sobota, 11 października 2014

Fandomy

Jestem beznadziejną blogerką. Przepraszam, ale teraz nowa szkoła, dużo nauki. Nie mam głowy do pisania, recenzji, czy pamiętania wgl ile książek przeczytałam. Około stu by się znalazło w tym roku. Chciałabym wam obiecać, że się poprawie, ale no nie zwykłam łamać obietnic, więc nie mogę tego zrobić, bo nie jestem pewna czy w najbliższym czasie mi się to uda. Teraz przystępując do tematu.

Fandom - określenie społeczności fanów, zwykle używane w odniesieniu do fanów fantastyki, ale nie tylko - używany jest także m.in. przez fanów mangi i anime oraz RPG oraz nierzadko przez fanów piosenkarzy i aktorów.

Można być fanem wielu rzeczy lub osób. Nie ograniczajmy się do jednej. Fandomy to naprawdę fajna sprawa, bo dzięki podobnym zainteresowaniom wielu ludzi, tworzą się grupy, strony internetowe, na których można poznać naprawdę ciekawe osoby. Trzeba niestety pamiętać o ostrożności.
Moje fandomy:
  • Supernatural (Hunter)
  • Sherlock BBC (Sherlockian)
  • Harry Potter (Potterhead)
  • Igrzyska Śmierci (Tribute)
  • Gra o tron (Throner)
  • Glee (Gleek)
  • Imagine Dragons (Dragoner)
  • The Walking Dead (Walker)
  • Ed Sheeran (Sheerios)
  • Linkin Park
  • TFIOS 
  • Pamiętniki Wampirów (TVDFamily)
  • Szeptem (Husher)
  • Niezgodna  (Candor)
  • Love at stake 
  • Theo James <3
  • Diabelskie Maszyny (Shadowhunter)

czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział 6

Rozdział 6

Nigdy bym się tak nie zachowała. Zawsze byłam grzeczną, miłą, poukładaną dziewczynką. Może lekko przesadziłam? Nie no jakoś bardzo złe to nie było. Po prostu inne. Ale nie mogłam inaczej zareagować. Wiadomość, którą dostałam w odpowiedzi strasznie mnie wystraszyła.
„Ktoś przez nich zginie”
Szłam szybkim krokiem przez korytarz nie zwracając na nikogo uwagę. Było na nim mało ludzi, ale jednak zdarzyło mi się parę razy uderzyć kogoś przez przypadek ramieniem.
Wydawało mi się, że ktoś za mną woła moje imię, ale szłam dalej. Nie odwróciłam się. Nie chciałam. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Wyszłam z kafeterii dlatego, że nie chciałam zemdleć na oczach wszystkich. Nie mogłam oddychać, ale również nie mogłam się zatrzymać. Chciałam wyjść ze szkoły i nie wracać. Znaleźć się w domu. Poczytać. Nie mogłam. Wiedziałam o tym. W życiu nie wagarowałam. Czemu miałoby się to zmienić właśnie w tym momencie?
Ostatni raz byłam w takim stanie jak miałam 9 lat. Wtedy miałam ostatni atak astmy.
Zaczęłam kaszleć. Musiałam usiąść. Ledwie trzymałam się na nogach. Gardło mnie paliło.
Nagle znalazłam się w ramionach Willa, który uratował mnie przed upadkiem. Wziął mnie na ręce i zaniósł do najbliższej sali. Gdy mnie puścił usiadłam na krześle i od razu spuściłam głowę i próbowałam się uspokoić.
- Charlie, proszę odpowiedz mi – dopiero teraz go usłyszałam. – Charlie, proszę. Nie wiem co robić. Co się dzieję? Jak ci pomóc?
- A a astma – nie mogłam tego wypowiedzieć normalnie. Kaszel mi na to nie pozwalał.
- Masz lek?
Potrząsnęłam przeczącą głową.
- Charlie, spójrz na mnie. -Will kucnął przy mnie i złapał moje ręce w jego. Podniosłam głowę, a jego niesamowicie zielone oczy znalazły się na wysokości moich. Był przerażony. - Patrz na mnie i słuchaj. Spróbuj się uspokoić i oddychać. Wdech nosem, wydech ustami – jego głos działał na mnie bardzo uspokajająco. Zrobiłam co mi kazał. Trochę się uspokoił i się uśmiechną. – Dobrze, rób tak cały czas. Wdech.. – wziął wdech. - … i wydech. – wypuścił powietrze. – Właśnie tak. – Usiadł i objął kolanami głowę. – Ja pierniczę, Charlie, ale mnie nastraszyłaś. To nie był atak astmy na szczęście, ale nie rób mi tego więcej – mówiąc parę ostatnich słów spojrzał na mnie i oparł się o biurko nauczyciela. – Nie umiem sobie przypomnieć, kiedy ostatnio tak się wystraszyłem.
Usiadłam obok niego i złapałam go za rękę.
- Przepraszam, nie wiem co się ze mną dzieje. – Lekko skłamałam. Bo jak mnie uspokoił dobrze wiedziałam, że to był atak paniki i dobrze wiedziałam dlaczego.
Jego druga ręka nagle znalazła się na moim policzku.
- To nie jest ważne. Najważniejsze, że nic ci nie jest.
Uśmiechnęłam się.
- Dobrze, że za mną pobiegłeś. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.
- Ja też nie – zaśmiał się, a ja szturchnęłam go w ramię.
- Dzięki za pomoc, Will.
- Zawsze do usług, Charlie.
Jego usta znalazły się tak szybko na moich, że nawet nie zdałam sobie sprawy przez pierwsze parę sekund, że William Scott mnie pocałował. Jego usta były takie miękkie, a on sam był przy tym taki delikatny. Odwzajemniłam pocałunek. Gdy rozchylił mi wargi, aby nasze języki się spotkały położył mi jedną rękę na talii, a kciukiem drugiej ręki głaskał mnie po policzku. Objęłam go za szyje i nic nie było wstanie nas rozdzielić poza dzwonkiem, który wtedy wybrzmiał. Oderwaliśmy się od siebie.
- Lepiej się ruszyć zanim pojawi się tu nauczyciel – szepnęłam.
Zachichotał.
- Masz rację.
Wstał, a potem podał mi rękę. Szybko wyszliśmy w kierunki sali od geografii.
- Wszystko okej? – spytał się.
- Tak, czemu nie?
- Bo przed chwilą nie mogłaś oddychać, a ja umierałem ze strachu.
A ja myślałam, że chodzi o pocałunek.
- Żyje i oddycham tylko dzięki tobie – uśmiechnęłam się pokazując przy tym zęby i uniosłam kciuk w górę. Musiałam głupkowato wyglądać.
Nagle złapał mnie za ramiona i przygwoździł delikatnie do ściany. Potarł nos o mój, a ja objęłam go za szyje.
- Wyglądasz uroczo jak się tak uśmiechasz – wymruczał mi do ucha.
Jakby czytał mi w myślach. Nie dość, że pocieszył mnie, że nie wyglądam głupkowato, to jeszcze sprawił, że czułam się czegoś warta. Co za dzień!
- Masz zamiar mnie jeszcze kiedykolwiek pocałować?
- Strasznie ci się śpieszy. Ledwie się znamy. Powinniśmy parę razy się spotkać zanim będzie coś poważnego między nami i… - uciszył mnie kolejnym, ale krótkim pocałunkiem.
- Charlie Wilson, zostaniesz moją dziewczyną?
Zaśmiałam się, ale przy tym chyba też zarumieniłam, bo nagle zrobiło mi się gorąco na samą myśl o tym co będzie jak powiem tak.
Złapałam wargę między zęby.
- Kto tu mówi od razu o związku?
- Oj, Charlie. Życie jest krótkie.
Znowu mnie rozśmieszył. Oparłam dłonie na jego klatce piersiowej.
- Ale nie przesadzasz lekko?
Zaczął rysować nosem linie na mojej szyi. Poczułam jego oddech na karku.
- Czemu?
Wiedziała,  że się uśmiechał, tak dobrze, jak wiedziałam, że mi nie odpuści.
- A będziesz mnie traktował jak księżniczkę?
Uśmiechnął się pokazując te cudowne dołeczki. To nie mogło się dziać naprawdę.
- Zawsze.
Chciał mnie pocałować. Widziałam to w jego oczach, aż migotały ze szczęścia. Mogłam się założyć, że moje wyglądały podobnie. Will czekał na odpowiedź.
- Tak, ale mam warunki.
- Jakie? – zapytał powstrzymując śmiech.
- Po pierwsze zabierzesz mnie na prawdziwą randkę. Po drugie dalej chcę żebyś mi pomagał w matematyce. Po trzecie po lekcjach mam dostać listę paru faktów o tobie i po czwarte, najważniejsze,  będziesz mnie zawsze tak bosko całował.
- Da się zrobić – już miał to zrobić, ale mu przeszkodziłam. Wyrwałam się z jego objęć.
- A teraz przepraszam, ale jestem spóźniona przez mojego chłopaka na lekcje.
Ruszyłam przed siebie i tylko usłyszałam za sobą.
- Ten chłopak musi nieźle całować skoro pozwalasz mu się zatrzymywać cię przed zdobywaniem wiedzy.
- Jakbym potwierdziła to ego tego chłopaka by się powiększyło. Choć wątpię, że to możliwe, żeby było jeszcze większe – odwróciłam się, posłałam mu całusa i zniknęłam za drzwiami gdzie przywitało mnie spojrzenie pani Snow. Lodowate jak zawsze.
- Witamy, panno Wilson. Pierwszy raz widzę, żeby pani się spóźniła.
- Przepraszam. Byłam w toalecie i nie usłyszałam dzwonka – lepsze to usprawiedliwienie niż prawda. Jakby to brzmiało gdybym powiedziała: Przepraszam proszę panią, ale właśnie całowałam się pod ścianą z najprzystojniejszym chłopakiem pod słońcem, który, muszę wszystkich poinformować, jest mój. A to wszystko dzięki temu, że miałam atak paniki, bo jakiś psychol pisze do mnie dziwne wiadomości. Tak. Brzmiałoby to strasznie.
Zajęłam szybko wolne miejsce obok Ruby. Po paru minutach dostałam od niej liścik.
„Gdzie ty się podziewałaś?!”
Zignorowałam to i zaczęłam pisać notatki. Wiedziałam, że żeby zaliczyć geografie u pani Snow trzeba uważać na lekcjach, bo niestety na testach lubiła dawać rzeczy, których nie było w podręczniku.
Nie mogłam się teraz zajmować kłótniami z Ruby, bo miałam nie tylko naukę, ale również ważniejsze rzeczy na głowie, czyli kim jest tajemniczy nadawca wiadomości i czy te wiadomości mają coś wspólnego z pożarem kościoła.
Na ławce wylądowała nowa karteczka.
„Connor cię szukał przez całe piętnaście minut. Przez twoje głupoty stracił połowę przerwy na lunch.”
Nabazgroliłam odpowiedź.
„Źle się poczułam. Poszłam do pielęgniarki. Nie przejmuj się mną, a to, że Connor stracił piętnaście minut z życia to nie twoja sprawa.”
Kolejna.
„Nauczycielkę możesz okłamywać, ale mnie nie.”
I kolejna.
„Jak możesz mnie tak olewać.”
I kolejna.
„Charlie Wilson natychmiast powiedz mi co robiłaś przez połowę przerwy!!”
„Pogadamy po lekcjach.”
Ostatnia była ode mnie. I podziała. No może nie jak chciałam, bo nie gadałyśmy z Ruby do końca następnej lekcji, ale i tak to już coś.
Hiszpański zaczął być moim ulubionym przedmiotem, odkąd był jedyną lekcją, którą łączyłam z Willem. Gdy usiadł za mną w ostatniej ławce od razu miałam przeczucie, że będzie mi się lepiej uczyć nawet jeśli z taką nauczycielką jak Georgina.
- Hej, piękna.
Will nachylił się nad ławką i szepnął mi do ucha. Była jeszcze przerwa, a Ruby i Alexa jeszcze nie było, więc spokojnie mogliśmy rozmawiać.
- Hej, przystojniaku – mówiąc to, odwróciłam się do niego.
- Ma panienka plany na dzisiaj?
Uśmiechnęłam się moim „głupkowatym” uśmiechem.
- Miałam zamiar zrobić panu obiad, panie Scott.
Wyglądał na mile zaskoczonego.
- Myślałem, że zostawisz mi resztki.
Złapałam za jego ławkę i przysunęłam bliżej mnie.
- Raz chyba mogę zrobić wyjątek.
- Jakaś ty wielkoduszna. 
Kciukiem musnął moją dolną wargę, a mój wzrok spoczął na jego ustach.
- Staram się. - Już chciał mnie pocałować, ale odsunęłam się. – Powiedziałeś o nas Alexowi?
Wzruszył ramionami i zaczął się huśtać na krześle.
- Nie, a mogę?
- A może na razie to będzie taka nasza mała tajemnica?
- Jeśli ci bardzo zależy, zgoda.
Tym razem ja nachyliłam się nad ławką i pocałowałam go w policzek.
- Jesteś najlepszym sekretnym chłopakiem, którego zna się od czterech dni, jakiego można mieć.
Zaśmiał się.
- Dzięki, kotku.
Kotku? Chciałam mu coś powiedzieć, ale zauważyłam Ruby.
- Później porozmawiamy o zdrobnieniach.
- Dobrze, skarbie – szepnął.
- To już lepsze, ale serio musimy o ty porozmawiać.
Spojrzałam na Ruby, a on rozmawiała z Alexem.
- Will.
- Tak?
- Czemu Ruby rozmawia z Alexem?
Chwile trwało zanim odpowiedział.
- Nie wiem. Myślałem, że Ruby go nie lubi.
- Ja też.
Dzwonek. Ruby usiadła koło mnie, a Alex koło Willa. Dokładnie za moją przyjaciółką. Lekcja zapowiadała się ciekawie.
Nagle wszyscy przestali rozmawiać, a za drzwiami coraz głośniej było słychać stukot obcasów o podłogę. Oho.
Georgina stanęła przed tablica i zaczęłam pisać temat. Świst stykającej się z tablicą kredy był tak głośny, że powstrzymywałam się od grymasu. „Fiesta”. Serio? Wakacje. Czyli to znak, że trzeba budować zdania. Pełne zdania. Po hiszpańsku! Rozszerzony hiszpański, co ja sobie myślałam.

Po lekcjach myślałam tylko o jednym. O powrocie do domu. Niestety, czekała mnie poważna rozmowa z Ruby. Myśl o cudownym popołudniu z Willem poprawiała mi humor. Choć przez całą lekcje myślałam o tym, na co właściwie się zgodziłam. Chodzenie z Willem po czterech dnia. Szaleństwo, ale jednak przy nim czułam się zupełnie inna, a raczej wreszcie czułam się sobą. Nie wiedziałam w sumie dlaczego, ale przed Willem jedyną osobą przy której tak się czułam był Cole. No, ale Cola nie było od dawna, a ja nie miałam zamiaru płakać z tego powodu. Rok dumania nad tym co z nim mi wystarczył.
Zabrałam potrzebne książki z szafki i postanowiłam poczekać na Ruby przed szkołą. Przysiadłam na trawniku, chcąc pomyśleć co tak naprawdę chciałam jej pomyśleć, ale niestety Ruby pojawiła się szybciej niż myślałam. Usiadła obok.
- Wilson.
- Collins.
I to było tyle. Zapadła martwa cisza. Ruby zaczęła obracać oczami tam i z powrotem byle tylko nie patrzeć na mnie, więc opuściłam głowę i patrzyłam na moje splecione palce.
Po jakiejś chwili poczułam, że ktoś za mną stoi. Ktoś? Oj, no nie oszukujmy się. Przecież wiedziałam kto to. Wstałam z ziemi.
- Will, poczekasz na mnie pięć, może dziesięć minut?
Will, który patrzył na nią szeroko otwartymi oczami, przeniósł spojrzenie na Ruby, a potem z powrotem na nią.
- Dobrze. To spotkamy się w maleństwie – powiedział bardzo szczęśliwym tonem.
Uśmiechnęłam się. Gdybyśmy byli sami pewnie bym się zaśmiała.
Gdy Will poszedł, a ja miałam zamiar usiąść na opuszczonym przeze mnie miejscu na trawniku, Ruby wstała.
- Widzę, że się zaprzyjaźniliście – powiedziała tak bezczelnie, że chciałam jej dać w twarz. – Całowałaś się z nim. Uprzedzę twoje pytanie. Nie, ja nie pytałam. To było stwierdzenie. Gdy spóźniłaś się na geografie, byłaś cała w skowronkach, ale fakt że go pocałowałaś był na twoich policzkach. Rumieniłaś się.
- Ruby, wyjaśnię.
- Najpierw mnie wysłuchasz nie przerywając. Ty nigdy się nie rumienisz. Znam cię lepiej niż sądzisz i nawet jakbyś się starała to byś nie ukryła przede mną faktu, że między tobą a Willem coś jest i to coś dużego. Nie chcę cię oceniać. Wiem, że przesadziłam rano, ale znasz mnie tak dobrze jak ja ciebie i powinnaś wiedzieć, że nie lubię poznawać nowych ludzi, bo ja nie ufam byle komu. A jak jakiś obcy chłopak zjawia się w życiu mojej najlepszej przyjaciółki to nie wiem właściwie co robić. Choć jeśli chodzi o osoby, które kręcą się wokół ciebie to ufam w sumie tylko dwóm osobą. Connorowi i twojemu tacie. Ja po prostu się o ciebie troszczę i nie chcę, żeby Will złamał ci serce.
Po skończeniu po prostu patrzyła na mnie, a ja zamiast udzielić jej odpowiedzi to ją uściskałam.
- I za to cię kocham – szepnęłam jej do ucha.
Poczułam, że zaczyna się rozluźniać, więc ją puściłam.
- No to teraz możesz mi powiedzieć co masz zamiar robić teraz z Willem. – Ruby wróciła. – Albo jeszcze lepiej. Opowiadaj jak całuje.
Zaśmiałam się.
- Całuje naprawdę dobrze.
- Dobrze? Pff, to musi być słaby.
Szturchnęłam ją delikatnie łokciem i objęłam jej kark ramieniem.
- Niech ci będzie. Był naprawdę niezły, a wręcz znakomity. Zdecydowanie wiedział co robi.
- No to się cieszę, że znalazłaś doświadczoną partie.
Czasem denerwowała mnie takimi tekstami, ale po tym jakie mi piękne przemówienie powiedziała, nie mogłam się na nią złości.
- Mam pomysł. Pocałuj Alexa, a potem powiedz mi który lepiej całuje – powiedziała bardzo entuzjastycznie, wręcz za bardzo.
Skrzywiłam się.
- Nie będę całowała się z bratem mojego chłopaka – powiedziałam i od razu żałowałam, że nie przemyślałam tej wypowiedzi. Trzasnęłam się ręką w czoło, a Ruby wstrzymała oddech.
-Charlie Wilson, ty masz chłopaka?! Ach, ty dziwko – powiedziała podniesionym głosem, a nie na tyle głośno, aby ktoś usłyszał i klepnęła mnie w tyłek. – Bierz go, dziewczyno, ale pamiętaj. Znacie się cztery dni. Może wytłumaczę ci jak działają gumki.
Obruszyłam się.
- Ej no, wiem jak działają gumki. Nawet dziewice takie jak ja wiedzą.
- To dobrze. Dobrej zabawy – cmoknęłam mnie w policzek i już jej nie było.

- Więc może dzisiaj odpuścimy sobie naukę? – zaproponował Will, gdy wchodziliśmy do mojego domu.
Zostawiliśmy plecaki na komodzie przy drzwiach i poszliśmy do kuchni.
Will wyjął z lodówki dwie puszki coli i podał mi jedną
- Dlaczego mielibyśmy sobie odpuścić?
- Bo moglibyśmy porobić coś innego.
Zachichotałam.
- To, że niesamowicie całujesz, nie znaczy, że możemy tak po prostu odpuścić sobie naukę i iść się po obściskiwać na kanapę.
- Czemu nie?
Zabrał ode mnie puszkę, a potem obie położył na blacie, żeby było mu łatwiej objąć mnie w pasie i przyciągnąć do siebie.
-Will! – skarciłam go, ale on mnie nie puścił.
- Charlie, nie musimy się obściskiwać na kanapie jeśli nie chcesz, ale chcę cię poznać lepiej. Ja ci opowiedziałem o mojej przygodzie z Alexem. Rewanż?
- Możemy pogadać u mnie w pokoju. Weź picie, a ja wezmę coś do jedzenia.
 Położył mi dłoń na policzku, pocałował w czoło i nagle zniknął za drzwiami z puszkami w ręku, a ja przysłuchiwałam się jego krokom, które było słychać coraz ciszej i wreszcie ucichły.
W szafce ze słodyczami i różnymi innymi niezdrowymi rzeczami znalazłam paczkę chipsów, więc wsypałam je do miski, która leżała obok zlewu, czyściutka.
Wchodząc do pokoju zobaczyłam Willa, który przyglądał się toaletce. Były tam różne głupie zdjęcia, które zrobiłam sobie z Ruby i Connorem, ale także parę normalnych z Howardem. Moim ulubionym było to, które wisiało w prawym górnym rogu. Przedstawiało mnie, Howarda i Cola. Był to jeden z najlepszych dni w moim życiu. Popłynęliśmy na ryby, łódką którą pożyczyliśmy od rodziców Cola. To był sierpniowy poranek i miałam jedenaście lat. Były wakacje, więc nie musiałam się przejmować lekcjami. Po jakiejś godzince totalnej ciszy, Cole złapał rybę, ale zamiast ją wpakować do przenośnej lodówki rzucił ją we mnie. Byłam tak zła, ale potem rzuciłam ją w niego i tak zaczęliśmy się obrzucać, no a jak można przewidzieć historia kończy się tak, że wpadam do wody, a Cole próbując mnie wyciągnąć dołącza do mnie. Zdjęcie zrobił jeden z rybaków, którego wtedy poznaliśmy i był to moment, w którym staliśmy we trójkę na tle jeziora. Howard trzymał dwa niezbyt duże karpie, a Cole i ja ciągnęliśmy się za włosy cali mokrzy.
Uśmiechnęłam się na to wspomnienie, ale wróciłam myślami do rzeczywistości.
Gdy odłożyłam miskę na szafkę i położyłam się na łóżku. Dopiero wtedy Will oderwał wzrok od zdjęć i usiadł na brzegu łóżka.
- Opowiadaj, księżniczko
Szturchnęłam go nogą.
- Ej no, myślałam, że już sobie odpuścisz.
Dał mi znak ręką, żebym się przesunęłam, a potem położył się obok mnie. Oboje patrzyliśmy na biały sufit.
- Odpuszczam. Opowiedz mi o sobie, Charlie Wilson.
- A to nie ty miałeś mi napisać parę faktów o sobie?
- Tu mnie masz, nie zdążyłem. Jutro?
- Okej. No więc od czego zacząć. Nazywam się Charlie. Urodziłam się w Atlancie, czternastego lutego tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego siódmego…
- Czekaj, urodziłaś się w walentynki?
Uśmiechnęłam się do siebie.
- Tak, wiedziałam, że zwrócisz na to uwagę. Urodziłam się w najgorsze święto jakie może być.
- Nie przesadzaj. Kontynuuj.
- Jestem jedynaczką, a moja mama zginęła w wypadku samochodowym, gdy miałam sześć lat. Jestem bardzo ciekawską osobą, ale nie lubię, gdy ludzie dociekają mojego prywatnego życia, bo jestem bardzo zamknięta w sobie. Wiem o tym. Ruby zawsze mi powtarzała, że mogłabym się ogarnąć, w końcu nikogo nie obchodzi, że jestem wrażliwa i wstydliwa, a te cechy mogą mnie tylko zniszczyć, ale cóż poradzić, zawsze byłam grzeczną, cichą dziewczynką, która nie lubiła przeklinać ani bawić się w buntowniczą nastolatkę. Myślę, że powodem jest śmierć mojej matki, a raczej Howard, który nie mógł się z tym pogodzić – przerwałam i spojrzałam na Willa. Dopiero wtedy zauważyłam, że przyglądał mi się cały czas. Zrozumiałam też, że nigdy nikomu aż tak się nie zwierzałam. – Co? – spytałam go, a kącik jego ust powędrował w górę.
- Nic, po prostu wiem, że nie jest ci łatwo mówić o sobie.
- To prawda.
-…ale jednak mi mówisz.
- Bo chcę, żebyśmy się poznali.
- Dziękuję, że mi o tym mówisz – powiedział łagodnie i złapał mnie za rękę.
- Mówić dalej?
- Tak, już nie będę ci przeszkadzać.
Opowiedziałam mu, że przyjaźń z Ruby rozpoczęła się jeszcze przed śmiercią mojej matki, podczas zabawy w piaskownicy. Potem przyszła podstawówka. Ruby zrobiła sama proce, żeby rzucać papierowymi kulkami w chłopaków. Nauczycielka nie była z tego zadowolona, więc zabrała broń mojej małej przyjaciółce. Po lekcjach okazało się, że jeden z chłopaków zabrał naszej wychowawczyni proce, schowaną w szufladzie biurka i oddał ją Ruby. Był to Connor.
Nie wspomniałam mu nic o Colu. Przecież go nie znał. I tak gadaliśmy o różnych moich przygodach szkolnych, aż nastała czwarta po południu a ja musiałam zrobić obiad Howardowi.
Uznałam, że najszybciej będzie zrobić naleśniki, więc po jakiś trzydziestu minutach usiedliśmy z Willem w salonie z naleśnikami z owocami na talerzu, a potem pojechaliśmy do warsztatu.
- Chcesz mi pomóc w pracy? – spytał Will wysiadając z maleństwa.
- Może – puściłam mu oko.
Wchodząc do warsztatu wpadłam na kobietę. Była cała roztrzęsiona. Miała krótko obcięte blond włosy, ale jej twarz przykrywał ogromny czarny kapelusz i ciemne okulary.
Przytrzymała mnie za łokieć, żebym nie upadła.
- Przepraszam, nic ci nie jest?

Poznałam ten głos. To była kobieta, która kłóciła się z Howardem dzień wcześniej.

piątek, 11 lipca 2014

Rozdział 5

Wiem, że długo to trwało i jest mi mega przykro, ale jeśli czekaliście to się doczekaliście. Miłego czytania :)

Rozdział 5

Nie mogłam oddychać. Nic nie widziałam. Nie wiedziałam gdzie byłam. Czułam się jak pochowana żywcem, a może tak właśnie było. Czy jestem w drewnianej skrzyni?! Próbowałam kopać. Nic. Krzyczeć. Nic. Pomocy!! Dusiłam się. Gdzie ja jestem?!
Przez szpary w drewnie ziemia wlatywała mi do gardła. Nie wiedziałam jak długo wytrzymam. Miałam nadzieje, że ktoś mnie znajdzie, ale ta myśl zanikała z każdą chwilą.
Nagle usłyszałam coś, a raczej kogoś. Próbował mi pomóc. Na szczęście. Po niedługiej chwili zobaczyłam lekkie światło i nabrałam świeżego powietrza do ust. Nie wiedziałam, że tak prosta rzecz może okazać się najpiękniejszą w tamtej chwili.
Ktoś szarpał się z drewnianymi drzwiczkami, potem znalazłam się w ramionach Willa.
- Znalazłem cię – szeptał mi do ucha.
Nie wiem ile czasu się przytulaliśmy. Może jakieś dziesięć minut. Mogłam się rozejrzeć po okolicy. Byliśmy w lesie. Nie umiałam więcej powiedzieć. Były drzewa, ale nic poza nimi. Powoli myślałam nad tym wszystkim. Byłam uwięziona pod ziemią w drewnianej skrzyni, ale w momencie, gdy usłyszeliśmy warknięcie, to wymysł pochowania żywcem wydawał się śmieszny. Oderwałam się od Willa i spojrzałam w kierunku z którego dobiegał dźwięk.
Wilk. Stał samotnie między drzewami patrząc na nas  groźnie wielkimi, zielonymi oczami. Gdy zdał sobie sprawę z tego, że zwrócił naszą uwagę zaczął się do nas zbliżać. Chciałam krzyczeć, ale od tej ziemi, której ohydny smak miałam jeszcze w gardle, nie mogłam wydusić z siebie żadnego dźwięku. Spojrzałam na Willa. Miałam nadzieje, że zrozumie sytuacje w jakiejś się znaleźliśmy, a on spokojnie wstał a wilk był coraz bliżej.

Obudziłam się. Gdzie jestem? W moim pokoju. Co się przed chwilą stało? Wiele myśli przelatywało mi przez głowę zahaczając o siebie nawzajem. Dziękowałam za to, że to był tylko sen. Czemu śniło mi się, że zostałam pochowana żywcem?! Trudne pytanie, ale kto by zrozumiał sny.
Popatrzyłam na zegarek, który stał na szafce koło mojego łóżka. Za dwadzieścia piąta. Jęknęłam. Chora godzina.
Przez kolejne dwadzieścia minut próbowałam zasnąć, ale z negatywnym skutkiem. Uznałam, że skorzystam z tak wczesnej godziny. Ubrałam się, umyłam i wybiegłam z domu. Zwykłą trasą mojego biegania był las, ale po takim ekscytującym śnie miałam dość drzew jak na jeden… tydzień. Mijałam domu oczywiście znajomych mi osób. Potem poszczególne sklepiki. Kwiaciarnie, Księgarnie, Pralnie, aż w końcu udałam się wzdłuż drogi prowadzącej prosto do domu na wzgórzu. Dlaczego nazywałam go tak? Bo nie miałam pojęcia jak mam go inaczej nazywać. Mieszkał w nim Will, ale przed nim Cole i obu lubiłam.
Zatrzymałam się na samym szczycie. Nie wiem co było w tym domu. Był olbrzymi. Wszystkich odstraszał, ale nie mnie. Może to te wspomnienia z dzieciństwa.
- Co cię tu sprowadza – usłyszałam za sobą głos, a serce skoczyło mi do gardła. Odwróciłam się.
- Alex, przestraszyłeś mnie.
Uśmiechnął się.
- Nie chciałem. Po prostu zdziwiłem się widząc cię przed moim domem, gdy jest jeszcze ciemno – powiedział i pokazał na niebo.
Czułam się niezręcznie rozmową z nim. Wydawał się zupełnie inny niż Will, a wyglądał identycznie. Niestety.
- To co cie tu sprowadza? – Usiadł na jakimś pniu klepiąc miejsce obok siebie. Zawahałam się przez moment, ale w końcu usiadłam.
- Biegałam.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- O piątej trzydzieści? Ale jesteś zawzięta.
- Nie mogłam spać – mruknęłam.
- Hej – spojrzał na mnie i ujął moją twarz. – Nie musisz się wstydzić, gdy ze mną rozmawiasz.
Wyrwałam się mu.
- Nie lubię cię.
Tym razem moja broda była dumnie uniesiona w górę.
Zaśmiał się.
- Powinnaś mnie polubić jeśli masz zamiar kręcić z moim bratem.
- Nie kręcę z twoim bratem – zaprzeczyłam nie patrząc na niego.
- Nie zdajesz sobie z tego sprawy. On z resztą też nie.
- Nie znasz mnie.
Przytaknął.
- Masz rację, ale znam mojego brata.
Zamilkła. Zresztą on też.
Patrzyłam raz na niego, raz na dom, a innym razem na Grace Village.
Gdy moje spojrzenie spoczęło tylko na nim zauważyłam, że nie ma na sobie piżamy jak myślałam, tylko czarne spodnie i czarną skórzaną kurtkę.
- Gdzie byłeś – spytałam zaciekawiona.
Spojrzał na mnie i uśmiech spoczął na jego twarzy.
- Spostrzegawcza jesteś – powiedział i mrugnął do mnie.  – Nie mogłem spać. Wybrałem się na przejażdżkę moim motorem.
Oczywiście, że miał motor. Niegrzeczni chłopcy zawsze mają motor, no i w końcu był inny niż Will. Jak było widać, nie miał takiego dobrego gustu.
- Jak chcesz mogę cię kiedyś zabrać – dodał po chwili.
Pokręciłam głową.
- Jak już mówiłam, nie lubię cię i w najbliższej przyszłości to się nie zmieni.
Wstałam i już miałam pobiec w stronę Grace, ale Alex zatrzymał mnie łapiąc mnie za rękę.
- Dlaczego zatrudniłaś mojego brata nawet go nie znając? – zapytał. Tym razem miał opuszczoną głowę, co było dziwne zważywszy na wielkość jego ego.
- Bo mój tata potrzebował pomocy.
- Ale nie znasz go.
- Może zatrudnienie kogoś to dobry początek znajomości – powiedziałam i wyrwałam moją rękę z uścisku.
Następną rzeczą jaką widział to moje plecy coraz bardziej oddalające się od niego.

Wróciłam do domu gdzieś około szóstej. Słońce już prawie wzeszło.
- Charlie? – usłyszałam głos Howarda z kuchni, więc ruszyłam do niego. Howard jak zwykle już ubrany zajadał kanapki z masłem orzechowym. – Gdzie tak wcześnie wyszłaś?
- Pobiegać – odpowiedziałam, usiadłam naprzeciwko niego i ukradłam mu jedną kanapkę z talerza.
Skarcił mnie palcem, a potem uśmiechnął.
- Nie za wcześnie jak na ciebie?
- Nie mogłam spać. Śnił mi się dziwny sen.
Opowiedziałam Howardowi mój sen pomijając jednego szczegółu. Mojego wybawiciela. Uznałam, ze po co mam mu mówić o Willu i zastąpiłam go tajemniczym nieznajomym. Każda dziewczyna chciałaby być uratowana przez takiego nieznajomego.
- Rzeczywiście dziwny sen – Howard zgodził się ze mną, a potem zmierzwił mi włosy. – Dobrze, że to tylko sen.
Uśmiechnęłam się i wstałam oblizując palce z masła.
- Idę wziąć prysznic przed lekcjami. Spociłam się podczas biegania – powiedziałam i cmoknęłam go w policzek. – Zobaczymy się po szkole.
Półtora godziny później byłam całkowicie gotowa, więc uznałam, że przejdę się do Ruby.
Zaskoczyła mnie, gdy spotkałyśmy się pośrodku drogi.
- Wilson – krzyknęła i przytuliła mnie na dzień dobry.
- Collins, co ty tu robisz?
- Mogłabym zapytać cię o to samo.
Uśmiechnęłyśmy się, a potem Ruby szarpnęła mnie za ramię i poprowadziła na chodnik.
- Wiesz fajnie, że się spotkałyśmy, ale potrącona przez samochód nie chcę być.
Zaczęłyśmy iść w stronę szkoły. Trwała niezręczna cisza. Uznałam, że między nami tak nie może być.
- Ruby, wiem, że nie podoba ci się moja znajomość z Willem.
- Co ty nie powiesz – przerwała mi.
- Dlaczego? – spytałam.
Chwile się zastanawiała i związała sobie włosy w kucyk.
- Nie wiem. Jest w nim coś dziwnego.
- Mówisz o Alexie.
Popatrzyła na mnie swoimi piwnymi oczami, które podkreśliła czarnymi kreskami i ciemnymi cieniami do powiek. Znałam to spojrzenie, choć u mojej przyjaciółki nie pojawiało się za często. Przez ten wzrok mówiła, że zdaje sobie z tego sprawę, ale nie chce o tym mówić. Dziwne, bo Ruby była bardzo szczerą i otwartą osobą.
- Charlie, Alex i Will są bliźniakami…
- Ale są zupełnie inni – podniosłam głos. – Czy ty kiedykolwiek rozmawiałaś z Willem?
- Nie lubiłaś go! – krzyknęła.
- Ale wczoraj spędziliśmy naprawdę wspaniały dzień…
- Co?! Spotkaliście się wczoraj po szkole? Jesteś strasznie naiwna. Will nie jest chłopakiem dla ciebie.
Zatrzymałyśmy się przed domem Connora.
- Nie masz prawa mnie oceniać – szepnęłam.
Nie patrzyłam na nią, tylko w okno. Nie miałam ochoty na nią patrzeć, bo wiedziałam jak ona by na mnie patrzyła. Tak, żeby wywołać u mnie poczucie winy. Cóż, udało jej się nawet bez osądzającego wzroku.
Stałyśmy i czekałyśmy na Connora nie odzywając się do siebie. Nienawidziłam tego. 
Przypomniałam sobie najgorszą kłótnie jaką miałyśmy z Ruby. To było tak dawno. Pokłóciłyśmy się o jakąś błahostkę. Chyba chodziło o to, że zamiast spotkać się z nią, spotkałam się z Colem, a teraz znowu kłóciłyśmy się o chłopaka. Ruby za Colem nie przepadała, tak samo jak za Willem i tak samo nie wiedziałam dlaczego. Czasem wpadała mi myśl do głowy, że Ruby sądziła, że zna się na ludziach lepiej niż inni i zakazując mi się z niektórymi zadawać sprawi, że moje życie będzie cudowne po tym jak moja mama zmarła.
Moje rozmyślania przerwał Connor, który pojawił się przede mną.
- Cudowny dzionek, dziewczynki – powiedział i wziął nas w grupowy uścisk. Szczegółem w tym wszystkim było to, że tylko on nas obejmował i niestety zauważył, że między mną a Ruby było niezręcznie.
- To chodźmy do szkoły.
I zaczął gadać o pogodzie, która była nawet ładna, o szkole, czyli jakie lekcje go czekały i jak strasznie mu się nie chcę, o spaniu, które uwielbia.
- Coś wiadomo o tym pożarze? – spytał jakby oczekiwał odpowiedzi od którejkolwiek. Postanowiłam się odezwać. Nie chciałam, żeby ten dzień został całkowicie zepsuty.
- Nie, nikt nic nie mówił. Poszłam rano biegać, a jak wracałam nie widziałam, żeby pani Tull i pani Duke plotkowały na werandzie.
Popatrzyli na mnie wielkimi oczami, a potem Connor parsknął śmiechem.
- Poszłaś biegać? Rano? Ty? Jeśli już chcesz nam wsadzić jakiś kit, kochana, to dopracuj go, żeby był bardziej wiarygodny.
Walnęłam go pięścią w ramię, a on udawał obrażonego.
- Nie kłamię. Nie mogłam spać.
- Więc uznałaś, że pobiegasz. To zupełnie normalne – powiedziała niespodziewanie Ruby, oczywiście sarkastycznie.
Na szczęście nie musiałam nic dodawać na usprawiedliwienie, bo dodarliśmy do szkoły. Niestety jeszcze trochę zostało do dzwonka, a wszystkie lekcje miałam z Ruby. Zwykle to uwielbiałam, ale nie wtedy.
Nagle Ruby oddzieliła się od nas i poszła w stronę.
- Dobra, o co chodzi? – spytał Connor.
- Ruby jest wkurzona, że byłam wczoraj z Willem. Nie rozumiem tego. Nie zna go, a ja myliłam się co do niego. Myślisz, że kto normalny zgodziłby się na prace u zupełnie nieznanej mu osoby, która zaczęła go wypytywać o jego życie przy pierwszym spotkaniu. Myślę, że nikt, ale on zdał sobie sprawę, że naprawdę mi zależy – przerwałam, żeby wziąć dłuższy oddech i położyłam się na trawniku. Connor zrobił to samo, a moja głowa spoczęła na jego ramieniu. – Postąpiłbyś tak jak on? Tak, dlatego, że jesteś najmilszą osobą jaką znam, a teraz pomyśl o kimś innym. O kimś kogo obchodzi tylko on sam. Postąpiłby tak? Wątpię.
 - Rozumiem, Charlie. Nie poznałem żadnego z nich, ale wierzę ci.  Jesteś moją przyjaciółką. Dla Ruby też. Ona po prostu potrzebuje trochę czasu. Do naszego miasteczka rzadko ktoś się przeprowadza. Ruby musi tylko to pojąć, że ktoś nowy jest w naszym środowisku.
Zaśmiałam się. Tłumaczenia Connora były bezbłędne, ale przy tym pełne humoru. Potem, jak skończyliśmy temat Ruby, rozmawialiśmy o różnych kształtach chmur i zastanawialiśmy się jakie dziwne wzorki można by było stworzyć na niebie samolotem.
- Cześć, Charlie – usłyszałam głos Willa nad sobą, więc szybko usiadłam.
- Hej. Poznałeś Connora? – zapytałam wskazując na mojego przyjaciela, który już wstał i podał Willowi rękę.
- Connor Bradshaw, miło mi.
- William Scott.
Wstałam z ziemi, spojrzałam na zegarek w telefonie i szybko się otrząsnęłam.
- Dobra, fajnie, że się już znacie, ale za pięć minut lekcję, a ja nie wyjęłam książek z szafki, więc was opuszczę.
- Odprowadzę cię na lekcje – dodał szybko Will i ruszył za mną.
- Wiesz, że zajęcia mamy po przeciwnych stronach szkoły.
- To drugi dzień. Chyba nic mi nie zrobią za spóźnienie – powiedział i puścił do mnie oko.
- Jak chcesz.
- To jak ci minął wczorajszy wieczór z tatą?
Wzruszyłam ramionami.
- Okazało się, że utknął w papierach, więc nic nie robiliśmy.
- Szkoda.
- A tobie, jak minął wieczór?
- Graliśmy z Alexem w kosza, a potem zobaczyliśmy ogień, więc pobiegliśmy zobaczyć co się stało. Wiesz już coś o tym?
- Wiem tylko, że nikomu nic się nie stało.
- Całe szczęście.
Zatrzymałam się przy szafce i zaczęłam szukać książek do historii. Will oparł się o szafki obok.
- O której dzisiaj kończysz? – spytał.
- Jeszcze nie ustalili kiedy będzie dziennikarstwo, więc koło drugiej. Lubię tak wcześnie kończyć. A jest powód dla którego się pytasz?
- Bo wiesz, okazało się, że mam straszne zaległości z angielskiego. Moja stara szkoła jest na niższym poziomie niż ta, więc przydałaby mi się pomoc. Od razu pomyślałem o tobie. Dowiedziałem się, że masz dodatkowe semestry i jeszcze to dziennikarstwo. Wiem, że pewnie masz mało czasu, więc nie będę się narzucał jak nie możesz.
Popatrzyłam chwile na niego.
- Tylko ty? – spytałam.
- Słucham? – odpowiedział pytaniem.
- Czy tylko ty masz zaległości?
Uśmiechnął się, bo wiedział, że nie zgodziłabym się mu pomóc jakby dołączyli do nas Alex i Brooklyn.
- Tylko ja. Oni już zaliczyli wszystkie semestry, a ja wole matematykę.
Skrzywiłam się, gdy to usłyszałam.
- Może moglibyśmy oboje sobie pomóc. Moja nauczycielka zostawała specjalnie dla mnie po lekcjach, żebym cokolwiek chwyciła z algebry, ale niestety nic do mnie nie trafiło i musze dalej się męczyć i zaliczyć.
- Chętnie ci pomogę – powiedział i uśmiechnął się, pokazując dołeczki w policzkach. – Dzisiaj po lekcjach?
- To jesteśmy umówieni – mrugnęłam do niego i zamknęłam szafkę.
W tym samym momencie zadzwonił dzwonek. Ruszyliśmy w stronę sali, w której miałam pierwszą lekcję, a Will wziął ode mnie książki.
- Kończymy razem, więc możemy potem skoczyć do mnie.
- Mi tam pasuję. Wszystko zależy od ciebie.
- No to zróbmy tak. Pojedziemy do mnie. Zrobię obiad i o piątej pójdziemy do warsztatu. Co ty na to?
- Będzie chyba okej. Jak masz zamiar mi gotować to ja jestem za.
Zaśmiałam się.
- Miałam zamiar dać obiad Howardowi, ale pewnie znajdą się dla ciebie jakieś resztki.
- Dzięki – powiedział jak już byliśmy na miejscu. Oddał mi książki i pocałował w policzek.
Weszłam do sali i zobaczyłam, że oczy moich przyjaciół są wpatrzone we mnie.
Usiadłam obok Connora.
- Co tam? – spytałam, żeby oderwać jego myśli od Willa i mnie.
- Kochanie, pamiętam, że mówiłaś, że między tobą a Willem nic nie ma, ale otwórz oczy. Tylko ty tego nie widzisz.
- Sądzisz, że coś między nami jest?
- Tak – odpowiedział bez większych rozmyślań.
- Śmieszny jesteś – uśmiechnęłam się.

Jakoś szybko zleciał mi czas do lunchu, ale byłam strasznie głodna, więc cieszyłam się. Gdy weszłam do kafeterii razem z Ruby i Connorem zobaczyłam Willa, który poklepywał krzesło obok siebie, co miało znaczyć, żebym tam usiadła. Niestety przy tym samym stole siedzieli Alex i Brooklyn.
- Nie ma mowy – powiedziała Ruby, gdy go zobaczyła.
- Ostatnia klasa, zmiana miejsca nam się przyda
Byłam wdzięczna Connorowi, że to powiedział. Nie, może wdzięczna to nie jest to słowo jakiego bym użyła. Byłam szczęśliwa, że to powiedział.
Usiedliśmy, więc razem z Willem.
- Cześć – uśmiechnął się do mnie.
- Hej.
- Witamy – powiedział Alex i przerzucił ramie przez oparcie krzesła Brooklyn. – Co was, słoneczka, tu sprowadza?
- Alex – pogroził Will
- No co, braciszku? Grzecznie się spytałem.
Brooklyn zachichotała pod nosem. Dopiero wtedy zwróciłam na nią uwagę. Miała na sobie krótkie spodenki, które podkreślały jej długie nogi i czerwony top, spod którego było widać jej idealnie płaski brzuch. Gdybyśmy nie byli w szkole pewnie bym zazdrościła jej takiego ciała, ale byliśmy. Nie zrobiła dobrego pierwszego wrażenia na nauczycielach.
- Oj, Will, nie wiem o co ci chodzi. To tylko niewinne pytanie – powiedziała cała rozweselona Brooklyn
- Pytania Alexa nigdy nie są niewinne.
Czułam się jakbym była piątym kołem u wozu, moi przyjaciele pewnie też. Rodzinka Scottów mierzyła siebie wzrokiem jakby mieli się zaraz pozabijać, a między nimi była niewidzialna błyskająca błyskawica.
Zaczęli się kłócić o zachowanie Alexa, a ja tylko patrzyłam jak wszyscy reagują. Will i Alex mówili do siebie z podniesionym głosem, a Brooklyn co jakiś czas dorzucała swoje trzy grosze. Ruby bawiła się plastikowym widelcem, którym nawet nie tknęła swojego jedzenia, a Connor jak zwykle, miał wzrok wczepiony w ekran telefonu i wysyłał wiadomości do kolegów z drużyny, bo nie wiedział o której mają trening.
Zdałam sobie sprawę, że zupełnie zapomniałam o głodzie, ale musiałam coś zjeść przed następnymi lekcjami, więc wyjęłam z torby plastikowe pudełko, w którym miałam spaghetti, które zrobiłam wczoraj  i butelkę z sokiem pomarańczowym.
Zajęłam się jedzeniem, ale krótką chwile potem zabrzęczał mi telefon w przedniej kieszeni spodni. Wyjęłam go i spojrzałam na ekran. Wiadomość od nieznanego numeru.
„Nie ufaj im”
Kto mi mógł to wysłać?
„Przepraszam, ale nie mam zapisanego numeru. Kto pisze?” – odpisałam nieznajomemu i czekałam na odpowiedz.
Ktoś złapał mnie za ramię.
- Wszystko okej? – spytał Will.
Nie zdałam sobie sprawy, że przestali się spierać.
Włożyłam telefon z powrotem do kieszeni i wróciłam do jedzenia.
- Tak – powiedziałam ze sztucznym uśmiechem na twarzy.
Will spojrzał na mnie jakby wiedział, że kłamię i o tym, że nie chcę o tym rozmawiać, więc odpuścił i odwzajemnił uśmiech.
- Will, jakie masz plany na popołudnie? – wtrąciła Brooklyn
- A czemu pytasz?
- Potrzebuję, żeby ktoś mnie zabrał na zakupy do Atlanty.
- To nie mogę ci pomóc – oznajmij Will z takim uśmieszkiem, że chciało mi się śmiać. Jakby ta odmowa sprawiła mu przyjemność.
- Czemu? – dociekała.
Ale ona mnie drażniła. Żując gumę do żucia była jeszcze bardziej denerwująca. I jeszcze to jej idealne ciało. Aż chciało się ją zabić.
- Bo jestem umówiony.
Widziałam, że pod stołem Will ma zaciśnięte pięści. Nie lubił swojej kuzynki.
- Z kim?
- Brooklyn, to jest jakieś przesłuchanie?
- Po prostu nie lubię niezręcznej ciszy – uśmiechnęła się, ukazując śnieżnobiałe zęby.
- I trzeba jej przyznać, że wybrała naprawdę ciekawy temat – dodał Alex, który ledwie powstrzymywał się od śmiechu.
- Zgadzam się – powiedziała … Ruby. – Will, z kim się dzisiaj spotykasz?
Alex zszokowany spojrzał na nią i od razu pojawiły się iskierki w jego oczach. Nie wiedziałam czy to dlatego, że Ruby mu się podobała, czy może chodziło o temat rozmowy.
- Ze mną – odpowiedziałam z podniesioną głową.
Jak to powiedziałam przy stoliku zrobiło się cicho, a wszystkie spojrzenia były zwrócona na mnie. Nawet Connor oderwał się od telefonu.
- Kiedy ślub? – głos Alexa przerwał ciszę.

- Za pół roku. Nie jesteś zaproszony – powiedziałam, zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z kafeterii.

sobota, 24 maja 2014

Sorki

Wiem, że trochę mnie nie było, ale egzaminy itd, ale jestem w trakcie pisania 5 rozdziału, a tak na prawdę już kończę, więc mam nadzieję, że nie długo już go udostępnię i wam się spodoba.
A to lista książek, które przeczytałam podczas tych dwóch miesięcy jak mnie nie było:
28. Pięćdziesiąt twarzy Greya - E.L.James (znowu :3)
29. Ciemniejsza strona Greya - E.L.James
30. Nowe oblicze Greya - E.L. James
31 Szukając Alaski - John Green
32. Siedem promieni - Jessica Bendinger
33. Melancholia sukuba - Richelle Mead
34. Podboje sukuba - Richelle Mead
35. Marzenia sukuba - Richelle Mead
36. Namiętność sukuba - Richelle Mead
37. Cienie sukuba - Richelle Mead
38. Odkrycie sukuba - Richelle Mead
39. Książę Mgły - Carlos Ruiz Zafón
40. Pałac północy - Carlos Ruiz Zafón
41. Światła września - Carlos Ruiz Zafón
42. Marina - Carlos Ruiz Zafón
43. Wyścig Śmierci - Maggie Stiefvater
44. Wizje w mroku - L.J.Smith
45. Szaleję za Tobą, Misiu - Kerrelyn Sparks
46. Wampir z tatuażem - Kerrelyn Sparks
47. Wampiry z Morganville: Przeklęty dom - Rachel Caine
48. Wampiry z Morganville: Bal umarłych dziewczyn - Rachel Caine

sobota, 1 marca 2014

Ferie

Niestety ferie się kończą i trzeba wracać do rzeczywistości. Żadnego czytania tylko nauka...
Żartuję ;) Ja zawsze znajdę czas na czytanie :D
To są książki które przeczytałam podczas ferii.
Seria Love at stake, Kerrelyn Sparks (moja ulubiona autorka :D), opowiada historie miłosne poszczególnych bohaterów, nie tylko wampirów. Przyznaje się, że ta serie czytałam po raz setny, ale warto.

16. Jak poślubić wampira milionera


17. Wampiry w wielkim mieście


18. Wampiry wolą szatynki


19. Wampir z sąsiedztwa


20. Ja cię kocham, a ty śpisz, wampirze


21. Sekretne życie wampira


22. Zakazane noce z wampirzycą


23. Moje wielkie wampirze wesele


24. Jedz, poluj, kochaj 


25. Anioły i wampiry 


26. Najseksowniejszy wampir świata


27. Poszukiwany: żywy lub nieumarły


piątek, 14 lutego 2014

Uznałam, że...

Jestem beznadziejna w pisaniu recenzji. A jak nawet nie, to na pewno jestem beznadziejna w dotrzymywaniu moich postanowień noworocznych, bo mam dziesięć recenzji, a przeczytałam piętnaście książek...mam trochę zaległości. Uznałam, że nie będę pisać recenzji, no może jak będę miała ochotę. Zamiast tego  będę starała się pisać książki jakie przeczytałam z każdym innym postem :)
No to ostatnio przeczytałam pięć książek
Cztery z nich są z serii Strażnicy Nocy autorstwa Rachel Hawthorne. Książki opowiadają historie czterech dziewczyn, których życie zmienia się za sprawą czterech zmiennokształtnych.
Piątą jest pierwsza część Akademii Wampirów Richelle Mead. Seria opisująca życie młodej dampirki Rose, która ma trudne życie miłosne, szkolne, a także doświadczenie ze śmiercią. Tą serie czytam po raz setny, ponieważ wychodzi film, a ja chcę sobie przypomnieć parę rzeczy, żeby wytykać scenarzyście i reżyserowi niezgodności z książką, a niestety będzie ich dość dużo, bo film nie zapowiada się najlepszą ekranizacją.



11. Blask księżyca


12. Pełnia księżyca


13. Nów księżyca


14. Cień księżyca


15. Akademia Wampirów


środa, 22 stycznia 2014

Recenzja nr 10

"Finale" to ostatnia część historii o miłości upadłego anioła i ... Nefilki.
Nora po odzyskaniu pamięci zabiła swojego biologicznego ojca, Czarną Rękę i przez to stała się Nefilką i zastąpiła go jako przywódczyni. Niestety boi się, że nadchodzi wojna, a Patch i Nora nie wiedzą co z tym zrobić.
Niestety to nie jest ich jedyny problem. Patch poszukuje archanioł, Pepper i nic nie wiadomo o jego zamiarach względem upadłego anioła.
W ich życiu pojawiła się jeszcze jedna osoba, Dante. Dowódca armii Czarnej Ręki. Postanowił, że pomoże Norze przyzwyczaić się do nowego stanowiska. Zaczął ją trenować, ale podał jej także diabelską moc i Nora nie wie czy może mu zaufać.
Czy dojdzie do wojny między Nefilami, a upadłymi aniołami? Czy Dante okaże się przyjacielem czy wrogiem? Czy Pepper chcę zabić Patcha? Czy Norze i Patchowi będzie dane wspólne, spokojne życie?
Te pytania nasuwają się, gdy powieść, napisana przez genialną Becce Fitzpatrick, wciąga nas w swoją zawartość i nie chcę wypuścić aż do ostatniej strony.




Recenzja nr 9

Przedziwnym uczuciem jest nie pamiętać co się stało poprzedniego dnia. A teraz wyobraźcie sobie, że nie pamiętacie ostatnich pięciu miesięcy, końca szkoły, wakacji, a nawet własnego chłopaka. I jeszcze dowiadujesz się, że ktoś przez większość czasu byłaś uwięziona. Na pewno nie jest to przyjemne uczucie, a tak zaczyna się trzecia część fenomenalnej serii autorstwa Becci Fitzpatrick, "Cisza".
Przez całe wakacje nikt nie wiedział co się dzieje z Norą. Może poza jej chłopakiem oraz Czarną Ręką, który przetrzymywał ją wbrew jej woli. Czarną Ręką był Hank Miller, ojciec Marcie i obecny chłopak matki Nory. Na początku września jednak uwalnia dziewczynę, gdyż złożył Patchowi przysięgę, ale nie z dobroci serca, oczywiście. Patch obiecał szpiegować dla Hanka i od tego momentu zaczyna używać swojego prawdziwego imienia, Jev.
Zagubiona Nora nie wie co się z nią działo prze pięć miesięcy, ale nawet jej najlepsza przyjaciółka nie chcę jej pomóc i okłamuje ją o wielu rzeczach, które działy się przed wakacjami. Potem Nora wpada na Scotta, który rzuca promień światła na odzyskanie przez dziewczynę pamięci. 
Jak zawsze, Nora pakuje się w tarapaty i z odsieczą przybywa jej Jev, lecz ona go nie pamięta. Czy dziewczyna odzyska pamięć?
Niesamowita historia o miłości upadłego anioła do śmiertelniczki, napisana przez wspaniałą pisarkę, która zaskakuje nas dalszymi przygodami Patcha i Nory. 
Książka zapierająca dech w piersiach. Z czystym sercem mogę ją polecieć każdemu kto nudzi się w ponure, zimne wieczory.



wtorek, 21 stycznia 2014

Rozdział 4

Przez niektórych długo wyczekiwany...

Rozdział 4

- Will – powiedziałam zaskoczona. – Co ty tu robisz ?
- Powiedziałaś, że mogę dzisiaj wpaść obgadać te godziny. – Patrzył na mnie hipnotyzującym wzrokiem.
Stał taki wyluzowany jak zwykle, a jedyna myśl jaka mi chodziła po głowie to kim była blondynka, z którą siedział podczas lunchu. Może byłam zazdrosna. Nie przejmowałam się tym odczuciem. Wiedziałam, że nic między nami się nie wydarzy.
- Jasne – ocknęłam się. Usiadłam za biurkiem taty i odpaliłam komputer. – Siadaj – powiedziałam i wskazałam mu krzesło przede mną.
Nigdy chyba nie wchodziłam na ten komputer. Zdziwiłam się, gdy na tapecie zobaczyłam Howarda i mamę. Wiedziałam, ze nie może się pozbierać po jej stracie, ale żeby aż tak. W jednym folderze znalazłam zdjęcie z moich szesnastych urodzin. Właśnie zdmuchałam świeczki, a Howard patrzył na mnie z duma na twarzy. Zmieniłam tapetę i zabrałam się za szukanie godzin pracy Dennisa. Szybko spojrzałam na Willa i zauważyłam, że cały czas się we mnie wpatruję. Moje policzki stały się lekko czerwone.
Wróciłam oczami do ekranu. Po jakiejś minucie znalazłam to czego szukałam.
- No to od której ci pasuję? – zapytałam.
- Mogę pracować od piątej. Chcę mieć jeszcze czas na odrobienie lekcji – powiedział, a mnie przeszedł dreszcz. Zupełnie zmienił się jego ton głosu. Wcześniej, gdy mówił do mnie, chyba chciał zgrywać niegrzecznego chłopca. Na tą myśl się uśmiechnęłam. A teraz był miły i spokojny.
- Od piątej do dziewiątej?
Patrzę na jego reakcje. Odchyla głowę i przeczesuje ręką włosy. Myśli krótką chwile.
- Dobrze.
- Wiesz, że możesz się jeszcze wycofać – rzucam. Chciałam, żeby był przekonany swojej impulsywnej decyzji.
Zaśmiał się, a mi zatrzepotały motyle w brzuchu. Uspokój się, Charlie – nakazałam sobie
- Nie chcę się wycofać. Mówiłem ci to wcześniej. Mogę zacząć jutro?
- Myślałam, że chciałeś poznać miasto.
- E tam – machnął ręką. – Na to będę miał dużo czasu jeszcze.
Uśmiechnęłam się do niego. Czemu on jest teraz dla mnie taki miły? Nienawidziłam go za to. A może nienawidziłam siebie za to jak na to reaguje.
- Jakie masz plany na później?  – spytał nagle.
- Nie mam żadnych – odpowiedziałam szczerze.
Uśmiechnął się.
- To mam szczęście
Zabrzmiało to jak pytanie.
- Czyli chcesz się ze mną umówić – zapytałam prosto z mostu.
- Nie chciałem pytać tak otwarcie. – Pochylił się ku mnie i jego usta znalazły się centymetry od mojego ucha. – Ale tak – szepnął.
Zachichotałam, a on się odsunął i znowu normalnie usiadł na krześle.
- Więc? – zapytałam, a on spojrzał na mnie jakby nie wiedział o co mi chodzi. Uśmiechnęłam się  - Gdzie chcesz mnie zabrać?
- Zadziwiasz mnie, Charlie Wilson. Rano mnie nienawidziłaś, a teraz masz zamiar iść ze mną na wycieczkę. Jestem mile zaskoczony.
Sama nie wiedziałam dlaczego. Sama się sobie dziwiłam, ale co mi tam.
- Lubię zaskakiwać ludzi – powiedziałam tylko.
Will wstał, podszedł do mnie i podał mi rękę.
- Idziemy?

Pożegnaliśmy się z Howardem i Dennisem i od razu wyszliśmy z warsztatu.
Pogoda była ładna. W końcu był wrzesień w Georgii. Może trochę mniej niż trzydzieści stopni. Poszliśmy w stronę parku, który był zaraz obok.
- No to jaką wycieczkę miałeś na myśli? – zapytałam po chwili.
- Możesz mnie oprowadzić po okolicy – powiedział, a ja zdałam sobie sprawę, że nadal trzyma mnie za rękę.
Zaczerwieniłam się, ale nie wyrwałam się mu. To było dziwne. Choć dziwniejsze było to co się stało potem. Will pociągnął mnie za sobą tak, że wróciliśmy do punktu wyjścia, a potem z kieszeni wyciągnął kluczyki do auta. Wypuścił moją rękę i otworzył mi drzwiczki.
- Wskakuj – rzucił z uśmiechem.
Stanęłam jak wryta. Will zaprosił mnie na przejażdżkę autem, o którym zawsze marzyłam. Nie mogłam się opanować i opadła mi szczęka. Szybko ją zamknęłam i ruszyłam w stronę auta. Jak mogłam odmówić?
Wsiadłam i od razu wciągnęłam zapach nosem. Pachniało w nim jak powinno. Trochę Willem, trochę starością samochodu. Wiem, że musiało to wyglądać przerażająco, ale musiałam to zrobić i nie żałowałam.
Nie zauważyłam kiedy Will usiadł za kierownicą.
- Podoba ci się? – zapytał.
Co za idiotyczne pytanie. Jakby nie wiedział.
- Jest cudowny. Nie wiesz, ile bym oddała za taki samochód.
Zaśmiał się Nie rozumiałam co w tym było śmiesznego.
- Bawię cię?
- Ten samochód nie tylko ładnie wygląda.
Nie wierzyłam, że on to powiedział. Myślał, że byłam jakąś pustą laską, która chcę mu zaimponować. No to dałam mu tego co chciał.
- Nie wątpię w to – powiedziałam i owinęłam sobie lok wokół palca. – To opowiedz mi o twoim maleństwie.
Will spojrzał na mnie i coś mu mignęło w oczach.
- Nie chcesz słuchać. Nudy, a pewnie i tak nie zrozumiesz.
Jak śmiał! Że niby ja nie wiedziałam nic o tym aucie!
-Ford Mustang z 1966 roku, silnik V8 – zaczęłam recytować jak z podręcznika. –Trzysta dwadzieścia koni mechanicznych, manualna skrzynia biegów i tylni napęd. – Zatkało go. – Jestem córką mechanika.
- Nie powinienem w ciebie wątpić. Przepraszam – powiedział i skinął głową z uznaniem. – Umiesz zmienić oponę?
- Jasne. Umiem również zmienić olej, naprawić klimatyzacje, wymienić szybę, zrobić lekkie naprawy silnika  i tym podobne.
- Zadziwiasz mnie, Charlie Wilson. Może kiedyś pomożesz mi przy pracy?
- Zobaczymy – podsumowałam i mrugnęłam do niego.
Patrzył na mnie z podziwem, a potem przekręcił kluczyk, otworzył dach i ruszyliśmy.
Nie wiedziałam gdzie Will mnie wiezie. Minęliśmy znak, który mówił, że wyjechaliśmy Grace Village i po prostu jechaliśmy przed siebie. To była magiczna chwila.
- Gdzie jedziemy? – krzyknęłam.
- Nigdzie. Zaraz wracamy. Wiem, że chciałaś się przejechać.
Uśmiechnęłam się. Zaczynałam go lubić jeszcze bardziej.
Po jakiejś godzinie Will podjechał pod dom… Cola. Przynajmniej kiedyś nim był. Myślałam, że jest opuszczony. Will chciał mnie nastraszyć?
- Wejdziesz czy mam cię odwieźć do domu?
Zaraz, zaraz, czy on tu…
- Mieszkasz tu?
- Tak. Czemy cię to tak dziwi?
Wyglądałam na zdziwioną? Nie wiedziałam.
- Mój stary przyjaciel kiedyś tu mieszkał. Myślałam, że dom jest opuszczony.
Tym razem on wyglądał na zaskoczonego, ale także zaciekawionego.
- Alex i ja dostaliśmy go w spadku po wuju. Nie wydaje mi się żeby miał syna. Jak się nazywa twój stary przyjaciel?
Co go to tak zainteresowało? Przecież to nie było ważne. Prawda?
- Mercer. Cole Mercer. Wyprowadził się cztery lata temu.
- Mercer? To na pewno nie nazwisko mojego wuja.
Zaniepokoił mnie ta dociekliwością.
- Może wynajmował im to tylko – powiedziałam i położyłam mu rękę na ramieniu. – To nie jest ważne. Czy twoje zaproszenie jest nadal aktualne?
Spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Po czym wysiadł i otworzył mi drzwi.
- Jaki gentelman – powiedziałam.
Złapał mnie za rękę i pomógł mi wysiąść , a potem pocałował mnie w dłoń.
- Dla ciebie, zawsze – szepnął mi do ucha.
Dom od środka wyglądał jak dawniej. Klimatyczne wnętrze, stare meble. Rodzice Cola zawsze lubili horrory, więc uznali, że jak mają taki wielki, stary dom na wzgórzu, to czemu nie zrobić z niego czegoś co dorównuje strasznym domom z filmów. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie.
Will pociągnął mnie w głąb domu, aż do kuchni.
Pani Mercer uwielbiała swoją kuchnie. To był jej świat. Lepiła najlepsze pierogi na Ziemi. A żeby jej się je dobrze robiło, zaprojektowała wspaniałą kuchnie. Brązowe szafki wisiały na każdej ścianie, a na środku stała lada, która była pomysłem pana Mercera. Nie chciał mieć zwyczajnej kuchni. Za to chciał bar.
Usiadłam przy jednym stołku.
- Napijesz się czegoś? – głos Willa oderwał mnie od wspominek.
- Masz sok pomarańczowy?
Nie odpowiedział tylko wyjął z szafki dwie szklanki, karton soku i podał mi.
- Proszę – mrugnął do mnie i usiadł obok.
- Czemu się przeprowadziliście? – rzuciłam szybko, bo to pytanie od dwóch dni latało mi w głowie. - Przepraszam, że pytam tak prosto z mostu. Po prostu jestem strasznie ciekawa, a tak naprawdę dopiero teraz normalnie rozmawiamy.
- Normalne pytanie. Nie wiem od czego zacząć. – Złapał mój stołek i obrócił tak, żebym siedziała z nim twarzą w twarz. – Uczyliśmy się w szkole dla trudnej młodzieży. Alex coś przeskrobał i wkopał nas obu. Po jakimś czasie pozwolili nam odejść, a my uznaliśmy, że chcemy zacząć od nowa. Gdzie nikt nie zna naszej historii i nie będzie nas wytykał palcami.
Nie wiedziałam jakiej odpowiedzi się spodziewałam, ale zaskoczył mnie.
- A co Alex przeskrobał? – Spytałam, ale od razu dodałam – Nie musisz mi mówić, jeśli nie chcesz.
- Chcę. Szczerze, nikomu o tym nie mówiłem. Miałem wiele psychologów, którzy próbowali ze mnie to wyciągnąć, ale nie umiałem. Nie chciałem. Nie wiedziałem jak.
- Nie musisz…
Nie udała mi się próba przerwania mu.
- Ale chcę. – Złapałam go za rękę, sama nie wiedziałam dlaczego. – Alex wywołał pożar w szkole, do której wcześniej chodziliśmy. Nie chciał tego zrobić. Nie chciał zrobić komukolwiek krzywdy. Pomagałem mu zgasić ogień, ale nie daliśmy rady. – Mówił coraz ciszej, a jego palce mocno ściskały moje. - Rozprzestrzenił się zbyt szybko. Alex się przyznał, a ja uznałem, że nie zostawię go samego, więc powiedziałem, że też przy tym byłem. – Skończył, a potem zbliżył moją rękę do swojego policzka.
- Czemu mi to powiedziałeś? – spytałam szeptem.
- Nie wiem.
Odbiło mi, ale wstałam i przytuliłam się do niego. Po paru minutach do kuchni weszła tajemnicza blondynka z kafeterii. Co ona tu do cholery robiła? Odsunęłam się od niego.
- Przepraszam. Chyba przeszkodziłam w czymś.
- Ty zawsze wszystkim przeszkadzasz – rzucił poirytowany Will
Dziewczyna podeszła do lodówki i wyjęła jogurt.
- Will. Nie przedstawisz mnie swojej dziewczynie?
Okej, na pewno nie była jego dziewczyną. Czyli pewnie Alexa.
- Brook, to Charlie. Jest córką mojego nowego szefa. Chodzimy razem na hiszpański. Charlie, to Brooklyn, moja kuzynka.
Kuzynka?! Tego się nie spodziewałam.
- Cześć – wyciągnęłam do niej rękę, ale ona mnie okrążyła i wyszła.
- Miło mi – krzyknęła tylko.
- To było dziwne – powiedziałam i usiadłam na stołku.
Will się zaśmiał.
- Brooklyn jest specyficzną osobą. Nie każdy ją lubi.
- Nie dziwie się. – powiedziałam, a po chwili zdałam sobie sprawę, że na głos. – Nie powinnam tego mówić. To niegrzeczne.
- Nie było niegrzeczne, tylko prawdziwe. Brooklyn potrafi być niezłą suką. Nie przejmuj się nią.
Nie pocieszył mnie. W ogóle.
Spojrzałam na zegarek, który miałam na ręce. Siódma trzydzieści! Kolacja z Howardem. Zapomniałam.
- Will, przepraszam, ale musze iść. Miałam zjeść kolacje z Howardem o siódmej.
Wstałam i ruszyłam ku drzwiom. Will poszedł za mną.
- Podwiozę cię.
Wyszliśmy szybko, otworzył mi drzwi (zawsze gentelman), a potem migiem wskoczył do auta i odpalił.
Po paru minutach byliśmy już przed moim domem.
- Dzięki. – powiedziałam.
- Za co? – spytał zaciekawiony.
- Za miły dzień – powiedziałam i pocałowałam go w policzek.
- Mi też było miło.
Za to on złapał mnie za rękę i w nią pocałował.
Nie wiedziałam co jest między nami. Czasem było niezręcznie, czasem słodko. Znałam go od trzech dni. Lubiłam go od tego popołudnia, ale coś w nim było, że przyciągał mnie do siebie jak magnes.
Gdy wychodziłam z samochodu, zatrzymał mnie jego głos.
- Przyjdę jutro do pracy.
Uśmiechnęłam się.
- Super. To do jutra.
- Słodkich snów.
Wyszłam, a on pojechał. Chwile stałam na podjeździe patrząc, jak wjeżdża na górę. Wmawiałam sobie, że patrzyłam na samochód, ale coraz bardziej w to wątpiłam.
- Przepraszam – krzyknęłam od razu jak przekroczyłam próg. Odpowiedziała mi cisza.
Nie lubiłam być sama w domu. Za dużo horrorów się naoglądałam, ale uwielbiałam spędzać czas z Howardem.  W końcu był moim tatą. Zastanawiałam się, gdzie mógł się podziać, choć nie długo, bo od razu pobiegłam do swojego pokoju.
Wszyscy mi się dziwili, że zawsze miałam porządek w moim pokoju. Po prostu taka byłam. Poukładana. Uwielbiałam mieć wszystko na miejscu, ale chyba najbardziej lubiłam, gdy wchodziłam do pokoju, a mój wzrok przyciągały regały pełne książek, a nie sterta ubrań na podłodze. To wyglądało tak ładnie.
Chwile odpoczęłam i miałam zamiar zabrać się za lekcję, ale uświadomiłam sobie, że zostawiłam plecak w warsztacie.
Zadzwoniłam do niego. Niestety, jak to Howard, nie odebrał. Gdy tak robił tłumaczył się, że w warsztacie było za głośno i nie słyszał jak dzwonie. Zawsze mnie to bawiło, choć nie wtedy. W tym wypadku musiałam wstać i pobiec do warsztatu, bo lekcje same się nie odrobią.
Dziękowałam za to, że to nie było tak daleko. Normalnym krokiem można było znaleźć się tam w dziesięć minut. Ktoś mógłby powiedzieć, że Grace to małe miasteczko i wszyscy mają wszędzie blisko. Racja. Warsztat Howarda był bardzo blisko centrum, a przez centrum mam na myśli mały placyk z kościołem na środku. Za to mieszkaliśmy na obrzeżach, więc mały spacerek sobie robiłam.
Był pierwszy dzień szkoły, więc Dennis ulotnił się wcześniej. Już miałam wejść do biura Howarda, ale usłyszałam tam jakąś kłótnie.
- Zwariowałaś – krzyknął Howard. – Pojawiasz się nie wiadomo dlaczego i prosisz o takie rzeczy. Jak możesz!
Zdziwił mnie. Zazwyczaj był spokojny, a nawet jak się zdenerwował i krzyknął to po chwili znowu był sobą. Reakcja w gabinecie sprawiła, że go nie poznałam.
- Howard, pozwól mi wyjaśnić – usłyszałam nieznajomy głos. Kobiecy.
- Nie! – znowu krzyknął, ale tym razem podkreślił swoją wypowiedź uderzeniem pięścią w biurko tak mocno, że aż podskoczyłam. – Powinnaś wyjść. – Tym razem jego ton był spokojniejszy. Kobieta jednak nie zrobiła tego.
- Proszę, daj mi szanse – szepnęła tak cicho, że ledwo ją usłyszałam.
Nie wiedziałam jak Howard zareagował. Może potrząsnął głową. Po chwili usłyszałam kroki zmierzające w stronę drzwi. W moją stronę. Musiałam się szybko schować. Wybrałam jeden z dwóch samochodów i skoczyłam na tylne siedzenia nie zamykając przy tym drzwi, żeby nie robić hałasu.
Odczekałam pięć minut i wyszłam z samochodu.
Stojąc w progu zobaczyłam Howarda siedzącego przy biurku z opuszczoną głową. Był albo strasznie zmęczony, albo smutny, albo nieźle wkurzony.
- Hej – powiedziałam. – Zapomniałam plecaka.
Na dźwięk mojego głosu Howard uniósł szybko głowę i się uśmiechnął. Wiedziałam, że to nie jest prawdziwy uśmiech.
- Charlie, przepraszam, że nie zdążyłem na kolacje. Utknąłem w rozliczeniach – powiedział i pokazał ręką strasznie duże stosy papierów, które leżały na około niego.
- Nic się nie stało – uśmiechnęłam się i usiadłam przed nim. – Ja też się spóźniłam, więc nie byłoby i tak co jeść.
Howard wyglądał na zaskoczonego.
- Co robiłaś? – spytał podejrzliwie.
- Jeździliśmy z Willem po okolicy.
- Z Willem? Myślałem, że go nie lubisz. Ja ostatnio zobaczyłem was razem byłaś bliska rzuceniem go talerzem.
Zaśmiałam się.
Wytłumaczyłam mu, że z Willem postanowiliśmy zacząć od nowa naszą znajomość. Opowiedziałam mu też o pierwszym dniu, Alexie, którego Ruby nienawidzi od pierwszego wejrzenia i o Brooklyn. Uznał, że jest za stary na takie opowieści. Chwile się pośmialiśmy, a potem poszliśmy do domu.

Gdy byliśmy w domu szybko zrobiłam spaghetti, zaniosłam do salonu gdzie Howard zdążył się rozsiąść na kanapie i położyć nogi na stole. Szybko je zrzuciłam, pogroziłam palcem, a potem zabrałam się za lekcje w kuchni.
Nasza kuchnia była normalna. Zielone wiszące półki, kuchenka, lodówka. Była połączona z jadalnią. Niewielki drewniany stół stał prawie na samym środku pomieszczenia. Nie lubiłam tego,  bo rano obijałam się o niego biodrem, ale zawsze tak było. Nie było wiadomo czyja to wina, ale nie wyobrażałam sobie, żeby stał w innym miejscu.
Jakoś po dziesiątej byłam gotowa iść spać. Lekcje odrobione, a ja cała czyściutka i przebrana w piżamkę. Oczywiście nigdy nie chodziłam spać o dziesiątej, więc zabrałam się za czytanie opowiadania, które wysłała mi koleżanka ze szkoły. Sophie miała niesamowity talent do pisania. Zawsze zaskakiwała mnie tematyką swoich opowiadań. Jak już miałam zagłębić się w jedno o Aniele, Demonie i Duszy zadzwoniła do mnie Ruby.
- Ruby, wiesz, że cię kocham, ale czemu dzwonisz do mnie o dziesiątej?
- Pożar! – krzyknęła.
Co?!
- Ruby, o czym ty mówisz? – Byłam zdezorientowana.
- Kościół się pali – starała się mówić spokojnie, co nawet jej wychodziło. – Musisz wpaść. Niezły widok.
Tak to na pewno była moja przyjaciółka. Ona zawsze zamieniała bardzo poważne sytuacje w żart.
- Okej, zaraz będę.
Zbiegłam na dół i szybko założyłam sweter i buty.
- Howard! Kościół się pali. Idę zobaczyć czy coś się komuś stało.
Wyszłam  i ruszyłam w stronę unoszącego się dymu. Było go aż nadmiar. Można się było udusić.
Zobaczywszy Ruby mocno ją przytuliłam.
- Co się stało? – zapytałam przejęta.
- Jeszcze nie wiedzą. Wilson, czy ty przyszłaś w piżamie?
Uderzyłam ją leciutko w ramie.
- Nieładnie się nabijać z ludzi. Szczególnie w takich sytuacjach.
Pocałowała mnie w policzek.
- Wiem, spokojnie. Na szczęście nikomu nic się nie stało. – Zapewniła mnie.
Nagle za jej plecami pojawił się Connor. Ciężko go było nie zauważyć jak przewyższał ją jakieś trzydzieści centymetrów.
- No to mamy ładne ognisko. Tak na koniec lata – powiedział i mrugnął do nas, a my się zaśmiałyśmy.
Wszyscy, którzy stali na około nas popatrzyli na nas morderczym wzrokiem.
- Ciekawe co się stało – szepnęłam.
- Nie ma się co przejmować – powiedział Connor. – Na szczęście nikomu nic się nie stało.
Ruby i ja ledwie powstrzymałyśmy się od kolejnego ataku śmiechu.
- Co? – zapytał Connor. – Co ja takiego powiedziałem?
Przeczesałam ręką jego włosy.
- Nic – powiedziałyśmy jednocześnie.
- Odegram się kiedyś na was za ukrywanie przede mną wielu rzeczy – pogroził.
Pogroził to może za dużo powiedziane. Connor nie umiał być straszny.
Oderwałam oczy od przyjaciół, którzy kłócili się na temat naszych sekretów. W tłumie zobaczyłam Willa, Alexa i Brooklyn.
Will puścił do mnie oko. Uśmiechnęłam się i pomachałam mu.
- Wilson, czemu im machasz? - spytała Ruby.
- A czemu nie?
- Myślałam, że ich nie lubimy.
- Nie lubimy Alexa. Willa nawet nie znasz.
- Bronisz go? – spytał retorycznie Connor
Kurde. Broniłam? Nie zdawałam sobie z tego sprawy.
- O mój boże – powiedziała Ruby i wskazała na moją twarz. – Przygryzasz wargę! Tylko przy jednej osobie tak robiłaś.
Cole. Znowu zaczynamy o nim.
- Wcale nie! To nie ma nic wspólnego z Willem, ani Colem.
Connor pogłaskał mnie po ramieniu.
- Spokojnie, Charlie. Nie chcieliśmy na ciebie naskakiwać. Chodźcie, odprowadzę was – powiedział i pchnął nas daleko od pożaru.
Czy mieli racje? Broniłam Willa? Musiałam z tym przestać. Znam go dopiero od trzech dni. Muszę sobie to non stop powtarzać – pomyślałam. - Zobaczymy co będzie między nami za miesiąc
Najpierw odprowadziliśmy Ruby, a potem ruszyliśmy pod mój dom.
- Wszystko okej? – spytał Connor
- Tak. – Uśmiechnęłam się.
- No to co jest między tobą a Willem? Nie poznałem go, więc nie będę cię oceniał. Ruby tu nie ma. Powiedz mi.
- Nic nie ma. Spędziliśmy jeden miły dzień, tylko tyle.
- Byłaś dzisiaj z nim?

Opowiedziałam mu o mojej przejażdżce i o starym domu Cola, a gdy doszliśmy do domu uściskał mnie, a potem weszłam do środka.