Rozdział 7
Nie wiem
dlaczego, ale kobieta wydawała mi się bardzo znajoma. Była ubrana w długą
czarną spódnice i czarny podkoszulek.
- Nic się nie
stało – powiedziałam to z niepewnością.
Cieszyłam
się, że Will był cały czas za mną.
Kobieta nagle
się uśmiechnęła.
- Wyrosłaś -
szepnęła
- Słucham? –
byłam zdezorientowana. – Znamy się?
- Powinnam
już iść.
Złapałam ją
za ramie, ale od razu puściłam. Co ja sobie myślałam.
I zniknęła za
drzwiami. Jakąś chwilę patrzyłam się za nią, ale Will dotknął mojego ramienia i
zmusił do oderwania wzroku od wyjścia.
- Wszystko
okej? – zapytał łagodnie.
Odwróciłam
się i przybrałam sztuczny uśmiech na twarzy.
- Jasne.
Chodźmy – złapałam go za rękę.
- Znasz tą
kobietę?
- Raczej nie.
Zatrzymał się
przy biurze Howarda i upewnił się czy nikogo tam nie ma, a potem pchnął mnie
delikatnie do środka i zamknął drzwi.
- Nie jest
okej, prawda? - Potrząsnęłam lekko głową – Kim ona jest?
- Nie mam
pojęcia, ale wczoraj podsłuchałam jej rozmowę z Howardem. Krzyczał. On nigdy
nie krzyczy. – Oparłam się o zamknięte drzwi i delikatnie się po nich zsunęłam
na podłogę. Objęłam rękoma nogi i ukryłam twarz.
Will kucnął i
złapał mnie za kolana
- Spójrz na
mnie – chwile minęło zanim uniosłam głowę – Dowiemy się kim jest ta kobieta,
okej?
Pokiwałam
głową, a on uniósł mój podbródek i delikatnie pocałował. Uśmiechnęłam się.
Will wstał i
podał mi rękę, żeby mi pomóc.
- Czas się
brać do pracy – powiedziałam nagle promieniując.
- Naprawdę
lubisz grzebać w samochodach.
Lubiłam, ale
chętnie zostawiłabym samochody dla jakiegoś pocałunku. Bardzo chciałam, żeby
umiał czytać mi w myślach. I wtedy wydarzyło się coś dziwnego. Zbierając się do
wyjścia nagle wrócił, przyciągnął do siebie i mocno pocałował. Byłam mile
zaskoczona. Co tam praca. Mogłabym tak godzinami. Cóż, wszystko co wspaniałe
kiedyś się kończy.
- Jakbyś
czytał mi w myślach.
Jego twarz
była tak blisko mojej szyi, że poczułam jego ciepły oddech, gdy zachichotał.
Mogłam rozpłynąć się w jego objęciach.
Przejechał
nosem po moim obojczyku.
- Chciałbym –
poczułam, że się spina. Wydało się to dla mnie dziwne, ale postanowiłam wziąć
to w niepamięć.
Poszedł się
przebrać. Niech to szlag. Nie wiedziałam gdzie jest mój kombinezon. Zaczęłam
grzebać po szafkach. Jeju, Howard mnie zabije. Powinnam się ogarnąć. Dlaczego
zorganizowania nie odziedziczyłam po nim? Znalazłam! Szybko zamknęłam drzwi z nadzieją,
że nikt nie wejdzie. Założyłam kombinezon i dołączyłam do Willa. Był ubrany w
szary kombinezon, taki sam jak mieli Howard i Dennis, tylko że ze swoim
wyszytym imieniem.
Zaczęłam się
zastanawiać jak udało się Howardowi załatwić dla niego ten kombinezon w tak
krótkim czasie. Cóż, to Howard. On zawsze robi wszystko jak najszybciej się da.
To zdecydowanie jego mocna strona.
Will obrócił
się na jednej nodze, co było niesamowicie urocze, więc się zaśmiałam.
- I jak? Może
być?
- Oczywiście
– odpowiedziałam i cmoknęłam go w policzek.
Mój
kombinezon był troszeczkę inny. Granatowy, z paskiem na wysokości talii. Mogłam
go nosić jako normalne ubranie, gdyby nie wstrętna plama od smaru na lewym
kolanie. Zrobiłam ją jakiś rok wcześniej, jak nie zdałam sobie sprawy, że nie
powinno się klękać w wielkiej kałuży smaru.
Związałam
włosy w warkocza i wyszłam napawać się przyjemnością naprawiania zepsutych
silników.
Will przez
chwile trzymał mnie w ramionach, co byłoby wspaniałe gdybym nie myślała o tych
wszystkich zepsutych samochodach.
Nagle
usłyszałam jak ktoś woła moje imię, a następnie w drzwiach stanęła Ruby.
Oderwałam się niechętnie od Willa.
- Wilson! Tak
myślałam, że tu będziesz. Mogę się też domyślić, że nie słyszałaś ciekawych
wieści.
Zmarszczyłam
brwi.
- To znaczy?
- Był kolejny
pożar.
Wstrzymałam
oddech. To nie mógł być przypadek. Od dawna nie mieliśmy w Grace żadnego
pożaru, aż tu nagle dwa w dwa dni.
Ruby podeszła
bliżej mnie i dopiero wtedy zauważyłam Alexa opartego o framugę drzwi.
- Alex, mogę
cię na słówko?- zapytał roztargniony Will
Alex tylko kiwnął
głową i obaj wyszli na dwór.
Moje
spojrzenie padło na Ruby, a ona przyglądała mi się z uśmiechem.
- Już od
dawna nie majsterkowałaś przy samochodach. Co się stało?
Wzruszyłam
ramionami.
- Pierwsze
dni szkoły, mało zadane do domu, więcej czasu. Myślę, że dlatego.
- W wakacje
też miałaś dużo wolnego czasu.
- Ale nie
było tak wspaniałego towarzystwa – dodałam uśmiechnięta.
- Mam
nadzieję, że wam się uda.
- Cóż,
zobaczymy. Na razie się poznajemy – przeanalizowałam co powiedziała i…- czekaj
przecież nie lubisz Willa.
- Pff, nie
przesadzajmy, że nie lubię. Muszę go poznać.
Zaśmiałyśmy
się.
- W ogóle,
przyszłaś z Alexem?
Przypomniałam
sobie o nim i coś mi nie grało. Ruby i Alex. Razem w warsztacie. Czemu?
- Niee,
spotkaliśmy się przed wejściem.
Kiedy
kłamała, zawsze przeciągała słowa. Skłamała. Nachodzi to samo pytanie. Czemu?
Nie miałam
szansy spytać, bo dołączyli do nad bliźniacy.
- No gołąbeczki,
widzę, że szybko się zintegrowaliście – rzucił Alex, gdy Will podszedł do mnie
i objął mnie w talii.
- Też mógłbyś
się z kimś zintegrować – mówiąc to Will spojrzał na Ruby, na co ona zrobiła
urażoną minę.
- Nie lubię integrować
się z dupkami.
Alex pochylił
się nad jej uchem i szepnął na tyle głośno, że mogłam to usłyszeć.
- Jak
zmienisz zdanie, daj znać.
I wyszedł.
- Co za
palant! – wrzasnęła Ruby na cały regulator. – Powiedz mi, jak to się stało, że
jesteście braćmi?
Will się
zaśmiał.
- Chciałbym
wiedzieć.
To było
ciekawe pytanie. Czemu rodzeństwo najczęściej jest swoim przeciwieństwem. Przykładem
jest rodzeństwo Collins. Jedynie, co ich łączy to szczerość. Co jest plusem,
choć czasem i powodem kłótni.
Ruby
zauważyła, że zaczęłam się zastanawiać.
- Co jest,
Wilson?
- Nic –
uśmiechnęłam się. – Myślałam nad tym, czemu rodzeństwo najczęściej nie jest do
siebie podobne.
- Sugerujesz
coś? – Oczywiście, miałam na myśli to, że Alex i Will nie są podobni do siebie,
więc nie powinna oceniać jednego bliźniaka po zachowaniu drugiego.
- Nie. –
Sztucznie się uśmiechnęłam. Dlaczego jak ona kłamie, ja nie mogę? Nagle sobie
przypomniałam. – Ruby, gdzie doszło do pożaru?
- W barze.
Przechodziłam obok i zobaczyłam dym. Nic wielkiego na szczęście się nie stało.
Gaadałam z Robem i nikogo oprócz niego nie byłoo.
- No dobra. –
Will chyba czuł, że coś jest nie tak, bo mocniej mnie objął. Nie ma to jak
chłopak, który niby cię nie zna, ale zawsze robi to, co trzeba, jakby czytał ci
w myślał.
Nagle się
spiął. Rozglądnęłam się, czy może nic nie zobaczył, ale w warsztacie byliśmy
tylko my i Ruby.
- Wszystko
ok? – spytałam, a on automatycznie odpowiedział tak. Co było przedziwne. W
sumie wszystko tego dnia było przedziwne.
Ruby się
otrząsnęła.
- Dobra,
pracujcie, czy no róbcie, co robiliście albo co planowaliście robić, a ja
spadam – cmoknęła mnie w policzek. – Pogadamy później.
I już jej nie
było.
- No, więc…
- Charlie,
możemy pogadać – przerwał mi Will. Już mnie nie obejmował, tylko stał naprzeciw
mnie bardzo spięty.
- Jasne –
uśmiechnęłam się niepewnie.
Rozglądnęłam
się. W tym warsztacie nie dało się nigdzie usiąść. Należy to zapamiętać. Kupić
krzesła do warsztatu. Tylko, że jakieś byle jakie, żeby nie było ich szkoda jak
się pobrudzą.
Wzięłam Willa
za rękę i poprowadziłam do biura. W końcu jeszcze nie zaczęliśmy pracować, więc
nie zdążyliśmy się ubrudzić. Można było bez obawy pobrudzenia czegokolwiek
usiąść.
- Jesteśmy
sami? – spytał, gdy jego głowa jeszcze wyglądała za drzwi.
- Will,
przerażasz mnie. Coś jest nie tak?
Zamknął
drzwi. Przez parę sekund patrzył na mnie, więc spuściłam wzrok. Próbowałam się
skupić na szare linoleum, ale niepokoił mnie. Nie wiedziałam, czy mam się bać,
czy być wręcz zaciekawiona. Może dawno mnie już nie powinno tam być.
- Charlie,
proszę, usiądź.
W
pomieszczeniu było słychać nasze oddechy. Oboje byliśmy podenerwowani. Tą scenę
można by umieścić w najbardziej niezręcznych a jednocześnie przytłaczających i
w sumie budujących napięcie. Jak już na niego spojrzałam, trochę się uspokoił,
ale wciąż beznadziejna sytuacja.
- Chyba
zapamiętam, że jak zwracasz się do mnie po imieniu, to jest to poważna sytuacja
– szepnęłam, ale mnie usłyszał, bo zobaczyłam, że jeden kącik jego ust się
podnosi. – Nie będę siadać, Will, jestem dużą dziewczynką, po prostu mi to
powiedz.
Jego uśmiech
się powiększył.
- Jakby to
było takie proste. – Zamiast mnie, usiadł on i schował twarz w dłonie.
- Will,
powiedz mi o co chodzi. Nie wiesz jak mnie straszysz.
Jęknął.
- Właśnie
wiem, Charlie, i to jest najgorsze.
Chciałam do
niego podejść, przytulić się do niego, ale moje nogi odmówiły posłuszeństwa. To
wszystko było bezsensowne.
- No mów, to
nie może być takie złe.
- Sęk w tym,
że mi nie uwierzysz.
Zbliżyłam się
o jeden mały kroczek.
- Jak mi nie
powiesz, to się tego nie dowiesz.
Uniósł głowę
i spojrzał mi głęboko w oczy. Dobra, moje zmieszanie trochę zmalało. W ogóle
topniałam pod jego spojrzeniem. Granat. Czemu on tak na mnie działał.
- Jestem
półdemonem – powiedział, a moje oczy stały się wielkie.
Parsknęłam
niechcący.
- Czym jesteś?
– Chciałam brzmieć choć trochę poważnie, ale nie mogłam. Jak dobrze słyszałam,
mój chłopak właśnie powiedział, że jest półdemonem. Co to w ogóle miało
znaczyć?
- Dobrze
słyszałaś. Jestem półdemonem. Synem demona i człowieka.
- I co?
Ziejesz ogniem czy po prostu zsyłasz ludzi do piekła?
- Żartujesz
sobie ze mnie. Wiedziałem.
Zrobiło mi
się głupio.
-
Przepraszam, ale no jak mogłabym w takie coś uwierzyć. Zaraz powiesz mi, że na
świecie istnieje dużo różnych dziwnych stworów jak wampiry czy wilkołaki. –
utworzył usta jakby chciał to skomentować, ale rozmyślił się, więc mówiłam
dalej. – Will, nie rób sobie ze mnie takich żartów, bo to nawet śmieszne nie
jest.
-
Przynajmniej tyle.
-
Przynajmniej tyle? Nie jest śmieszne, jest idiotyczne. Jak możesz być przy tym
tak poważny.
Byłam
zirytowana. Mówiłam podniesionym głosem, a moje ręce gestykulowały tak
chaotycznie, że sama nie nadążałam. Półdemon?
- Nie zieję
ogniem, a tym bardziej nie zsyłam ludzi do piekła. Jestem telepatą, czytam w
myślach.
Chwila, co?
Wiedziałam, że często zdarza mu się zrobić coś o czym pomyślę, ale to zbieg
okoliczności. Prawda?
- Udowodnij.
Dobra, Charlie, myśl o słoniach. Tak! Słonie
są fajne. O czym masz nie myśleć? O tym, że jesteś dziewicą. Tak, idiotko. Myśl
o tym, o czym masz nie myśleć. Jeju, czemu on się tak patrzy. Te jego oczy.
Niech go szlag. O czym miałaś myśleć? Słonie! Będę literować. S-Ł-O-N-I-E
S-Ł-O-N-I-E.
Zaśmiał się,
trochę nieśmiało, ale jednak.
- Słonie.
S-Ł-O-N-I-E.
Wstrzymałam
oddech. Przecież nie mógł tego wiedzieć. Nie, nie, nie. To nie może być prawda.
Odsunęłam się. On powoli wstał i się zbliżał, a ja automatycznie się oddalałam.
Nie chciałam tego. Może chciałam? Ciekawe jakby Ruby się zachowała w takiej
sytuacji. Na pewno nie uciekłaby. A ja bardzo chciałam.
- Charlie,
nie bój się i proszę cię, nie płacz.
Płakałam?
Nawet nie zdałam sobie sprawy, że stróżka łez spływała po moim policzku. Will
chciał ją zetrzeć ale szybko uciekłam w pusty kąt, co było głupim posunięciem z
mojej strony.
- Nie dotykaj
mnie.
Wiedziałam,
że poczuje się tym dotknięty, ale co miałam poradzić. Nic o nim nie wiedziałam.
Powiedział mi o czytaniu w myślach, ale nie mogłam być pewna, że to jedyna jego
umiejętność.
- Wiesz, że
powiedziałem ci to, bo zależy mi na tobie i nie chce rozpoczynać związku od
kłamstw. Jakbym ci nie ufał, nie powiedziałbym ci tego. I dobrze wiesz, że nie
musisz się mnie bać. Cholera, jestem Willem, którego znasz. Bo znasz mnie,
Charlie. Nie wątp w to. Znamy się krótko, ale znasz mnie. – Głos mu się łamał.
Czułam, że mu zależy na mnie. Mi zależało na nim i wiedziałam to wszystko, o
czym mówi. – Możesz mnie znienawidzić, nie odzywać się do mnie nigdy więcej,
ale nie bój się mnie.
Nie jestem potworem – usłyszałam w
swojej głowie. Czy to on? Pewnie tak. Nie jest potworem. Jest wspaniały. Co ja
wyprawiam. Przecież nie zmieni się.
Objęłam go za
szyje. W pierwszej chwili był zaskoczony, ale później też mnie objął.
- Przepraszam
– szepnęłam.
- Nie, Charlie.
Nie masz za co przepraszać.
- Nie uważam,
że jesteś potworem. Nie chciałam tak zareagować. Po prostu nie spodziewałam się
tego.
- Czyli masz
zamiar ze mną rozmawiać jeszcze?
Zachichotałam.
Jak ja lubiłam to, że umie mnie rozluźnić.
-
Zdecydowanie, tak – cmoknęłam go w policzek. – Will?
- Hm? –
odsunął mnie od siebie na tyle, aby mógł na mnie spojrzeć, ale nadal trzymał
mnie za rękę.
- Skoro ty
jesteś półdemonem, to Alex również. On też czyta w myślach?
Will skrzywił
się.
- To jest
bardziej skomplikowane.
Uśmiechnęłam
się.
- Serio?
Jeszcze bardziej skomplikowane? A myślałam, że się nie da.
- Jednak się
da. Alex włada ogniem.
Odsunęłam się
gwałtownie.
- Ogniem?
Proszę, powiedz mi, że nie ma nic wspólnego z tymi pożarami.
- To jak nie
chcesz, żebym ci mówił to zmieńmy temat.
- Czyli to
jego wina? Will, a jakby komuś się coś stało?
Złapał mnie
za ramiona.
- Skarbie,
wiem, ze to dużo to ogarnięcia, ale nie panikuj, proszę cię. Nikomu nic się nie
stało, a poza tym, on to robi nieświadomie.
Zmarszczyłam
czoło.
- Jak
nieświadomie?
- Wścieka
się. Buf. Jego moc się powiększa. Kiedyś było tak, że ogień można było szybko
ugasić. Bez zamieszania. Teraz jest gorzej.
- I to ma go
tłumaczyć? – krzyknęłam.
- Nie,
oczywiście, że nie, ale uwierz, że dla nas obu to trudne…
Dźwięk
pukania do drzwi przeszył biuro.
- Charlie!
To nie był
głos Howarda. Ani Connora. Ani Dennisa. Tylko ich mogłam się spodziewać. Will
mnie przepuścił, żebym mogła odtworzyć drzwi.
Przede mną
stał trochę niższy niż Will chłopak o szmaragdowych oczach. Bardzo znajomych
szmaragdowych oczach.
- Cole?
- Tęskniłaś?
– spytał, a moja pięść mocno uderzyła w jego twarz. Spojrzał na mnie szokowany.
– Też miło cię widzieć.
- Tęskniłaś?
Co to ma znaczyć? Nie było cię cztery lata, zjawiasz się ni stąd ni zowąd i
tylko tyle masz mi do powiedzenia?
- C,
przestań…
- Nie masz
prawa mówić na mnie C odkąd mnie zostawiłeś!
Mówiąc to
wszystko popychałam go. Cóż, popychałam to za dużo powiedziane. Cole bardzo
podrósł i nie mówię tu tylko o wzroście, ale również o klacie, więc moje ręce,
które uderzały o niego nawet go nie ruszyły. Pewnie nawet tego nie czuł.
Byłam
zdezorientowana tą sytuacją z Willem i jeszcze to. Łzy nie chciały przestać
lecieć. Wspaniały dzień…
Zamknęłam
oczy i odwróciłam się, wpadając przy tym w ramiona Willa.
- Jak widzę,
nie brakowało ci mnie.
- Nie mów tak
do niej – wstawił się za mną Will.
- Jest dużą
dziewczynką, umie się sama bronić.
Will chciał
już coś odpowiedzieć, ale mu przeszkodziłam.
- Masz racje
w sprawie tego, że umiem się sama bronić, ale nie wiesz jak mi cię brakowało.
Byłeś moim najlepszym przyjacielem. Wiem, że było ci trudno po stracie rodziców
i babci, ale byłam przy tobie, a potem mnie zostawiłeś. Chodź, pójdziemy do
Ruby, opowie ci jak to mi cię „nie brakowało”. A Connor? Byłeś jego jedynym
przyjacielem, z którym mógł pogadać o męskich sprawach. Wiesz jak jemu było
trudno? I teraz masz zamiar do niego pójść i zapytać się go czy tęsknił? –
Wzięłam głęboki oddech. Chciałam się uspokoić. – Jak chcesz wiedzieć jestem
szczęśliwa. Mam dobre oceny, niesamowitego tatę, idiotycznie nadopiekuńczych
przyjaciół i nieziemskiego chłopaka, więc poradziłam sobie bez ciebie. –
przepchnęłam się obok niego. – A teraz przepraszam, ale mam zamiar naprawić
tamten samochód.
Podeszłam do
bagażnika i wtedy Cole złapał mnie za ramie i szepnął do ucha:
- Wpadnę
dzisiaj wieczorem do ciebie. Musimy porozmawiać.
Tylko tyle
zdążył powiedzieć, bo Will prawie od razu pociągnął go do tyłu i kazał mu
spadać. Cole posłuchał.
Nagle spod
samochodu pojawił się Howard. Był cały umazany smarem. To znak, że jednak nie
naprawiłabym tego samochodu. Cięższa sprawa.
- Czy to był
Cole Mercer?
- Tak. Dziwne,
prawda?
- Wszystko
ok? – spytał zatroskany Will i złapał mnie za rękę. Przyglądał mi się bardzo
uważnie.
- Nie wiem.
Chyba nie jestem wstanie ci dzisiaj pomóc. Przebiorę się i pójdę do domu. –
Chciałam wyrwać rękę z jego uścisku, ale mi nie pozwolił.
- Charlie…
- Will, ja po
prostu…– Co? Po prostu co, Charlie? Co chcesz mu powiedzieć? Mogłeś mi nie
mówić? Fajnie, że mi powiedziałeś, ale przeraża mnie to? I jeszcze Cole. – …
nie wiem jak się zachować. W sumie, nie wiem w ogóle jak to ogarnąć, jak poukładać
sobie wszystko w głowie. Za dużo tego na
raz. Ta kobieta, ty i Cole. Muszę się trochę uspokoić i przemyśleć wszystko.
Wyrwałam się
mu i pobiegłam się przebrać, ale zamiast zmieniać ubrania po prostu siedziałam i
płakałam w kompletnej ciszy przez jakieś dwadzieścia minut. Ogarnianie
sytuacji:
1)
Jakaś dziwna kobieta przychodzi do mojego taty i
prowadzą dziwne rozmowy, a tata dziwnie się zachowuje;
2)
Ktoś pisze do mnie dziwne wiadomości, przez
które miałam atak paniki (ale w sumie to można uznać za dobre wydarzenie w tym
wszystkim, w końcu skończyło się to związkiem z Willem);
3)
Właśnie…Will…półdemon? I jeszcze czyta mi w
myślach. Super sprawa, ale normalne to nie jest;
4)
Alex wywołuje pożary;
5)
Ruby okłamuje mnie;
6)
A w dodatku pojawił się Cole;
Rozległo się
pukanie do drzwi.
- Charlie,
wszystko ok? Howard do mnie zadzwonił. Co się stało?
Connor!
Szybko wytarłam łzy rękawem i otworzyłam drzwi. Rzuciłam mu się na szyje, a on
z zaskoczenia się zachwiał, ale po chwili mnie objął i zaczął gładzić moje
włosy.
- Ciii, co
się stało, kochana?
- Wszystko
jest beznadziejne! Wszystko!
- Ej, na
pewno nie jest tak źle. Proszę, usiądź, a jak się uspokoisz to mi wszystko
opowiesz.
Nie chciałam
go puszczać ale zrobiłam to o co prosił. Wdech i wydech, Charlie. Wdech i
wydech.
- To od czego
mam zaczął? – zapytałam z lekką nutą rozweselenia w głosie. Jeju, jak dobrze, że mam Connora.
- Najlepiej
od początku.
No to
zaczęłam od tych wiadomości, potem ta kobieta, kłamstwa Ruby i Cole.
Oczywiście, że nie powiedziałam mu o Willu i Alexie. Will mi ufał. Ja ufałam
Connorowi, ale nie był gotowy na to by się tego dowiedzieć.
- Cole? Cole,
w sensie Cole Mercer? Ten Cole Mercer, z którym się przyjaźniliśmy, ale nas
olał?
- Jeden
jedyny.
- Kurde,
Charlie, to wszystko jest popieprzone.
- Mi to
mówisz?
- I
powiedział, że do ciebie wpadnie?
Westchnęłam i
przytaknęłam. Obawiałam się rozmowy z nim. Może zareagowałam za bardzo
natarczywie, ale w sumie jak inaczej miało to wyglądać?
Connor wstał
i wyciągnął do mnie rękę.
- No to
chodźmy się z nim zobaczyć.