Przez niektórych długo wyczekiwany...
Rozdział 4
- Will – powiedziałam
zaskoczona. – Co ty tu robisz ?
- Powiedziałaś, że mogę dzisiaj
wpaść obgadać te godziny. – Patrzył na mnie hipnotyzującym wzrokiem.
Stał taki wyluzowany jak zwykle,
a jedyna myśl jaka mi chodziła po głowie to kim była blondynka, z którą
siedział podczas lunchu. Może byłam zazdrosna. Nie przejmowałam się tym
odczuciem. Wiedziałam, że nic między nami się nie wydarzy.
- Jasne – ocknęłam się. Usiadłam
za biurkiem taty i odpaliłam komputer. – Siadaj – powiedziałam i wskazałam mu
krzesło przede mną.
Nigdy chyba nie wchodziłam na
ten komputer. Zdziwiłam się, gdy na tapecie zobaczyłam Howarda i mamę.
Wiedziałam, ze nie może się pozbierać po jej stracie, ale żeby aż tak. W jednym
folderze znalazłam zdjęcie z moich szesnastych urodzin. Właśnie zdmuchałam
świeczki, a Howard patrzył na mnie z duma na twarzy. Zmieniłam tapetę i
zabrałam się za szukanie godzin pracy Dennisa. Szybko spojrzałam na Willa i
zauważyłam, że cały czas się we mnie wpatruję. Moje policzki stały się lekko
czerwone.
Wróciłam oczami do ekranu. Po
jakiejś minucie znalazłam to czego szukałam.
- No to od której ci pasuję? –
zapytałam.
- Mogę pracować od piątej. Chcę
mieć jeszcze czas na odrobienie lekcji – powiedział, a mnie przeszedł dreszcz.
Zupełnie zmienił się jego ton głosu. Wcześniej, gdy mówił do mnie, chyba chciał
zgrywać niegrzecznego chłopca. Na tą myśl się uśmiechnęłam. A teraz był miły i
spokojny.
- Od piątej do dziewiątej?
Patrzę na jego reakcje. Odchyla
głowę i przeczesuje ręką włosy. Myśli krótką chwile.
- Dobrze.
- Wiesz, że możesz się jeszcze
wycofać – rzucam. Chciałam, żeby był przekonany swojej impulsywnej decyzji.
Zaśmiał się, a mi zatrzepotały
motyle w brzuchu. Uspokój się, Charlie
– nakazałam sobie
- Nie chcę się wycofać. Mówiłem
ci to wcześniej. Mogę zacząć jutro?
- Myślałam, że chciałeś poznać
miasto.
- E tam – machnął ręką. – Na to
będę miał dużo czasu jeszcze.
Uśmiechnęłam się do niego. Czemu
on jest teraz dla mnie taki miły? Nienawidziłam go za to. A może nienawidziłam
siebie za to jak na to reaguje.
- Jakie masz plany na
później? – spytał nagle.
- Nie mam żadnych –
odpowiedziałam szczerze.
Uśmiechnął się.
- To mam szczęście
Zabrzmiało to jak pytanie.
- Czyli chcesz się ze mną umówić
– zapytałam prosto z mostu.
- Nie chciałem pytać tak
otwarcie. – Pochylił się ku mnie i jego usta znalazły się centymetry od mojego
ucha. – Ale tak – szepnął.
Zachichotałam, a on się odsunął
i znowu normalnie usiadł na krześle.
- Więc? – zapytałam, a on
spojrzał na mnie jakby nie wiedział o co mi chodzi. Uśmiechnęłam się - Gdzie chcesz mnie zabrać?
- Zadziwiasz mnie, Charlie
Wilson. Rano mnie nienawidziłaś, a teraz masz zamiar iść ze mną na wycieczkę.
Jestem mile zaskoczony.
Sama nie wiedziałam dlaczego.
Sama się sobie dziwiłam, ale co mi tam.
- Lubię zaskakiwać ludzi –
powiedziałam tylko.
Will wstał, podszedł do mnie i
podał mi rękę.
- Idziemy?
Pożegnaliśmy się z Howardem i
Dennisem i od razu wyszliśmy z warsztatu.
Pogoda była ładna. W końcu był
wrzesień w Georgii. Może trochę mniej niż trzydzieści stopni. Poszliśmy w
stronę parku, który był zaraz obok.
- No to jaką wycieczkę miałeś na
myśli? – zapytałam po chwili.
- Możesz mnie oprowadzić po
okolicy – powiedział, a ja zdałam sobie sprawę, że nadal trzyma mnie za rękę.
Zaczerwieniłam się, ale nie
wyrwałam się mu. To było dziwne. Choć dziwniejsze było to co się stało potem.
Will pociągnął mnie za sobą tak, że wróciliśmy do punktu wyjścia, a potem z
kieszeni wyciągnął kluczyki do auta. Wypuścił moją rękę i otworzył mi
drzwiczki.
- Wskakuj – rzucił z uśmiechem.
Stanęłam jak wryta. Will
zaprosił mnie na przejażdżkę autem, o którym zawsze marzyłam. Nie mogłam się
opanować i opadła mi szczęka. Szybko ją zamknęłam i ruszyłam w stronę auta. Jak
mogłam odmówić?
Wsiadłam i od razu wciągnęłam
zapach nosem. Pachniało w nim jak powinno. Trochę Willem, trochę starością
samochodu. Wiem, że musiało to wyglądać przerażająco, ale musiałam to zrobić i nie
żałowałam.
Nie zauważyłam kiedy Will usiadł
za kierownicą.
- Podoba ci się? – zapytał.
Co za idiotyczne pytanie. Jakby
nie wiedział.
- Jest cudowny. Nie wiesz, ile
bym oddała za taki samochód.
Zaśmiał się Nie rozumiałam co w
tym było śmiesznego.
- Bawię cię?
- Ten samochód nie tylko ładnie
wygląda.
Nie wierzyłam, że on to
powiedział. Myślał, że byłam jakąś pustą laską, która chcę mu zaimponować. No to
dałam mu tego co chciał.
- Nie wątpię w to – powiedziałam
i owinęłam sobie lok wokół palca. – To opowiedz mi o twoim maleństwie.
Will spojrzał na mnie i coś mu
mignęło w oczach.
- Nie chcesz słuchać. Nudy, a
pewnie i tak nie zrozumiesz.
Jak śmiał! Że niby ja nie
wiedziałam nic o tym aucie!
-Ford Mustang z 1966 roku, silnik
V8 – zaczęłam recytować jak z podręcznika. –Trzysta dwadzieścia koni mechanicznych,
manualna skrzynia biegów i tylni napęd. – Zatkało go. – Jestem córką mechanika.
- Nie powinienem w ciebie
wątpić. Przepraszam – powiedział i skinął głową z uznaniem. – Umiesz zmienić
oponę?
- Jasne. Umiem również zmienić
olej, naprawić klimatyzacje, wymienić szybę, zrobić lekkie naprawy silnika i tym podobne.
- Zadziwiasz mnie, Charlie
Wilson. Może kiedyś pomożesz mi przy pracy?
- Zobaczymy – podsumowałam i
mrugnęłam do niego.
Patrzył na mnie z podziwem, a
potem przekręcił kluczyk, otworzył dach i ruszyliśmy.
Nie wiedziałam gdzie Will mnie
wiezie. Minęliśmy znak, który mówił, że wyjechaliśmy Grace Village i po prostu
jechaliśmy przed siebie. To była magiczna chwila.
- Gdzie jedziemy? – krzyknęłam.
- Nigdzie. Zaraz wracamy. Wiem,
że chciałaś się przejechać.
Uśmiechnęłam się. Zaczynałam go
lubić jeszcze bardziej.
Po jakiejś godzinie Will
podjechał pod dom… Cola. Przynajmniej kiedyś nim był. Myślałam, że jest
opuszczony. Will chciał mnie nastraszyć?
- Wejdziesz czy mam cię odwieźć
do domu?
Zaraz, zaraz, czy on tu…
- Mieszkasz tu?
- Tak. Czemy cię to tak dziwi?
Wyglądałam na zdziwioną? Nie
wiedziałam.
- Mój stary przyjaciel kiedyś tu
mieszkał. Myślałam, że dom jest opuszczony.
Tym razem on wyglądał na
zaskoczonego, ale także zaciekawionego.
- Alex i ja dostaliśmy go w
spadku po wuju. Nie wydaje mi się żeby miał syna. Jak się nazywa twój stary
przyjaciel?
Co go to tak zainteresowało?
Przecież to nie było ważne. Prawda?
- Mercer. Cole Mercer.
Wyprowadził się cztery lata temu.
- Mercer? To na pewno nie nazwisko
mojego wuja.
Zaniepokoił mnie ta
dociekliwością.
- Może wynajmował im to tylko –
powiedziałam i położyłam mu rękę na ramieniu. – To nie jest ważne. Czy twoje
zaproszenie jest nadal aktualne?
Spojrzał na mnie i się
uśmiechnął. Po czym wysiadł i otworzył mi drzwi.
- Jaki gentelman – powiedziałam.
Złapał mnie za rękę i pomógł mi
wysiąść , a potem pocałował mnie w dłoń.
- Dla ciebie, zawsze – szepnął
mi do ucha.
Dom od środka wyglądał jak
dawniej. Klimatyczne wnętrze, stare meble. Rodzice Cola zawsze lubili horrory,
więc uznali, że jak mają taki wielki, stary dom na wzgórzu, to czemu nie zrobić
z niego czegoś co dorównuje strasznym domom z filmów. Uśmiechnęłam się na to
wspomnienie.
Will pociągnął mnie w głąb domu,
aż do kuchni.
Pani Mercer uwielbiała swoją
kuchnie. To był jej świat. Lepiła najlepsze pierogi na Ziemi. A żeby jej się je
dobrze robiło, zaprojektowała wspaniałą kuchnie. Brązowe szafki wisiały na
każdej ścianie, a na środku stała lada, która była pomysłem pana Mercera. Nie
chciał mieć zwyczajnej kuchni. Za to chciał bar.
Usiadłam przy jednym stołku.
- Napijesz się czegoś? – głos
Willa oderwał mnie od wspominek.
- Masz sok pomarańczowy?
Nie odpowiedział tylko wyjął z
szafki dwie szklanki, karton soku i podał mi.
- Proszę – mrugnął do mnie i usiadł
obok.
- Czemu się przeprowadziliście?
– rzuciłam szybko, bo to pytanie od dwóch dni latało mi w głowie. -
Przepraszam, że pytam tak prosto z mostu. Po prostu jestem strasznie ciekawa, a
tak naprawdę dopiero teraz normalnie rozmawiamy.
- Normalne pytanie. Nie wiem od
czego zacząć. – Złapał mój stołek i obrócił tak, żebym siedziała z nim twarzą w
twarz. – Uczyliśmy się w szkole dla trudnej młodzieży. Alex coś przeskrobał i
wkopał nas obu. Po jakimś czasie pozwolili nam odejść, a my uznaliśmy, że chcemy
zacząć od nowa. Gdzie nikt nie zna naszej historii i nie będzie nas wytykał
palcami.
Nie wiedziałam jakiej odpowiedzi
się spodziewałam, ale zaskoczył mnie.
- A co Alex przeskrobał? –
Spytałam, ale od razu dodałam – Nie musisz mi mówić, jeśli nie chcesz.
- Chcę. Szczerze, nikomu o tym
nie mówiłem. Miałem wiele psychologów, którzy próbowali ze mnie to wyciągnąć,
ale nie umiałem. Nie chciałem. Nie wiedziałem jak.
- Nie musisz…
Nie udała mi się próba
przerwania mu.
- Ale chcę. – Złapałam go za
rękę, sama nie wiedziałam dlaczego. – Alex wywołał pożar w szkole, do której
wcześniej chodziliśmy. Nie chciał tego zrobić. Nie chciał zrobić komukolwiek
krzywdy. Pomagałem mu zgasić ogień, ale nie daliśmy rady. – Mówił coraz ciszej,
a jego palce mocno ściskały moje. - Rozprzestrzenił się zbyt szybko. Alex się
przyznał, a ja uznałem, że nie zostawię go samego, więc powiedziałem, że też
przy tym byłem. – Skończył, a potem zbliżył moją rękę do swojego policzka.
- Czemu mi to powiedziałeś? –
spytałam szeptem.
- Nie wiem.
Odbiło mi, ale wstałam i
przytuliłam się do niego. Po paru minutach do kuchni weszła tajemnicza
blondynka z kafeterii. Co ona tu do cholery robiła? Odsunęłam się od niego.
- Przepraszam. Chyba
przeszkodziłam w czymś.
- Ty zawsze wszystkim
przeszkadzasz – rzucił poirytowany Will
Dziewczyna podeszła do lodówki i
wyjęła jogurt.
- Will. Nie przedstawisz mnie
swojej dziewczynie?
Okej, na pewno nie była jego
dziewczyną. Czyli pewnie Alexa.
- Brook, to Charlie. Jest córką
mojego nowego szefa. Chodzimy razem na hiszpański. Charlie, to Brooklyn, moja
kuzynka.
Kuzynka?! Tego się nie
spodziewałam.
- Cześć – wyciągnęłam do niej
rękę, ale ona mnie okrążyła i wyszła.
- Miło mi – krzyknęła tylko.
- To było dziwne – powiedziałam
i usiadłam na stołku.
Will się zaśmiał.
- Brooklyn jest specyficzną
osobą. Nie każdy ją lubi.
- Nie dziwie się. –
powiedziałam, a po chwili zdałam sobie sprawę, że na głos. – Nie powinnam tego
mówić. To niegrzeczne.
- Nie było niegrzeczne, tylko
prawdziwe. Brooklyn potrafi być niezłą suką. Nie przejmuj się nią.
Nie pocieszył mnie. W ogóle.
Spojrzałam na zegarek, który
miałam na ręce. Siódma trzydzieści! Kolacja z Howardem. Zapomniałam.
- Will, przepraszam, ale musze
iść. Miałam zjeść kolacje z Howardem o siódmej.
Wstałam i ruszyłam ku drzwiom.
Will poszedł za mną.
- Podwiozę cię.
Wyszliśmy szybko, otworzył mi
drzwi (zawsze gentelman), a potem migiem wskoczył do auta i odpalił.
Po paru minutach byliśmy już
przed moim domem.
- Dzięki. – powiedziałam.
- Za co? – spytał zaciekawiony.
- Za miły dzień – powiedziałam i
pocałowałam go w policzek.
- Mi też było miło.
Za to on złapał mnie za rękę i w
nią pocałował.
Nie wiedziałam co jest między
nami. Czasem było niezręcznie, czasem słodko. Znałam go od trzech dni. Lubiłam
go od tego popołudnia, ale coś w nim było, że przyciągał mnie do siebie jak
magnes.
Gdy wychodziłam z samochodu,
zatrzymał mnie jego głos.
- Przyjdę jutro do pracy.
Uśmiechnęłam się.
- Super. To do jutra.
- Słodkich snów.
Wyszłam, a on pojechał. Chwile
stałam na podjeździe patrząc, jak wjeżdża na górę. Wmawiałam sobie, że
patrzyłam na samochód, ale coraz bardziej w to wątpiłam.
- Przepraszam – krzyknęłam od
razu jak przekroczyłam próg. Odpowiedziała mi cisza.
Nie lubiłam być sama w domu. Za
dużo horrorów się naoglądałam, ale uwielbiałam spędzać czas z Howardem. W końcu był moim tatą. Zastanawiałam się, gdzie
mógł się podziać, choć nie długo, bo od razu pobiegłam do swojego pokoju.
Wszyscy mi się dziwili, że
zawsze miałam porządek w moim pokoju. Po prostu taka byłam. Poukładana. Uwielbiałam
mieć wszystko na miejscu, ale chyba najbardziej lubiłam, gdy wchodziłam do
pokoju, a mój wzrok przyciągały regały pełne książek, a nie sterta ubrań na
podłodze. To wyglądało tak ładnie.
Chwile odpoczęłam i miałam
zamiar zabrać się za lekcję, ale uświadomiłam sobie, że zostawiłam plecak w
warsztacie.
Zadzwoniłam do niego. Niestety,
jak to Howard, nie odebrał. Gdy tak robił tłumaczył się, że w warsztacie było
za głośno i nie słyszał jak dzwonie. Zawsze mnie to bawiło, choć nie wtedy. W
tym wypadku musiałam wstać i pobiec do warsztatu, bo lekcje same się nie
odrobią.
Dziękowałam za to, że to nie
było tak daleko. Normalnym krokiem można było znaleźć się tam w dziesięć minut.
Ktoś mógłby powiedzieć, że Grace to małe miasteczko i wszyscy mają wszędzie blisko.
Racja. Warsztat Howarda był bardzo blisko centrum, a przez centrum mam na myśli
mały placyk z kościołem na środku. Za to mieszkaliśmy na obrzeżach, więc mały
spacerek sobie robiłam.
Był pierwszy dzień szkoły, więc
Dennis ulotnił się wcześniej. Już miałam wejść do biura Howarda, ale usłyszałam
tam jakąś kłótnie.
- Zwariowałaś – krzyknął Howard.
– Pojawiasz się nie wiadomo dlaczego i prosisz o takie rzeczy. Jak możesz!
Zdziwił mnie. Zazwyczaj był
spokojny, a nawet jak się zdenerwował i krzyknął to po chwili znowu był sobą.
Reakcja w gabinecie sprawiła, że go nie poznałam.
- Howard, pozwól mi wyjaśnić –
usłyszałam nieznajomy głos. Kobiecy.
- Nie! – znowu krzyknął, ale tym
razem podkreślił swoją wypowiedź uderzeniem pięścią w biurko tak mocno, że aż
podskoczyłam. – Powinnaś wyjść. – Tym razem jego ton był spokojniejszy. Kobieta
jednak nie zrobiła tego.
- Proszę, daj mi szanse –
szepnęła tak cicho, że ledwo ją usłyszałam.
Nie wiedziałam jak Howard
zareagował. Może potrząsnął głową. Po chwili usłyszałam kroki zmierzające w
stronę drzwi. W moją stronę. Musiałam się szybko schować. Wybrałam jeden z
dwóch samochodów i skoczyłam na tylne siedzenia nie zamykając przy tym drzwi,
żeby nie robić hałasu.
Odczekałam pięć minut i wyszłam
z samochodu.
Stojąc w progu zobaczyłam
Howarda siedzącego przy biurku z opuszczoną głową. Był albo strasznie zmęczony,
albo smutny, albo nieźle wkurzony.
- Hej – powiedziałam. –
Zapomniałam plecaka.
Na dźwięk mojego głosu Howard
uniósł szybko głowę i się uśmiechnął. Wiedziałam, że to nie jest prawdziwy
uśmiech.
- Charlie, przepraszam, że nie
zdążyłem na kolacje. Utknąłem w rozliczeniach – powiedział i pokazał ręką strasznie
duże stosy papierów, które leżały na około niego.
- Nic się nie stało –
uśmiechnęłam się i usiadłam przed nim. – Ja też się spóźniłam, więc nie byłoby
i tak co jeść.
Howard wyglądał na zaskoczonego.
- Co robiłaś? – spytał
podejrzliwie.
- Jeździliśmy z Willem po
okolicy.
- Z Willem? Myślałem, że go nie
lubisz. Ja ostatnio zobaczyłem was razem byłaś bliska rzuceniem go talerzem.
Zaśmiałam się.
Wytłumaczyłam mu, że z Willem
postanowiliśmy zacząć od nowa naszą znajomość. Opowiedziałam mu też o pierwszym
dniu, Alexie, którego Ruby nienawidzi od pierwszego wejrzenia i o Brooklyn.
Uznał, że jest za stary na takie opowieści. Chwile się pośmialiśmy, a potem
poszliśmy do domu.
Gdy byliśmy w domu szybko
zrobiłam spaghetti, zaniosłam do salonu gdzie Howard zdążył się rozsiąść na
kanapie i położyć nogi na stole. Szybko je zrzuciłam, pogroziłam palcem, a
potem zabrałam się za lekcje w kuchni.
Nasza kuchnia była normalna.
Zielone wiszące półki, kuchenka, lodówka. Była połączona z jadalnią. Niewielki
drewniany stół stał prawie na samym środku pomieszczenia. Nie lubiłam tego, bo rano obijałam się o niego biodrem, ale
zawsze tak było. Nie było wiadomo czyja to wina, ale nie wyobrażałam sobie,
żeby stał w innym miejscu.
Jakoś po dziesiątej byłam gotowa
iść spać. Lekcje odrobione, a ja cała czyściutka i przebrana w piżamkę.
Oczywiście nigdy nie chodziłam spać o dziesiątej, więc zabrałam się za czytanie
opowiadania, które wysłała mi koleżanka ze szkoły. Sophie miała niesamowity
talent do pisania. Zawsze zaskakiwała mnie tematyką swoich opowiadań. Jak już
miałam zagłębić się w jedno o Aniele, Demonie i Duszy zadzwoniła do mnie Ruby.
- Ruby, wiesz, że cię kocham,
ale czemu dzwonisz do mnie o dziesiątej?
- Pożar! – krzyknęła.
Co?!
- Ruby, o czym ty mówisz? –
Byłam zdezorientowana.
- Kościół się pali – starała się
mówić spokojnie, co nawet jej wychodziło. – Musisz wpaść. Niezły widok.
Tak to na pewno była moja
przyjaciółka. Ona zawsze zamieniała bardzo poważne sytuacje w żart.
- Okej, zaraz będę.
Zbiegłam na dół i szybko
założyłam sweter i buty.
- Howard! Kościół się pali. Idę
zobaczyć czy coś się komuś stało.
Wyszłam i ruszyłam w stronę unoszącego się dymu. Było
go aż nadmiar. Można się było udusić.
Zobaczywszy Ruby mocno ją
przytuliłam.
- Co się stało? – zapytałam
przejęta.
- Jeszcze nie wiedzą. Wilson,
czy ty przyszłaś w piżamie?
Uderzyłam ją leciutko w ramie.
- Nieładnie się nabijać z ludzi.
Szczególnie w takich sytuacjach.
Pocałowała mnie w policzek.
- Wiem, spokojnie. Na szczęście
nikomu nic się nie stało. – Zapewniła mnie.
Nagle za jej plecami pojawił się
Connor. Ciężko go było nie zauważyć jak przewyższał ją jakieś trzydzieści
centymetrów.
- No to mamy ładne ognisko. Tak
na koniec lata – powiedział i mrugnął do nas, a my się zaśmiałyśmy.
Wszyscy, którzy stali na około
nas popatrzyli na nas morderczym wzrokiem.
- Ciekawe co się stało –
szepnęłam.
- Nie ma się co przejmować –
powiedział Connor. – Na szczęście nikomu nic się nie stało.
Ruby i ja ledwie powstrzymałyśmy
się od kolejnego ataku śmiechu.
- Co? – zapytał Connor. – Co ja
takiego powiedziałem?
Przeczesałam ręką jego włosy.
- Nic – powiedziałyśmy
jednocześnie.
- Odegram się kiedyś na was za
ukrywanie przede mną wielu rzeczy – pogroził.
Pogroził to może za dużo
powiedziane. Connor nie umiał być straszny.
Oderwałam oczy od przyjaciół,
którzy kłócili się na temat naszych sekretów. W tłumie zobaczyłam Willa, Alexa
i Brooklyn.
Will puścił do mnie oko.
Uśmiechnęłam się i pomachałam mu.
- Wilson, czemu im machasz? -
spytała Ruby.
- A czemu nie?
- Myślałam, że ich nie lubimy.
- Nie lubimy Alexa. Willa nawet
nie znasz.
- Bronisz go? – spytał
retorycznie Connor
Kurde. Broniłam? Nie zdawałam
sobie z tego sprawy.
- O mój boże – powiedziała Ruby
i wskazała na moją twarz. – Przygryzasz wargę! Tylko przy jednej osobie tak
robiłaś.
Cole. Znowu zaczynamy o nim.
- Wcale nie! To nie ma nic
wspólnego z Willem, ani Colem.
Connor pogłaskał mnie po ramieniu.
- Spokojnie, Charlie. Nie
chcieliśmy na ciebie naskakiwać. Chodźcie, odprowadzę was – powiedział i pchnął
nas daleko od pożaru.
Czy mieli racje? Broniłam Willa?
Musiałam z tym przestać. Znam go dopiero
od trzech dni. Muszę sobie to non stop powtarzać – pomyślałam. - Zobaczymy co będzie między nami za miesiąc
Najpierw odprowadziliśmy Ruby, a
potem ruszyliśmy pod mój dom.
- Wszystko okej? – spytał Connor
- Tak. – Uśmiechnęłam się.
- No to co jest między tobą a
Willem? Nie poznałem go, więc nie będę cię oceniał. Ruby tu nie ma. Powiedz mi.
- Nic nie ma. Spędziliśmy jeden
miły dzień, tylko tyle.
- Byłaś dzisiaj z nim?
Opowiedziałam mu o mojej
przejażdżce i o starym domu Cola, a gdy doszliśmy do domu uściskał mnie, a
potem weszłam do środka.