czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział 6

Rozdział 6

Nigdy bym się tak nie zachowała. Zawsze byłam grzeczną, miłą, poukładaną dziewczynką. Może lekko przesadziłam? Nie no jakoś bardzo złe to nie było. Po prostu inne. Ale nie mogłam inaczej zareagować. Wiadomość, którą dostałam w odpowiedzi strasznie mnie wystraszyła.
„Ktoś przez nich zginie”
Szłam szybkim krokiem przez korytarz nie zwracając na nikogo uwagę. Było na nim mało ludzi, ale jednak zdarzyło mi się parę razy uderzyć kogoś przez przypadek ramieniem.
Wydawało mi się, że ktoś za mną woła moje imię, ale szłam dalej. Nie odwróciłam się. Nie chciałam. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Wyszłam z kafeterii dlatego, że nie chciałam zemdleć na oczach wszystkich. Nie mogłam oddychać, ale również nie mogłam się zatrzymać. Chciałam wyjść ze szkoły i nie wracać. Znaleźć się w domu. Poczytać. Nie mogłam. Wiedziałam o tym. W życiu nie wagarowałam. Czemu miałoby się to zmienić właśnie w tym momencie?
Ostatni raz byłam w takim stanie jak miałam 9 lat. Wtedy miałam ostatni atak astmy.
Zaczęłam kaszleć. Musiałam usiąść. Ledwie trzymałam się na nogach. Gardło mnie paliło.
Nagle znalazłam się w ramionach Willa, który uratował mnie przed upadkiem. Wziął mnie na ręce i zaniósł do najbliższej sali. Gdy mnie puścił usiadłam na krześle i od razu spuściłam głowę i próbowałam się uspokoić.
- Charlie, proszę odpowiedz mi – dopiero teraz go usłyszałam. – Charlie, proszę. Nie wiem co robić. Co się dzieję? Jak ci pomóc?
- A a astma – nie mogłam tego wypowiedzieć normalnie. Kaszel mi na to nie pozwalał.
- Masz lek?
Potrząsnęłam przeczącą głową.
- Charlie, spójrz na mnie. -Will kucnął przy mnie i złapał moje ręce w jego. Podniosłam głowę, a jego niesamowicie zielone oczy znalazły się na wysokości moich. Był przerażony. - Patrz na mnie i słuchaj. Spróbuj się uspokoić i oddychać. Wdech nosem, wydech ustami – jego głos działał na mnie bardzo uspokajająco. Zrobiłam co mi kazał. Trochę się uspokoił i się uśmiechną. – Dobrze, rób tak cały czas. Wdech.. – wziął wdech. - … i wydech. – wypuścił powietrze. – Właśnie tak. – Usiadł i objął kolanami głowę. – Ja pierniczę, Charlie, ale mnie nastraszyłaś. To nie był atak astmy na szczęście, ale nie rób mi tego więcej – mówiąc parę ostatnich słów spojrzał na mnie i oparł się o biurko nauczyciela. – Nie umiem sobie przypomnieć, kiedy ostatnio tak się wystraszyłem.
Usiadłam obok niego i złapałam go za rękę.
- Przepraszam, nie wiem co się ze mną dzieje. – Lekko skłamałam. Bo jak mnie uspokoił dobrze wiedziałam, że to był atak paniki i dobrze wiedziałam dlaczego.
Jego druga ręka nagle znalazła się na moim policzku.
- To nie jest ważne. Najważniejsze, że nic ci nie jest.
Uśmiechnęłam się.
- Dobrze, że za mną pobiegłeś. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.
- Ja też nie – zaśmiał się, a ja szturchnęłam go w ramię.
- Dzięki za pomoc, Will.
- Zawsze do usług, Charlie.
Jego usta znalazły się tak szybko na moich, że nawet nie zdałam sobie sprawy przez pierwsze parę sekund, że William Scott mnie pocałował. Jego usta były takie miękkie, a on sam był przy tym taki delikatny. Odwzajemniłam pocałunek. Gdy rozchylił mi wargi, aby nasze języki się spotkały położył mi jedną rękę na talii, a kciukiem drugiej ręki głaskał mnie po policzku. Objęłam go za szyje i nic nie było wstanie nas rozdzielić poza dzwonkiem, który wtedy wybrzmiał. Oderwaliśmy się od siebie.
- Lepiej się ruszyć zanim pojawi się tu nauczyciel – szepnęłam.
Zachichotał.
- Masz rację.
Wstał, a potem podał mi rękę. Szybko wyszliśmy w kierunki sali od geografii.
- Wszystko okej? – spytał się.
- Tak, czemu nie?
- Bo przed chwilą nie mogłaś oddychać, a ja umierałem ze strachu.
A ja myślałam, że chodzi o pocałunek.
- Żyje i oddycham tylko dzięki tobie – uśmiechnęłam się pokazując przy tym zęby i uniosłam kciuk w górę. Musiałam głupkowato wyglądać.
Nagle złapał mnie za ramiona i przygwoździł delikatnie do ściany. Potarł nos o mój, a ja objęłam go za szyje.
- Wyglądasz uroczo jak się tak uśmiechasz – wymruczał mi do ucha.
Jakby czytał mi w myślach. Nie dość, że pocieszył mnie, że nie wyglądam głupkowato, to jeszcze sprawił, że czułam się czegoś warta. Co za dzień!
- Masz zamiar mnie jeszcze kiedykolwiek pocałować?
- Strasznie ci się śpieszy. Ledwie się znamy. Powinniśmy parę razy się spotkać zanim będzie coś poważnego między nami i… - uciszył mnie kolejnym, ale krótkim pocałunkiem.
- Charlie Wilson, zostaniesz moją dziewczyną?
Zaśmiałam się, ale przy tym chyba też zarumieniłam, bo nagle zrobiło mi się gorąco na samą myśl o tym co będzie jak powiem tak.
Złapałam wargę między zęby.
- Kto tu mówi od razu o związku?
- Oj, Charlie. Życie jest krótkie.
Znowu mnie rozśmieszył. Oparłam dłonie na jego klatce piersiowej.
- Ale nie przesadzasz lekko?
Zaczął rysować nosem linie na mojej szyi. Poczułam jego oddech na karku.
- Czemu?
Wiedziała,  że się uśmiechał, tak dobrze, jak wiedziałam, że mi nie odpuści.
- A będziesz mnie traktował jak księżniczkę?
Uśmiechnął się pokazując te cudowne dołeczki. To nie mogło się dziać naprawdę.
- Zawsze.
Chciał mnie pocałować. Widziałam to w jego oczach, aż migotały ze szczęścia. Mogłam się założyć, że moje wyglądały podobnie. Will czekał na odpowiedź.
- Tak, ale mam warunki.
- Jakie? – zapytał powstrzymując śmiech.
- Po pierwsze zabierzesz mnie na prawdziwą randkę. Po drugie dalej chcę żebyś mi pomagał w matematyce. Po trzecie po lekcjach mam dostać listę paru faktów o tobie i po czwarte, najważniejsze,  będziesz mnie zawsze tak bosko całował.
- Da się zrobić – już miał to zrobić, ale mu przeszkodziłam. Wyrwałam się z jego objęć.
- A teraz przepraszam, ale jestem spóźniona przez mojego chłopaka na lekcje.
Ruszyłam przed siebie i tylko usłyszałam za sobą.
- Ten chłopak musi nieźle całować skoro pozwalasz mu się zatrzymywać cię przed zdobywaniem wiedzy.
- Jakbym potwierdziła to ego tego chłopaka by się powiększyło. Choć wątpię, że to możliwe, żeby było jeszcze większe – odwróciłam się, posłałam mu całusa i zniknęłam za drzwiami gdzie przywitało mnie spojrzenie pani Snow. Lodowate jak zawsze.
- Witamy, panno Wilson. Pierwszy raz widzę, żeby pani się spóźniła.
- Przepraszam. Byłam w toalecie i nie usłyszałam dzwonka – lepsze to usprawiedliwienie niż prawda. Jakby to brzmiało gdybym powiedziała: Przepraszam proszę panią, ale właśnie całowałam się pod ścianą z najprzystojniejszym chłopakiem pod słońcem, który, muszę wszystkich poinformować, jest mój. A to wszystko dzięki temu, że miałam atak paniki, bo jakiś psychol pisze do mnie dziwne wiadomości. Tak. Brzmiałoby to strasznie.
Zajęłam szybko wolne miejsce obok Ruby. Po paru minutach dostałam od niej liścik.
„Gdzie ty się podziewałaś?!”
Zignorowałam to i zaczęłam pisać notatki. Wiedziałam, że żeby zaliczyć geografie u pani Snow trzeba uważać na lekcjach, bo niestety na testach lubiła dawać rzeczy, których nie było w podręczniku.
Nie mogłam się teraz zajmować kłótniami z Ruby, bo miałam nie tylko naukę, ale również ważniejsze rzeczy na głowie, czyli kim jest tajemniczy nadawca wiadomości i czy te wiadomości mają coś wspólnego z pożarem kościoła.
Na ławce wylądowała nowa karteczka.
„Connor cię szukał przez całe piętnaście minut. Przez twoje głupoty stracił połowę przerwy na lunch.”
Nabazgroliłam odpowiedź.
„Źle się poczułam. Poszłam do pielęgniarki. Nie przejmuj się mną, a to, że Connor stracił piętnaście minut z życia to nie twoja sprawa.”
Kolejna.
„Nauczycielkę możesz okłamywać, ale mnie nie.”
I kolejna.
„Jak możesz mnie tak olewać.”
I kolejna.
„Charlie Wilson natychmiast powiedz mi co robiłaś przez połowę przerwy!!”
„Pogadamy po lekcjach.”
Ostatnia była ode mnie. I podziała. No może nie jak chciałam, bo nie gadałyśmy z Ruby do końca następnej lekcji, ale i tak to już coś.
Hiszpański zaczął być moim ulubionym przedmiotem, odkąd był jedyną lekcją, którą łączyłam z Willem. Gdy usiadł za mną w ostatniej ławce od razu miałam przeczucie, że będzie mi się lepiej uczyć nawet jeśli z taką nauczycielką jak Georgina.
- Hej, piękna.
Will nachylił się nad ławką i szepnął mi do ucha. Była jeszcze przerwa, a Ruby i Alexa jeszcze nie było, więc spokojnie mogliśmy rozmawiać.
- Hej, przystojniaku – mówiąc to, odwróciłam się do niego.
- Ma panienka plany na dzisiaj?
Uśmiechnęłam się moim „głupkowatym” uśmiechem.
- Miałam zamiar zrobić panu obiad, panie Scott.
Wyglądał na mile zaskoczonego.
- Myślałem, że zostawisz mi resztki.
Złapałam za jego ławkę i przysunęłam bliżej mnie.
- Raz chyba mogę zrobić wyjątek.
- Jakaś ty wielkoduszna. 
Kciukiem musnął moją dolną wargę, a mój wzrok spoczął na jego ustach.
- Staram się. - Już chciał mnie pocałować, ale odsunęłam się. – Powiedziałeś o nas Alexowi?
Wzruszył ramionami i zaczął się huśtać na krześle.
- Nie, a mogę?
- A może na razie to będzie taka nasza mała tajemnica?
- Jeśli ci bardzo zależy, zgoda.
Tym razem ja nachyliłam się nad ławką i pocałowałam go w policzek.
- Jesteś najlepszym sekretnym chłopakiem, którego zna się od czterech dni, jakiego można mieć.
Zaśmiał się.
- Dzięki, kotku.
Kotku? Chciałam mu coś powiedzieć, ale zauważyłam Ruby.
- Później porozmawiamy o zdrobnieniach.
- Dobrze, skarbie – szepnął.
- To już lepsze, ale serio musimy o ty porozmawiać.
Spojrzałam na Ruby, a on rozmawiała z Alexem.
- Will.
- Tak?
- Czemu Ruby rozmawia z Alexem?
Chwile trwało zanim odpowiedział.
- Nie wiem. Myślałem, że Ruby go nie lubi.
- Ja też.
Dzwonek. Ruby usiadła koło mnie, a Alex koło Willa. Dokładnie za moją przyjaciółką. Lekcja zapowiadała się ciekawie.
Nagle wszyscy przestali rozmawiać, a za drzwiami coraz głośniej było słychać stukot obcasów o podłogę. Oho.
Georgina stanęła przed tablica i zaczęłam pisać temat. Świst stykającej się z tablicą kredy był tak głośny, że powstrzymywałam się od grymasu. „Fiesta”. Serio? Wakacje. Czyli to znak, że trzeba budować zdania. Pełne zdania. Po hiszpańsku! Rozszerzony hiszpański, co ja sobie myślałam.

Po lekcjach myślałam tylko o jednym. O powrocie do domu. Niestety, czekała mnie poważna rozmowa z Ruby. Myśl o cudownym popołudniu z Willem poprawiała mi humor. Choć przez całą lekcje myślałam o tym, na co właściwie się zgodziłam. Chodzenie z Willem po czterech dnia. Szaleństwo, ale jednak przy nim czułam się zupełnie inna, a raczej wreszcie czułam się sobą. Nie wiedziałam w sumie dlaczego, ale przed Willem jedyną osobą przy której tak się czułam był Cole. No, ale Cola nie było od dawna, a ja nie miałam zamiaru płakać z tego powodu. Rok dumania nad tym co z nim mi wystarczył.
Zabrałam potrzebne książki z szafki i postanowiłam poczekać na Ruby przed szkołą. Przysiadłam na trawniku, chcąc pomyśleć co tak naprawdę chciałam jej pomyśleć, ale niestety Ruby pojawiła się szybciej niż myślałam. Usiadła obok.
- Wilson.
- Collins.
I to było tyle. Zapadła martwa cisza. Ruby zaczęła obracać oczami tam i z powrotem byle tylko nie patrzeć na mnie, więc opuściłam głowę i patrzyłam na moje splecione palce.
Po jakiejś chwili poczułam, że ktoś za mną stoi. Ktoś? Oj, no nie oszukujmy się. Przecież wiedziałam kto to. Wstałam z ziemi.
- Will, poczekasz na mnie pięć, może dziesięć minut?
Will, który patrzył na nią szeroko otwartymi oczami, przeniósł spojrzenie na Ruby, a potem z powrotem na nią.
- Dobrze. To spotkamy się w maleństwie – powiedział bardzo szczęśliwym tonem.
Uśmiechnęłam się. Gdybyśmy byli sami pewnie bym się zaśmiała.
Gdy Will poszedł, a ja miałam zamiar usiąść na opuszczonym przeze mnie miejscu na trawniku, Ruby wstała.
- Widzę, że się zaprzyjaźniliście – powiedziała tak bezczelnie, że chciałam jej dać w twarz. – Całowałaś się z nim. Uprzedzę twoje pytanie. Nie, ja nie pytałam. To było stwierdzenie. Gdy spóźniłaś się na geografie, byłaś cała w skowronkach, ale fakt że go pocałowałaś był na twoich policzkach. Rumieniłaś się.
- Ruby, wyjaśnię.
- Najpierw mnie wysłuchasz nie przerywając. Ty nigdy się nie rumienisz. Znam cię lepiej niż sądzisz i nawet jakbyś się starała to byś nie ukryła przede mną faktu, że między tobą a Willem coś jest i to coś dużego. Nie chcę cię oceniać. Wiem, że przesadziłam rano, ale znasz mnie tak dobrze jak ja ciebie i powinnaś wiedzieć, że nie lubię poznawać nowych ludzi, bo ja nie ufam byle komu. A jak jakiś obcy chłopak zjawia się w życiu mojej najlepszej przyjaciółki to nie wiem właściwie co robić. Choć jeśli chodzi o osoby, które kręcą się wokół ciebie to ufam w sumie tylko dwóm osobą. Connorowi i twojemu tacie. Ja po prostu się o ciebie troszczę i nie chcę, żeby Will złamał ci serce.
Po skończeniu po prostu patrzyła na mnie, a ja zamiast udzielić jej odpowiedzi to ją uściskałam.
- I za to cię kocham – szepnęłam jej do ucha.
Poczułam, że zaczyna się rozluźniać, więc ją puściłam.
- No to teraz możesz mi powiedzieć co masz zamiar robić teraz z Willem. – Ruby wróciła. – Albo jeszcze lepiej. Opowiadaj jak całuje.
Zaśmiałam się.
- Całuje naprawdę dobrze.
- Dobrze? Pff, to musi być słaby.
Szturchnęłam ją delikatnie łokciem i objęłam jej kark ramieniem.
- Niech ci będzie. Był naprawdę niezły, a wręcz znakomity. Zdecydowanie wiedział co robi.
- No to się cieszę, że znalazłaś doświadczoną partie.
Czasem denerwowała mnie takimi tekstami, ale po tym jakie mi piękne przemówienie powiedziała, nie mogłam się na nią złości.
- Mam pomysł. Pocałuj Alexa, a potem powiedz mi który lepiej całuje – powiedziała bardzo entuzjastycznie, wręcz za bardzo.
Skrzywiłam się.
- Nie będę całowała się z bratem mojego chłopaka – powiedziałam i od razu żałowałam, że nie przemyślałam tej wypowiedzi. Trzasnęłam się ręką w czoło, a Ruby wstrzymała oddech.
-Charlie Wilson, ty masz chłopaka?! Ach, ty dziwko – powiedziała podniesionym głosem, a nie na tyle głośno, aby ktoś usłyszał i klepnęła mnie w tyłek. – Bierz go, dziewczyno, ale pamiętaj. Znacie się cztery dni. Może wytłumaczę ci jak działają gumki.
Obruszyłam się.
- Ej no, wiem jak działają gumki. Nawet dziewice takie jak ja wiedzą.
- To dobrze. Dobrej zabawy – cmoknęłam mnie w policzek i już jej nie było.

- Więc może dzisiaj odpuścimy sobie naukę? – zaproponował Will, gdy wchodziliśmy do mojego domu.
Zostawiliśmy plecaki na komodzie przy drzwiach i poszliśmy do kuchni.
Will wyjął z lodówki dwie puszki coli i podał mi jedną
- Dlaczego mielibyśmy sobie odpuścić?
- Bo moglibyśmy porobić coś innego.
Zachichotałam.
- To, że niesamowicie całujesz, nie znaczy, że możemy tak po prostu odpuścić sobie naukę i iść się po obściskiwać na kanapę.
- Czemu nie?
Zabrał ode mnie puszkę, a potem obie położył na blacie, żeby było mu łatwiej objąć mnie w pasie i przyciągnąć do siebie.
-Will! – skarciłam go, ale on mnie nie puścił.
- Charlie, nie musimy się obściskiwać na kanapie jeśli nie chcesz, ale chcę cię poznać lepiej. Ja ci opowiedziałem o mojej przygodzie z Alexem. Rewanż?
- Możemy pogadać u mnie w pokoju. Weź picie, a ja wezmę coś do jedzenia.
 Położył mi dłoń na policzku, pocałował w czoło i nagle zniknął za drzwiami z puszkami w ręku, a ja przysłuchiwałam się jego krokom, które było słychać coraz ciszej i wreszcie ucichły.
W szafce ze słodyczami i różnymi innymi niezdrowymi rzeczami znalazłam paczkę chipsów, więc wsypałam je do miski, która leżała obok zlewu, czyściutka.
Wchodząc do pokoju zobaczyłam Willa, który przyglądał się toaletce. Były tam różne głupie zdjęcia, które zrobiłam sobie z Ruby i Connorem, ale także parę normalnych z Howardem. Moim ulubionym było to, które wisiało w prawym górnym rogu. Przedstawiało mnie, Howarda i Cola. Był to jeden z najlepszych dni w moim życiu. Popłynęliśmy na ryby, łódką którą pożyczyliśmy od rodziców Cola. To był sierpniowy poranek i miałam jedenaście lat. Były wakacje, więc nie musiałam się przejmować lekcjami. Po jakiejś godzince totalnej ciszy, Cole złapał rybę, ale zamiast ją wpakować do przenośnej lodówki rzucił ją we mnie. Byłam tak zła, ale potem rzuciłam ją w niego i tak zaczęliśmy się obrzucać, no a jak można przewidzieć historia kończy się tak, że wpadam do wody, a Cole próbując mnie wyciągnąć dołącza do mnie. Zdjęcie zrobił jeden z rybaków, którego wtedy poznaliśmy i był to moment, w którym staliśmy we trójkę na tle jeziora. Howard trzymał dwa niezbyt duże karpie, a Cole i ja ciągnęliśmy się za włosy cali mokrzy.
Uśmiechnęłam się na to wspomnienie, ale wróciłam myślami do rzeczywistości.
Gdy odłożyłam miskę na szafkę i położyłam się na łóżku. Dopiero wtedy Will oderwał wzrok od zdjęć i usiadł na brzegu łóżka.
- Opowiadaj, księżniczko
Szturchnęłam go nogą.
- Ej no, myślałam, że już sobie odpuścisz.
Dał mi znak ręką, żebym się przesunęłam, a potem położył się obok mnie. Oboje patrzyliśmy na biały sufit.
- Odpuszczam. Opowiedz mi o sobie, Charlie Wilson.
- A to nie ty miałeś mi napisać parę faktów o sobie?
- Tu mnie masz, nie zdążyłem. Jutro?
- Okej. No więc od czego zacząć. Nazywam się Charlie. Urodziłam się w Atlancie, czternastego lutego tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego siódmego…
- Czekaj, urodziłaś się w walentynki?
Uśmiechnęłam się do siebie.
- Tak, wiedziałam, że zwrócisz na to uwagę. Urodziłam się w najgorsze święto jakie może być.
- Nie przesadzaj. Kontynuuj.
- Jestem jedynaczką, a moja mama zginęła w wypadku samochodowym, gdy miałam sześć lat. Jestem bardzo ciekawską osobą, ale nie lubię, gdy ludzie dociekają mojego prywatnego życia, bo jestem bardzo zamknięta w sobie. Wiem o tym. Ruby zawsze mi powtarzała, że mogłabym się ogarnąć, w końcu nikogo nie obchodzi, że jestem wrażliwa i wstydliwa, a te cechy mogą mnie tylko zniszczyć, ale cóż poradzić, zawsze byłam grzeczną, cichą dziewczynką, która nie lubiła przeklinać ani bawić się w buntowniczą nastolatkę. Myślę, że powodem jest śmierć mojej matki, a raczej Howard, który nie mógł się z tym pogodzić – przerwałam i spojrzałam na Willa. Dopiero wtedy zauważyłam, że przyglądał mi się cały czas. Zrozumiałam też, że nigdy nikomu aż tak się nie zwierzałam. – Co? – spytałam go, a kącik jego ust powędrował w górę.
- Nic, po prostu wiem, że nie jest ci łatwo mówić o sobie.
- To prawda.
-…ale jednak mi mówisz.
- Bo chcę, żebyśmy się poznali.
- Dziękuję, że mi o tym mówisz – powiedział łagodnie i złapał mnie za rękę.
- Mówić dalej?
- Tak, już nie będę ci przeszkadzać.
Opowiedziałam mu, że przyjaźń z Ruby rozpoczęła się jeszcze przed śmiercią mojej matki, podczas zabawy w piaskownicy. Potem przyszła podstawówka. Ruby zrobiła sama proce, żeby rzucać papierowymi kulkami w chłopaków. Nauczycielka nie była z tego zadowolona, więc zabrała broń mojej małej przyjaciółce. Po lekcjach okazało się, że jeden z chłopaków zabrał naszej wychowawczyni proce, schowaną w szufladzie biurka i oddał ją Ruby. Był to Connor.
Nie wspomniałam mu nic o Colu. Przecież go nie znał. I tak gadaliśmy o różnych moich przygodach szkolnych, aż nastała czwarta po południu a ja musiałam zrobić obiad Howardowi.
Uznałam, że najszybciej będzie zrobić naleśniki, więc po jakiś trzydziestu minutach usiedliśmy z Willem w salonie z naleśnikami z owocami na talerzu, a potem pojechaliśmy do warsztatu.
- Chcesz mi pomóc w pracy? – spytał Will wysiadając z maleństwa.
- Może – puściłam mu oko.
Wchodząc do warsztatu wpadłam na kobietę. Była cała roztrzęsiona. Miała krótko obcięte blond włosy, ale jej twarz przykrywał ogromny czarny kapelusz i ciemne okulary.
Przytrzymała mnie za łokieć, żebym nie upadła.
- Przepraszam, nic ci nie jest?

Poznałam ten głos. To była kobieta, która kłóciła się z Howardem dzień wcześniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz