.
 - Rozumiem, Charlie. Nie poznałem żadnego z nich, ale wierzę ci.  Jesteś moją przyjaciółką. Dla Ruby też. Ona po prostu potrzebuje trochę czasu. Do naszego miasteczka rzadko ktoś się przeprowadza. Ruby musi tylko to pojąć, że ktoś nowy jest w naszym środowisku.
Zaśmiałam się. Tłumaczenia Connora były bezbłędne, ale przy tym pełne humoru. Potem, jak skończyliśmy temat Ruby, rozmawialiśmy o różnych kształtach chmur i zastanawialiśmy się jakie dziwne wzorki można by było stworzyć na niebie samolotem.
- Cześć, Charlie – usłyszałam głos Willa nad sobą, więc szybko usiadłam.
- Hej. Poznałeś Connora? – zapytałam wskazując na mojego przyjaciela, który już wstał i podał Willowi rękę.
- Connor Bradshaw, miło mi.
- William Scott.
Wstałam z ziemi, spojrzałam na zegarek w telefonie i szybko się otrząsnęłam.
- Dobra, fajnie, że się już znacie, ale za pięć minut lekcję, a ja nie wyjęłam książek z szafki, więc was opuszczę.
- Odprowadzę cię na lekcje – dodał szybko Will i ruszył za mną.
- Wiesz, że zajęcia mamy po przeciwnych stronach szkoły.
- To drugi dzień. Chyba nic mi nie zrobią za spóźnienie – powiedział i puścił do mnie oko.
- Jak chcesz.
- To jak ci minął wczorajszy wieczór z tatą?
Wzruszyłam ramionami.
- Okazało się, że utknął w papierach, więc nic nie robiliśmy.
- Szkoda.
- A tobie, jak minął wieczór?
- Graliśmy z Alexem w kosza, a potem zobaczyliśmy ogień, więc pobiegliśmy zobaczyć co się stało. Wiesz już coś o tym?
- Wiem tylko, że nikomu nic się nie stało.
- Całe szczęście.
Zatrzymałam się przy szafce i zaczęłam szukać książek do historii. Will oparł się o szafki obok.
- O której dzisiaj kończysz? – spytał.
- Jeszcze nie ustalili kiedy będzie dziennikarstwo, więc koło drugiej. Lubię tak wcześnie kończyć. A jest powód dla którego się pytasz?
- Bo wiesz, okazało się, że mam straszne zaległości z angielskiego. Moja stara szkoła jest na niższym poziomie niż ta, więc przydałaby mi się pomoc. Od razu pomyślałem o tobie. Dowiedziałem się, że masz dodatkowe semestry i jeszcze to dziennikarstwo. Wiem, że pewnie masz mało czasu, więc nie będę się narzucał jak nie możesz.
Popatrzyłam chwile na niego.
- Tylko ty? – spytałam.
- Słucham? – odpowiedział pytaniem.
- Czy tylko ty masz zaległości?
Uśmiechnął się, bo wiedział, że nie zgodziłabym się mu pomóc jakby dołączyli do nas Alex i Brooklyn.
- Tylko ja. Oni już zaliczyli wszystkie semestry, a ja wole matematykę.
Skrzywiłam się, gdy to usłyszałam.
- Może moglibyśmy oboje sobie pomóc. Moja nauczycielka zostawała specjalnie dla mnie po lekcjach, żebym cokolwiek chwyciła z algebry, ale niestety nic do mnie nie trafiło i musze dalej się męczyć i zaliczyć.
- Chętnie ci pomogę – powiedział i uśmiechnął się, pokazując dołeczki w policzkach. – Dzisiaj po lekcjach?
- To jesteśmy umówieni – mrugnęłam do niego i zamknęłam szafkę.
W tym samym momencie zadzwonił dzwonek. Ruszyliśmy w stronę sali, w której miałam pierwszą lekcję, a Will wziął ode mnie książki.
- Kończymy razem, więc możemy potem skoczyć do mnie.
- Mi tam pasuję. Wszystko zależy od ciebie.
- No to zróbmy tak. Pojedziemy do mnie. Zrobię obiad i o piątej pójdziemy do warsztatu. Co ty na to?
- Będzie chyba okej. Jak masz zamiar mi gotować to ja jestem za.
Zaśmiałam się.
- Miałam zamiar dać obiad Howardowi, ale pewnie znajdą się dla ciebie jakieś resztki.
- Dzięki – powiedział jak już byliśmy na miejscu. Oddał mi książki i pocałował w policzek.
Weszłam do sali i zobaczyłam, że oczy moich przyjaciół są wpatrzone we mnie.
Usiadłam obok Connora.
- Co tam? – spytałam, żeby oderwać jego myśli od Willa i mnie.
- Kochanie, pamiętam, że mówiłaś, że między tobą a Willem nic nie ma, ale otwórz oczy. Tylko ty tego nie widzisz.
- Sądzisz, że coś między nami jest?
- Tak – odpowiedział bez większych rozmyślań.
- Śmieszny jesteś – uśmiechnęłam się.

Jakoś szybko zleciał mi czas do lunchu, ale byłam strasznie głodna, więc cieszyłam się. Gdy weszłam do kafeterii razem z Ruby i Connorem zobaczyłam Willa, który poklepywał krzesło obok siebie, co miało znaczyć, żebym tam usiadła. Niestety przy tym samym stole siedzieli Alex i Brooklyn.
- Nie ma mowy – powiedziała Ruby, gdy go zobaczyła.
- Ostatnia klasa, zmiana miejsca nam się przyda
Byłam wdzięczna Connorowi, że to powiedział. Nie, może wdzięczna to nie jest to słowo jakiego bym użyła. Byłam szczęśliwa, że to powiedział.
Usiedliśmy, więc razem z Willem.
- Cześć – uśmiechnął się do mnie.
- Hej.
- Witamy – powiedział Alex i przerzucił ramie przez oparcie krzesła Brooklyn. – Co was, słoneczka, tu sprowadza?
- Alex – pogroził Will
- No co, braciszku? Grzecznie się spytałem.
Brooklyn zachichotała pod nosem. Dopiero wtedy zwróciłam na nią uwagę. Miała na sobie krótkie spodenki, które podkreślały jej długie nogi i czerwony top, spod którego było widać jej idealnie płaski brzuch. Gdybyśmy nie byli w szkole pewnie bym zazdrościła jej takiego ciała, ale byliśmy. Nie zrobiła dobrego pierwszego wrażenia na nauczycielach.
- Oj, Will, nie wiem o co ci chodzi. To tylko niewinne pytanie – powiedziała cała rozweselona Brooklyn
- Pytania Alexa nigdy nie są niewinne.
Czułam się jakbym była piątym kołem u wozu, moi przyjaciele pewnie też. Rodzinka Scottów mierzyła siebie wzrokiem jakby mieli się zaraz pozabijać, a między nimi była niewidzialna błyskająca błyskawica.
Zaczęli się kłócić o zachowanie Alexa, a ja tylko patrzyłam jak wszyscy reagują. Will i Alex mówili do siebie z podniesionym głosem, a Brooklyn co jakiś czas dorzucała swoje trzy grosze. Ruby bawiła się plastikowym widelcem, którym nawet nie tknęła swojego jedzenia, a Connor jak zwykle, miał wzrok wczepiony w ekran telefonu i wysyłał wiadomości do kolegów z drużyny, bo nie wiedział o której mają trening.
Zdałam sobie sprawę, że zupełnie zapomniałam o głodzie, ale musiałam coś zjeść przed następnymi lekcjami, więc wyjęłam z torby plastikowe pudełko, w którym miałam spaghetti, które zrobiłam wczoraj  i butelkę z sokiem pomarańczowym.
Zajęłam się jedzeniem, ale krótką chwile potem zabrzęczał mi telefon w przedniej kieszeni spodni. Wyjęłam go i spojrzałam na ekran. Wiadomość od nieznanego numeru.
„Nie ufaj im”
Kto mi mógł to wysłać?
„Przepraszam, ale nie mam zapisanego numeru. Kto pisze?” – odpisałam nieznajomemu i czekałam na odpowiedz.
Ktoś złapał mnie za ramię.
- Wszystko okej? – spytał Will.
Nie zdałam sobie sprawy, że przestali się spierać.
Włożyłam telefon z powrotem do kieszeni i wróciłam do jedzenia.
- Tak – powiedziałam ze sztucznym uśmiechem na twarzy.
Will spojrzał na mnie jakby wiedział, że kłamię i o tym, że nie chcę o tym rozmawiać, więc odpuścił i odwzajemnił uśmiech.
- Will, jakie masz plany na popołudnie? – wtrąciła Brooklyn
- A czemu pytasz?
- Potrzebuję, żeby ktoś mnie zabrał na zakupy do Atlanty.
- To nie mogę ci pomóc – oznajmij Will z takim uśmieszkiem, że chciało mi się śmiać. Jakby ta odmowa sprawiła mu przyjemność.
- Czemu? – dociekała.
Ale ona mnie drażniła. Żując gumę do żucia była jeszcze bardziej denerwująca. I jeszcze to jej idealne ciało. Aż chciało się ją zabić.
- Bo jestem umówiony.
Widziałam, że pod stołem Will ma zaciśnięte pięści. Nie lubił swojej kuzynki.
- Z kim?
- Brooklyn, to jest jakieś przesłuchanie?
- Po prostu nie lubię niezręcznej ciszy – uśmiechnęła się, ukazując śnieżnobiałe zęby.
- I trzeba jej przyznać, że wybrała naprawdę ciekawy temat – dodał Alex, który ledwie powstrzymywał się od śmiechu.
- Zgadzam się – powiedziała … Ruby. – Will, z kim się dzisiaj spotykasz?
Alex zszokowany spojrzał na nią i od razu pojawiły się iskierki w jego oczach. Nie wiedziałam czy to dlatego, że Ruby mu się podobała, czy może chodziło o temat rozmowy.
- Ze mną – odpowiedziałam z podniesioną głową.
Jak to powiedziałam przy stoliku zrobiło się cicho, a wszystkie spojrzenia były zwrócona na mnie. Nawet Connor oderwał się od telefonu.
- Kiedy ślub? – głos Alexa przerwał ciszę.

- Za pół roku. Nie jesteś zaproszony – powiedziałam, zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z kafeterii.