środa, 22 stycznia 2014

Recenzja nr 10

"Finale" to ostatnia część historii o miłości upadłego anioła i ... Nefilki.
Nora po odzyskaniu pamięci zabiła swojego biologicznego ojca, Czarną Rękę i przez to stała się Nefilką i zastąpiła go jako przywódczyni. Niestety boi się, że nadchodzi wojna, a Patch i Nora nie wiedzą co z tym zrobić.
Niestety to nie jest ich jedyny problem. Patch poszukuje archanioł, Pepper i nic nie wiadomo o jego zamiarach względem upadłego anioła.
W ich życiu pojawiła się jeszcze jedna osoba, Dante. Dowódca armii Czarnej Ręki. Postanowił, że pomoże Norze przyzwyczaić się do nowego stanowiska. Zaczął ją trenować, ale podał jej także diabelską moc i Nora nie wie czy może mu zaufać.
Czy dojdzie do wojny między Nefilami, a upadłymi aniołami? Czy Dante okaże się przyjacielem czy wrogiem? Czy Pepper chcę zabić Patcha? Czy Norze i Patchowi będzie dane wspólne, spokojne życie?
Te pytania nasuwają się, gdy powieść, napisana przez genialną Becce Fitzpatrick, wciąga nas w swoją zawartość i nie chcę wypuścić aż do ostatniej strony.




Recenzja nr 9

Przedziwnym uczuciem jest nie pamiętać co się stało poprzedniego dnia. A teraz wyobraźcie sobie, że nie pamiętacie ostatnich pięciu miesięcy, końca szkoły, wakacji, a nawet własnego chłopaka. I jeszcze dowiadujesz się, że ktoś przez większość czasu byłaś uwięziona. Na pewno nie jest to przyjemne uczucie, a tak zaczyna się trzecia część fenomenalnej serii autorstwa Becci Fitzpatrick, "Cisza".
Przez całe wakacje nikt nie wiedział co się dzieje z Norą. Może poza jej chłopakiem oraz Czarną Ręką, który przetrzymywał ją wbrew jej woli. Czarną Ręką był Hank Miller, ojciec Marcie i obecny chłopak matki Nory. Na początku września jednak uwalnia dziewczynę, gdyż złożył Patchowi przysięgę, ale nie z dobroci serca, oczywiście. Patch obiecał szpiegować dla Hanka i od tego momentu zaczyna używać swojego prawdziwego imienia, Jev.
Zagubiona Nora nie wie co się z nią działo prze pięć miesięcy, ale nawet jej najlepsza przyjaciółka nie chcę jej pomóc i okłamuje ją o wielu rzeczach, które działy się przed wakacjami. Potem Nora wpada na Scotta, który rzuca promień światła na odzyskanie przez dziewczynę pamięci. 
Jak zawsze, Nora pakuje się w tarapaty i z odsieczą przybywa jej Jev, lecz ona go nie pamięta. Czy dziewczyna odzyska pamięć?
Niesamowita historia o miłości upadłego anioła do śmiertelniczki, napisana przez wspaniałą pisarkę, która zaskakuje nas dalszymi przygodami Patcha i Nory. 
Książka zapierająca dech w piersiach. Z czystym sercem mogę ją polecieć każdemu kto nudzi się w ponure, zimne wieczory.



wtorek, 21 stycznia 2014

Rozdział 4

Przez niektórych długo wyczekiwany...

Rozdział 4

- Will – powiedziałam zaskoczona. – Co ty tu robisz ?
- Powiedziałaś, że mogę dzisiaj wpaść obgadać te godziny. – Patrzył na mnie hipnotyzującym wzrokiem.
Stał taki wyluzowany jak zwykle, a jedyna myśl jaka mi chodziła po głowie to kim była blondynka, z którą siedział podczas lunchu. Może byłam zazdrosna. Nie przejmowałam się tym odczuciem. Wiedziałam, że nic między nami się nie wydarzy.
- Jasne – ocknęłam się. Usiadłam za biurkiem taty i odpaliłam komputer. – Siadaj – powiedziałam i wskazałam mu krzesło przede mną.
Nigdy chyba nie wchodziłam na ten komputer. Zdziwiłam się, gdy na tapecie zobaczyłam Howarda i mamę. Wiedziałam, ze nie może się pozbierać po jej stracie, ale żeby aż tak. W jednym folderze znalazłam zdjęcie z moich szesnastych urodzin. Właśnie zdmuchałam świeczki, a Howard patrzył na mnie z duma na twarzy. Zmieniłam tapetę i zabrałam się za szukanie godzin pracy Dennisa. Szybko spojrzałam na Willa i zauważyłam, że cały czas się we mnie wpatruję. Moje policzki stały się lekko czerwone.
Wróciłam oczami do ekranu. Po jakiejś minucie znalazłam to czego szukałam.
- No to od której ci pasuję? – zapytałam.
- Mogę pracować od piątej. Chcę mieć jeszcze czas na odrobienie lekcji – powiedział, a mnie przeszedł dreszcz. Zupełnie zmienił się jego ton głosu. Wcześniej, gdy mówił do mnie, chyba chciał zgrywać niegrzecznego chłopca. Na tą myśl się uśmiechnęłam. A teraz był miły i spokojny.
- Od piątej do dziewiątej?
Patrzę na jego reakcje. Odchyla głowę i przeczesuje ręką włosy. Myśli krótką chwile.
- Dobrze.
- Wiesz, że możesz się jeszcze wycofać – rzucam. Chciałam, żeby był przekonany swojej impulsywnej decyzji.
Zaśmiał się, a mi zatrzepotały motyle w brzuchu. Uspokój się, Charlie – nakazałam sobie
- Nie chcę się wycofać. Mówiłem ci to wcześniej. Mogę zacząć jutro?
- Myślałam, że chciałeś poznać miasto.
- E tam – machnął ręką. – Na to będę miał dużo czasu jeszcze.
Uśmiechnęłam się do niego. Czemu on jest teraz dla mnie taki miły? Nienawidziłam go za to. A może nienawidziłam siebie za to jak na to reaguje.
- Jakie masz plany na później?  – spytał nagle.
- Nie mam żadnych – odpowiedziałam szczerze.
Uśmiechnął się.
- To mam szczęście
Zabrzmiało to jak pytanie.
- Czyli chcesz się ze mną umówić – zapytałam prosto z mostu.
- Nie chciałem pytać tak otwarcie. – Pochylił się ku mnie i jego usta znalazły się centymetry od mojego ucha. – Ale tak – szepnął.
Zachichotałam, a on się odsunął i znowu normalnie usiadł na krześle.
- Więc? – zapytałam, a on spojrzał na mnie jakby nie wiedział o co mi chodzi. Uśmiechnęłam się  - Gdzie chcesz mnie zabrać?
- Zadziwiasz mnie, Charlie Wilson. Rano mnie nienawidziłaś, a teraz masz zamiar iść ze mną na wycieczkę. Jestem mile zaskoczony.
Sama nie wiedziałam dlaczego. Sama się sobie dziwiłam, ale co mi tam.
- Lubię zaskakiwać ludzi – powiedziałam tylko.
Will wstał, podszedł do mnie i podał mi rękę.
- Idziemy?

Pożegnaliśmy się z Howardem i Dennisem i od razu wyszliśmy z warsztatu.
Pogoda była ładna. W końcu był wrzesień w Georgii. Może trochę mniej niż trzydzieści stopni. Poszliśmy w stronę parku, który był zaraz obok.
- No to jaką wycieczkę miałeś na myśli? – zapytałam po chwili.
- Możesz mnie oprowadzić po okolicy – powiedział, a ja zdałam sobie sprawę, że nadal trzyma mnie za rękę.
Zaczerwieniłam się, ale nie wyrwałam się mu. To było dziwne. Choć dziwniejsze było to co się stało potem. Will pociągnął mnie za sobą tak, że wróciliśmy do punktu wyjścia, a potem z kieszeni wyciągnął kluczyki do auta. Wypuścił moją rękę i otworzył mi drzwiczki.
- Wskakuj – rzucił z uśmiechem.
Stanęłam jak wryta. Will zaprosił mnie na przejażdżkę autem, o którym zawsze marzyłam. Nie mogłam się opanować i opadła mi szczęka. Szybko ją zamknęłam i ruszyłam w stronę auta. Jak mogłam odmówić?
Wsiadłam i od razu wciągnęłam zapach nosem. Pachniało w nim jak powinno. Trochę Willem, trochę starością samochodu. Wiem, że musiało to wyglądać przerażająco, ale musiałam to zrobić i nie żałowałam.
Nie zauważyłam kiedy Will usiadł za kierownicą.
- Podoba ci się? – zapytał.
Co za idiotyczne pytanie. Jakby nie wiedział.
- Jest cudowny. Nie wiesz, ile bym oddała za taki samochód.
Zaśmiał się Nie rozumiałam co w tym było śmiesznego.
- Bawię cię?
- Ten samochód nie tylko ładnie wygląda.
Nie wierzyłam, że on to powiedział. Myślał, że byłam jakąś pustą laską, która chcę mu zaimponować. No to dałam mu tego co chciał.
- Nie wątpię w to – powiedziałam i owinęłam sobie lok wokół palca. – To opowiedz mi o twoim maleństwie.
Will spojrzał na mnie i coś mu mignęło w oczach.
- Nie chcesz słuchać. Nudy, a pewnie i tak nie zrozumiesz.
Jak śmiał! Że niby ja nie wiedziałam nic o tym aucie!
-Ford Mustang z 1966 roku, silnik V8 – zaczęłam recytować jak z podręcznika. –Trzysta dwadzieścia koni mechanicznych, manualna skrzynia biegów i tylni napęd. – Zatkało go. – Jestem córką mechanika.
- Nie powinienem w ciebie wątpić. Przepraszam – powiedział i skinął głową z uznaniem. – Umiesz zmienić oponę?
- Jasne. Umiem również zmienić olej, naprawić klimatyzacje, wymienić szybę, zrobić lekkie naprawy silnika  i tym podobne.
- Zadziwiasz mnie, Charlie Wilson. Może kiedyś pomożesz mi przy pracy?
- Zobaczymy – podsumowałam i mrugnęłam do niego.
Patrzył na mnie z podziwem, a potem przekręcił kluczyk, otworzył dach i ruszyliśmy.
Nie wiedziałam gdzie Will mnie wiezie. Minęliśmy znak, który mówił, że wyjechaliśmy Grace Village i po prostu jechaliśmy przed siebie. To była magiczna chwila.
- Gdzie jedziemy? – krzyknęłam.
- Nigdzie. Zaraz wracamy. Wiem, że chciałaś się przejechać.
Uśmiechnęłam się. Zaczynałam go lubić jeszcze bardziej.
Po jakiejś godzinie Will podjechał pod dom… Cola. Przynajmniej kiedyś nim był. Myślałam, że jest opuszczony. Will chciał mnie nastraszyć?
- Wejdziesz czy mam cię odwieźć do domu?
Zaraz, zaraz, czy on tu…
- Mieszkasz tu?
- Tak. Czemy cię to tak dziwi?
Wyglądałam na zdziwioną? Nie wiedziałam.
- Mój stary przyjaciel kiedyś tu mieszkał. Myślałam, że dom jest opuszczony.
Tym razem on wyglądał na zaskoczonego, ale także zaciekawionego.
- Alex i ja dostaliśmy go w spadku po wuju. Nie wydaje mi się żeby miał syna. Jak się nazywa twój stary przyjaciel?
Co go to tak zainteresowało? Przecież to nie było ważne. Prawda?
- Mercer. Cole Mercer. Wyprowadził się cztery lata temu.
- Mercer? To na pewno nie nazwisko mojego wuja.
Zaniepokoił mnie ta dociekliwością.
- Może wynajmował im to tylko – powiedziałam i położyłam mu rękę na ramieniu. – To nie jest ważne. Czy twoje zaproszenie jest nadal aktualne?
Spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Po czym wysiadł i otworzył mi drzwi.
- Jaki gentelman – powiedziałam.
Złapał mnie za rękę i pomógł mi wysiąść , a potem pocałował mnie w dłoń.
- Dla ciebie, zawsze – szepnął mi do ucha.
Dom od środka wyglądał jak dawniej. Klimatyczne wnętrze, stare meble. Rodzice Cola zawsze lubili horrory, więc uznali, że jak mają taki wielki, stary dom na wzgórzu, to czemu nie zrobić z niego czegoś co dorównuje strasznym domom z filmów. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie.
Will pociągnął mnie w głąb domu, aż do kuchni.
Pani Mercer uwielbiała swoją kuchnie. To był jej świat. Lepiła najlepsze pierogi na Ziemi. A żeby jej się je dobrze robiło, zaprojektowała wspaniałą kuchnie. Brązowe szafki wisiały na każdej ścianie, a na środku stała lada, która była pomysłem pana Mercera. Nie chciał mieć zwyczajnej kuchni. Za to chciał bar.
Usiadłam przy jednym stołku.
- Napijesz się czegoś? – głos Willa oderwał mnie od wspominek.
- Masz sok pomarańczowy?
Nie odpowiedział tylko wyjął z szafki dwie szklanki, karton soku i podał mi.
- Proszę – mrugnął do mnie i usiadł obok.
- Czemu się przeprowadziliście? – rzuciłam szybko, bo to pytanie od dwóch dni latało mi w głowie. - Przepraszam, że pytam tak prosto z mostu. Po prostu jestem strasznie ciekawa, a tak naprawdę dopiero teraz normalnie rozmawiamy.
- Normalne pytanie. Nie wiem od czego zacząć. – Złapał mój stołek i obrócił tak, żebym siedziała z nim twarzą w twarz. – Uczyliśmy się w szkole dla trudnej młodzieży. Alex coś przeskrobał i wkopał nas obu. Po jakimś czasie pozwolili nam odejść, a my uznaliśmy, że chcemy zacząć od nowa. Gdzie nikt nie zna naszej historii i nie będzie nas wytykał palcami.
Nie wiedziałam jakiej odpowiedzi się spodziewałam, ale zaskoczył mnie.
- A co Alex przeskrobał? – Spytałam, ale od razu dodałam – Nie musisz mi mówić, jeśli nie chcesz.
- Chcę. Szczerze, nikomu o tym nie mówiłem. Miałem wiele psychologów, którzy próbowali ze mnie to wyciągnąć, ale nie umiałem. Nie chciałem. Nie wiedziałem jak.
- Nie musisz…
Nie udała mi się próba przerwania mu.
- Ale chcę. – Złapałam go za rękę, sama nie wiedziałam dlaczego. – Alex wywołał pożar w szkole, do której wcześniej chodziliśmy. Nie chciał tego zrobić. Nie chciał zrobić komukolwiek krzywdy. Pomagałem mu zgasić ogień, ale nie daliśmy rady. – Mówił coraz ciszej, a jego palce mocno ściskały moje. - Rozprzestrzenił się zbyt szybko. Alex się przyznał, a ja uznałem, że nie zostawię go samego, więc powiedziałem, że też przy tym byłem. – Skończył, a potem zbliżył moją rękę do swojego policzka.
- Czemu mi to powiedziałeś? – spytałam szeptem.
- Nie wiem.
Odbiło mi, ale wstałam i przytuliłam się do niego. Po paru minutach do kuchni weszła tajemnicza blondynka z kafeterii. Co ona tu do cholery robiła? Odsunęłam się od niego.
- Przepraszam. Chyba przeszkodziłam w czymś.
- Ty zawsze wszystkim przeszkadzasz – rzucił poirytowany Will
Dziewczyna podeszła do lodówki i wyjęła jogurt.
- Will. Nie przedstawisz mnie swojej dziewczynie?
Okej, na pewno nie była jego dziewczyną. Czyli pewnie Alexa.
- Brook, to Charlie. Jest córką mojego nowego szefa. Chodzimy razem na hiszpański. Charlie, to Brooklyn, moja kuzynka.
Kuzynka?! Tego się nie spodziewałam.
- Cześć – wyciągnęłam do niej rękę, ale ona mnie okrążyła i wyszła.
- Miło mi – krzyknęła tylko.
- To było dziwne – powiedziałam i usiadłam na stołku.
Will się zaśmiał.
- Brooklyn jest specyficzną osobą. Nie każdy ją lubi.
- Nie dziwie się. – powiedziałam, a po chwili zdałam sobie sprawę, że na głos. – Nie powinnam tego mówić. To niegrzeczne.
- Nie było niegrzeczne, tylko prawdziwe. Brooklyn potrafi być niezłą suką. Nie przejmuj się nią.
Nie pocieszył mnie. W ogóle.
Spojrzałam na zegarek, który miałam na ręce. Siódma trzydzieści! Kolacja z Howardem. Zapomniałam.
- Will, przepraszam, ale musze iść. Miałam zjeść kolacje z Howardem o siódmej.
Wstałam i ruszyłam ku drzwiom. Will poszedł za mną.
- Podwiozę cię.
Wyszliśmy szybko, otworzył mi drzwi (zawsze gentelman), a potem migiem wskoczył do auta i odpalił.
Po paru minutach byliśmy już przed moim domem.
- Dzięki. – powiedziałam.
- Za co? – spytał zaciekawiony.
- Za miły dzień – powiedziałam i pocałowałam go w policzek.
- Mi też było miło.
Za to on złapał mnie za rękę i w nią pocałował.
Nie wiedziałam co jest między nami. Czasem było niezręcznie, czasem słodko. Znałam go od trzech dni. Lubiłam go od tego popołudnia, ale coś w nim było, że przyciągał mnie do siebie jak magnes.
Gdy wychodziłam z samochodu, zatrzymał mnie jego głos.
- Przyjdę jutro do pracy.
Uśmiechnęłam się.
- Super. To do jutra.
- Słodkich snów.
Wyszłam, a on pojechał. Chwile stałam na podjeździe patrząc, jak wjeżdża na górę. Wmawiałam sobie, że patrzyłam na samochód, ale coraz bardziej w to wątpiłam.
- Przepraszam – krzyknęłam od razu jak przekroczyłam próg. Odpowiedziała mi cisza.
Nie lubiłam być sama w domu. Za dużo horrorów się naoglądałam, ale uwielbiałam spędzać czas z Howardem.  W końcu był moim tatą. Zastanawiałam się, gdzie mógł się podziać, choć nie długo, bo od razu pobiegłam do swojego pokoju.
Wszyscy mi się dziwili, że zawsze miałam porządek w moim pokoju. Po prostu taka byłam. Poukładana. Uwielbiałam mieć wszystko na miejscu, ale chyba najbardziej lubiłam, gdy wchodziłam do pokoju, a mój wzrok przyciągały regały pełne książek, a nie sterta ubrań na podłodze. To wyglądało tak ładnie.
Chwile odpoczęłam i miałam zamiar zabrać się za lekcję, ale uświadomiłam sobie, że zostawiłam plecak w warsztacie.
Zadzwoniłam do niego. Niestety, jak to Howard, nie odebrał. Gdy tak robił tłumaczył się, że w warsztacie było za głośno i nie słyszał jak dzwonie. Zawsze mnie to bawiło, choć nie wtedy. W tym wypadku musiałam wstać i pobiec do warsztatu, bo lekcje same się nie odrobią.
Dziękowałam za to, że to nie było tak daleko. Normalnym krokiem można było znaleźć się tam w dziesięć minut. Ktoś mógłby powiedzieć, że Grace to małe miasteczko i wszyscy mają wszędzie blisko. Racja. Warsztat Howarda był bardzo blisko centrum, a przez centrum mam na myśli mały placyk z kościołem na środku. Za to mieszkaliśmy na obrzeżach, więc mały spacerek sobie robiłam.
Był pierwszy dzień szkoły, więc Dennis ulotnił się wcześniej. Już miałam wejść do biura Howarda, ale usłyszałam tam jakąś kłótnie.
- Zwariowałaś – krzyknął Howard. – Pojawiasz się nie wiadomo dlaczego i prosisz o takie rzeczy. Jak możesz!
Zdziwił mnie. Zazwyczaj był spokojny, a nawet jak się zdenerwował i krzyknął to po chwili znowu był sobą. Reakcja w gabinecie sprawiła, że go nie poznałam.
- Howard, pozwól mi wyjaśnić – usłyszałam nieznajomy głos. Kobiecy.
- Nie! – znowu krzyknął, ale tym razem podkreślił swoją wypowiedź uderzeniem pięścią w biurko tak mocno, że aż podskoczyłam. – Powinnaś wyjść. – Tym razem jego ton był spokojniejszy. Kobieta jednak nie zrobiła tego.
- Proszę, daj mi szanse – szepnęła tak cicho, że ledwo ją usłyszałam.
Nie wiedziałam jak Howard zareagował. Może potrząsnął głową. Po chwili usłyszałam kroki zmierzające w stronę drzwi. W moją stronę. Musiałam się szybko schować. Wybrałam jeden z dwóch samochodów i skoczyłam na tylne siedzenia nie zamykając przy tym drzwi, żeby nie robić hałasu.
Odczekałam pięć minut i wyszłam z samochodu.
Stojąc w progu zobaczyłam Howarda siedzącego przy biurku z opuszczoną głową. Był albo strasznie zmęczony, albo smutny, albo nieźle wkurzony.
- Hej – powiedziałam. – Zapomniałam plecaka.
Na dźwięk mojego głosu Howard uniósł szybko głowę i się uśmiechnął. Wiedziałam, że to nie jest prawdziwy uśmiech.
- Charlie, przepraszam, że nie zdążyłem na kolacje. Utknąłem w rozliczeniach – powiedział i pokazał ręką strasznie duże stosy papierów, które leżały na około niego.
- Nic się nie stało – uśmiechnęłam się i usiadłam przed nim. – Ja też się spóźniłam, więc nie byłoby i tak co jeść.
Howard wyglądał na zaskoczonego.
- Co robiłaś? – spytał podejrzliwie.
- Jeździliśmy z Willem po okolicy.
- Z Willem? Myślałem, że go nie lubisz. Ja ostatnio zobaczyłem was razem byłaś bliska rzuceniem go talerzem.
Zaśmiałam się.
Wytłumaczyłam mu, że z Willem postanowiliśmy zacząć od nowa naszą znajomość. Opowiedziałam mu też o pierwszym dniu, Alexie, którego Ruby nienawidzi od pierwszego wejrzenia i o Brooklyn. Uznał, że jest za stary na takie opowieści. Chwile się pośmialiśmy, a potem poszliśmy do domu.

Gdy byliśmy w domu szybko zrobiłam spaghetti, zaniosłam do salonu gdzie Howard zdążył się rozsiąść na kanapie i położyć nogi na stole. Szybko je zrzuciłam, pogroziłam palcem, a potem zabrałam się za lekcje w kuchni.
Nasza kuchnia była normalna. Zielone wiszące półki, kuchenka, lodówka. Była połączona z jadalnią. Niewielki drewniany stół stał prawie na samym środku pomieszczenia. Nie lubiłam tego,  bo rano obijałam się o niego biodrem, ale zawsze tak było. Nie było wiadomo czyja to wina, ale nie wyobrażałam sobie, żeby stał w innym miejscu.
Jakoś po dziesiątej byłam gotowa iść spać. Lekcje odrobione, a ja cała czyściutka i przebrana w piżamkę. Oczywiście nigdy nie chodziłam spać o dziesiątej, więc zabrałam się za czytanie opowiadania, które wysłała mi koleżanka ze szkoły. Sophie miała niesamowity talent do pisania. Zawsze zaskakiwała mnie tematyką swoich opowiadań. Jak już miałam zagłębić się w jedno o Aniele, Demonie i Duszy zadzwoniła do mnie Ruby.
- Ruby, wiesz, że cię kocham, ale czemu dzwonisz do mnie o dziesiątej?
- Pożar! – krzyknęła.
Co?!
- Ruby, o czym ty mówisz? – Byłam zdezorientowana.
- Kościół się pali – starała się mówić spokojnie, co nawet jej wychodziło. – Musisz wpaść. Niezły widok.
Tak to na pewno była moja przyjaciółka. Ona zawsze zamieniała bardzo poważne sytuacje w żart.
- Okej, zaraz będę.
Zbiegłam na dół i szybko założyłam sweter i buty.
- Howard! Kościół się pali. Idę zobaczyć czy coś się komuś stało.
Wyszłam  i ruszyłam w stronę unoszącego się dymu. Było go aż nadmiar. Można się było udusić.
Zobaczywszy Ruby mocno ją przytuliłam.
- Co się stało? – zapytałam przejęta.
- Jeszcze nie wiedzą. Wilson, czy ty przyszłaś w piżamie?
Uderzyłam ją leciutko w ramie.
- Nieładnie się nabijać z ludzi. Szczególnie w takich sytuacjach.
Pocałowała mnie w policzek.
- Wiem, spokojnie. Na szczęście nikomu nic się nie stało. – Zapewniła mnie.
Nagle za jej plecami pojawił się Connor. Ciężko go było nie zauważyć jak przewyższał ją jakieś trzydzieści centymetrów.
- No to mamy ładne ognisko. Tak na koniec lata – powiedział i mrugnął do nas, a my się zaśmiałyśmy.
Wszyscy, którzy stali na około nas popatrzyli na nas morderczym wzrokiem.
- Ciekawe co się stało – szepnęłam.
- Nie ma się co przejmować – powiedział Connor. – Na szczęście nikomu nic się nie stało.
Ruby i ja ledwie powstrzymałyśmy się od kolejnego ataku śmiechu.
- Co? – zapytał Connor. – Co ja takiego powiedziałem?
Przeczesałam ręką jego włosy.
- Nic – powiedziałyśmy jednocześnie.
- Odegram się kiedyś na was za ukrywanie przede mną wielu rzeczy – pogroził.
Pogroził to może za dużo powiedziane. Connor nie umiał być straszny.
Oderwałam oczy od przyjaciół, którzy kłócili się na temat naszych sekretów. W tłumie zobaczyłam Willa, Alexa i Brooklyn.
Will puścił do mnie oko. Uśmiechnęłam się i pomachałam mu.
- Wilson, czemu im machasz? - spytała Ruby.
- A czemu nie?
- Myślałam, że ich nie lubimy.
- Nie lubimy Alexa. Willa nawet nie znasz.
- Bronisz go? – spytał retorycznie Connor
Kurde. Broniłam? Nie zdawałam sobie z tego sprawy.
- O mój boże – powiedziała Ruby i wskazała na moją twarz. – Przygryzasz wargę! Tylko przy jednej osobie tak robiłaś.
Cole. Znowu zaczynamy o nim.
- Wcale nie! To nie ma nic wspólnego z Willem, ani Colem.
Connor pogłaskał mnie po ramieniu.
- Spokojnie, Charlie. Nie chcieliśmy na ciebie naskakiwać. Chodźcie, odprowadzę was – powiedział i pchnął nas daleko od pożaru.
Czy mieli racje? Broniłam Willa? Musiałam z tym przestać. Znam go dopiero od trzech dni. Muszę sobie to non stop powtarzać – pomyślałam. - Zobaczymy co będzie między nami za miesiąc
Najpierw odprowadziliśmy Ruby, a potem ruszyliśmy pod mój dom.
- Wszystko okej? – spytał Connor
- Tak. – Uśmiechnęłam się.
- No to co jest między tobą a Willem? Nie poznałem go, więc nie będę cię oceniał. Ruby tu nie ma. Powiedz mi.
- Nic nie ma. Spędziliśmy jeden miły dzień, tylko tyle.
- Byłaś dzisiaj z nim?

Opowiedziałam mu o mojej przejażdżce i o starym domu Cola, a gdy doszliśmy do domu uściskał mnie, a potem weszłam do środka.

niedziela, 19 stycznia 2014

Recenzja nr 8

"Crescendo" to druga część cyklu "Szeptem" autorstwa Becci Fitzpatrick. W tej części wszystko się komplikuje, choć nie od razu.
Na początku książki wszystko jest jak należy. Nora i Patch są razem. Zaczynają się wakacje, a dziewczyna zapisała się do szkoły letniej. Wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale nagle wszystko się zaczyna psuć. Ktoś wysyła jej wiadomości, a wraz z jednym dołączył dziwny pierścień. Teraz Nora musi odkryć kto komplikuje jej życie, a co najważniejsze, kto zabił jej ojca.
Żeby tego było mało jej związek się popsuł. Patch nie odpowiedział jej po tym, gdy powiedziała my, że go kocha, więc zakończyła to, a on zaczął się zadawać z jej największym wrogiem, Marcie.
Do miasta przyjechał stary kolega Nory, Scott, ale on jest Nefilem i Nora nie wie czy może mu zaufać.
Czy Nora dowie się kto zabił jej ojca? Czy będzie mogła zaufać Scottowi? Czy Nora i Patch będą żyli długo i szczęśliwie?
Niesamowita opowieść o zwyczajnej szesnastolatce, której życie zmienia się, po pojawieniu się jednego chłopaka. Historia, która wciąga cię i nie wypuści, aż do ostatniej strony.